Igor Tuleya stał się prawdopodobnie najbardziej medialnym sędzią w naszym kraju. Małgorzata Gersdorf przeszła w stan spoczynku ponad rok temu. Serial „Sędzia Anna Maria Wesołowska” został przeniesiony do mniejszej stacji, a sędzia piłkarski Szymon Marciniak nadal nie otrzymał delegacji na mecz finału Ligi Mistrzów. W gąszczu nazwisk kojarzonych w Polsce z przestrzeganiem przepisów i wyciąganiem konsekwencji wobec winnych najgłośniej dziś słychać „Tuleya”.
Kiedyś w jednej z wypowiedzi sędzia Tuleya oznajmił, że podejmując się wykonywanego zawodu, obawiał się jedynie zagrożenia ze strony świata przestępczego, a dziś jego głównym wrogiem stał się rząd. Wszystko za sprawą kilku kontrowersyjnych wyroków i ich uzasadnień, które zostały głośno skomentowane przez Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro. Minister Sprawiedliwości wraz z innymi członkami Zjednoczonej Prawicy zdążyli już zarzucić sędziemu Tuleyi, że jego decyzje mają charakter czysto polityczny. I pewnie byłoby ciszej, gdyby ten charakter był politycznie poprawny. Niestety (a może na szczęście), dla niektórych pozostaje on postacią niewygodną.
W 2010 roku Igor Tuleya został powołany przez ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego na sędziego Sądu Okręgowego w Warszawie, w którym to przez jakiś czas pełnił również funkcję rzecznika prasowego. Jego kariera zawodowa zaczęła się komplikować m.in. za sprawą wyroku z 2013 roku, kiedy to sędzia Tuleya skazał kardiochirurga Mirosława Garlickiego za korupcję, uniewinniając go przy tym od innych poważnych zarzutów. Orzekający potępił wówczas działania władzy i służb działających za czasów pierwszego rządu PiS, porównując je do metod komunistycznych. Dwa lata później w wyborach zwyciężyła Zjednoczona Prawica i był to początek problemów Igora Tuleyi, których końca nie widać. Rząd Prawa i Sprawiedliwości w pewnym momencie zaczął być radykalny w kreowaniu swojej wizji sądownictwa w Polsce, co wiązało się z oskarżeniami ze strony sędziów, mediów, polityków i społeczeństwa o naruszanie niezawisłości tej instytucji. Tuleya zwrócił się do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w związku z obawami o łamanie standardów prawa w Polsce.
W grudniu 2016 roku doszło do absurdalnej sytuacji, biorąc pod uwagę fakt, że żyjemy w państwie demokratycznym. Politycy Zjednoczonej Prawicy postanowili przenieść obrady Sejmu z Sali Plenarnej do Kolumnowej, która to jest znacznie mniejsza. Posłowie partii rządzącej uchwalili tam między innymi ustawę budżetową na przyszły rok. Problem w tym, że działania związane z przeniesieniem obrad miały na celu utrudnienie udziału w nich opozycji. Rok później sędzia Tuleya nakazał prokuraturze wznowić umorzone śledztwo związane z zaistniałą sytuacją, a ujawnione przez niego zeznania Ryszarda Terleckiego wskazują na to, że działania PiS były perfidne i zaplanowane od samego początku.Specjalne ustawienie krzeseł, które miało utrudnić opozycji dotarcie na obrady i składanie wniosków formalnych, opuszczanie sali przez polityków tak, aby nie osiągnąć kworum – to tylko część wydarzeń z tamtego dnia. Igor Tuleya naraził się PiS po raz kolejny i stał się najbardziej znienawidzonym sędzią przez działaczy partii rządzącej.
Listopad poprzedniego roku był przełomowy. Igor Tuleya stracił immunitet w wyniku ataku ze strony Izby Dyscyplinarnej, która w ocenie wielu nie działa legalnie. Większość środowiska sędziowskiego uznała tę decyzję za niezgodną z prawem, a Sąd Apelacyjny w Warszawie stwierdził, że Tuleya jest w dalszym ciągu czynnym zawodowo sędzią RP. Sprawa sędziego Tuleyi prowadzona jest przez specjalny wydział w Prokuraturze Krajowej utworzony przez PiS do działań związanych m.in. z prokuratorami i sędziami. Tuleya otrzymał już kilka wezwań, które nakazują mu się stawić w siedzibie Prokuratury Krajowej w Warszawie celem przesłuchania i wyjaśnienia orzeczenia związanego z aferą głosowania w Sali Kolumnowej. Sędzia pojawił się przed budynkiem prokuratury, jednak jak sam poinformował – nie zamierzał brać udziału w tym wydarzeniu, które nomen omen uważał za bezprawne. W takiej sytuacji prokurator prowadzący może zażądać przymusowego doprowadzenia.
Od wielu lat w Polsce możemy zaobserwować, że sądy stają się coraz mniej niezależne. Każda z władz w coraz większym stopniu chce wpływać na orzecznictwo, biorąc pod uwagę swój polityczny cel. Wyraźnie widać wpływy zewnętrzne na sądowniczą kadrę i jej działania. Partia rządząca, chcąc podporządkować sobie cały aparat władzy, dotyka instytucji, które z założenia powinny być bezstronne. Czy tak powinna wyglądać demokracja? Czy taki stan rzeczy można nazwać pełną niezawisłością? Oceńmy to szybciej niż zrobi to historia.
Karol SZABANOWSKI