Weekendowy wieczór – spędzam go ze znajomymi, a obok nas siedzi grupa nastolatków. Bawią się dobrze, rzucają dowcipami, wspólnie się śmieją. Naszą uwagę przykuwa jeden żart. Myślimy, że się przesłyszeliśmy. Nie – oni naprawdę żartują z napaści seksualnej. Zamieramy.
Sytuacje tego typu mają charakter codzienny. Wielokrotnie jako uczeń szkoły podstawowej czy też gimnazjalnej, słyszałem żarty dotyczące wykorzystania seksualnego. W sumie nie ma się co dziwić, dowcipy przekazywane były przez roczniki starsze, które wyniosły je od ludzi dorosłych. Ten system działa od pokoleń – tzw. zamknięte koło. Jeszcze kilka lat temu brak było głośnych rozmów na temat napaści seksualnych. Ta sfera doświadczeń funkcjonowała jako tabu, powodując przy tym mityzację tego zjawiska. Brak było odpowiedniej edukacji, która jasno określiłaby, że żartowanie z gwałtów i innych podobnych sytuacji jest wysoce szkodliwe. Większość z nas doszła do tego wniosku dopiero wiele lat później. Wzbogaceni przez pewne doświadczenia zauważyliśmy niepokojącą stygmatyzację ofiar seksualnych. Zaczęto zrywać z tabu i głośno mówić o negatywnych skutkach, które niosła ze sobą mocno już ukształtowana przez naszych przodków kultura gwałtu.
W końcu przykład idzie z góry
Nie tak dawno, bo 24 kwietnia 2021 roku, India Kot na swoim Twitterze @skrecamywprawo opublikowała post: „Pamiętajcie, aby w dzień gwałtu gwałcić”. Można odnieść początkowo wrażenie, że jest to ironia. Niestety, pod publikacją internauci ochoczo dzielili się żartami dotyczącymi zjawiska przemocy seksualnej. Sama autorka postu nie wchodziła w polemikę, a wręcz kontynuowała już rozpoczęte dowcipy. Indię na Twitterze obserwuje ok. 8600 osób. Taka liczba obserwatorów może nie wydawać się duża, aczkolwiek za pomocą tych słów Kot dorzuciła trzy grosze do rozwijającej się cały czas kultury gwałtu. Po kilku tygodniach tweet został usunięty z powodu naruszenia zasad serwisu. Komentarzy podobnego typu nie żałuje uwielbiany przez młodszą część społeczeństwa Janusz Korwin-Mikke. Polityk co jakiś czas umieszcza na swoich mediach społecznościowych posty uwłaczające ofiarom przemocy. Jednym z głośniejszych jest ten z września 2020 roku, w którym żartuje z wagi zjawiska i odnosi się do, wymyślonego na potrzeby żartu, ruchu White Pussy Matters. O komentarz na temat powyższego zjawiska poprosiłem ekspertkę:
– Tego typu wypowiedzi stwarzają społeczne przyzwolenie dla takich zachowań. Niestety, sytuacje usprawiedliwiania działań agresorów są dosyć częste. Poszukując sprawiedliwości i przewidywalności w świecie, posługujemy się tzw. wiarą w sprawiedliwy świat. Prowadzi to z kolei do obwiniania ofiary za swój los poprzez wskazywanie, że swoim zachowaniem, nieodpowiednim ubraniem sprowokowała niejako agresora. To z kolei skutkuje obawą przed ujawnianiem sytuacji przemocowych. Warto również powiedzieć o tym, że takie wypowiedzi negatywnie wpływają na same ofiary. Mogą czuć się winne, może pojawić się w nich wstyd, a w niektórych przypadkach może dojść nawet do samookaleczania czy samobójstwa – komentuje pani psycholog, profesor Beata Pająk-Patkowska.
Problem kulturalny
Ile razy już byliśmy świadkami tego, jak główny bohater komedii trafia do więzienia i prezentowany jest popularny dowcip dotyczący się schylania się po mydło pod prysznicem? Żarty z gwałtów na mężczyznach stały się popularnym motywem w popkulturze. Jest on na tyle ugruntowany, że nie wzbudza żadnego oburzenia. Tego typu humor możemy znaleźć m.in. w filmie Quentina Tarantino „Wściekłe psy” – dialog prowadzony pomiędzy Panem Blondem a Grzecznym Eddiem jest tego idealnym przykładem. Niestety, gagi tego typu umacniają jeszcze inne szkodliwe stereotypy. Gwałciciel przedstawiony jest zazwyczaj albo jak czarnoskóry rosły mężczyzna, albo osoba homoseksualna, która w sposób nachalny napastuje głównego bohatera, odbierając mu przy tym godność i „męskość”. Zaznaczmy fakt, że skłonności do zachowań przemocowych nie są zależne od rasy, orientacji seksualnej czy płci.
Problem istnieje również w literaturze popularnej, do której należą m.in. powieści erotyczne i fantastyka. Autorzy zawierają w swoich dziełach elementy przemocy seksualnej, które często przedstawiają jako formę pożądanego zbliżenia między dwójką bohaterów (np. „365 dni” Blanki Lipińskiej) albo jako karę za ujmę na męskiej godności – „Cykl Inkwizytorski” Jacka Piekary. Twórcy tłumaczą występowanie tych zdarzeń fikcją literacką. Niestety w wielu przypadkach jest to tylko zabieg PR-owy, który ma oczyścić wizerunek pisarza. Kilkakrotnie byliśmy świadkami wypowiedzi autorów, którzy powielali szkodliwe komentarze swoich bohaterów, dając przy tym kulturalne przyzwolenie na tego typu praktyki. Krzywdzące przedstawienie ofiary gwałtu ma miejsce między innymi w „Achai” Andrzeja Ziemiańskiego. Główna bohaterka, mimo licznych gwałtów ze strony swoich towarzyszy niedoli niewolniczej, po otrzymaniu informacji o śmierci swoich oprawców była załamana – nazwała to „utratą swoich przyjaciół”.
Społeczne przyzwolenie
Nie tak dawno jeszcze nie poruszano tematów gwałtów, które miały miejsce w środowisku domowym, np. pomiędzy małżonkami. Uznawano, że w małżeństwie to nie zbrodnia. Kontrowersje wzbudziła wypowiedź z fragmentu nagranego wykładu prowadzonego przez Jacka Pulikowskiego.
– Ale posłuchajcie, panie, bardzo uważnie, co teraz powiem – żona nigdy nie powinna odmówić mężowi współżycia, gdy on proponuje. Jeszcze precyzyjniej – mąż nigdy nie powinien czuć się odrzucony! (…) Bardzo łatwo go zranić. Wobec tego odpowiedź: „– Nie. – Dlaczego? – Bo nie” jest absolutnie nieuprawniona. Odpowiedź: „Nie, bo nie mam ochoty” też jest absolutnie nieuprawniona. To nie od ochoty ma zależeć – mówił Pulikowski.
Takowe stanowisko nie było podejmowane wyłącznie przez osoby świeckie, ale również przez duchownych. Ta druga grupa często winę z oprawcy przerzucała na ofiarę, jako iż obowiązkiem kobiety jest poddanie się swojemu mężowi. W teraźniejszej rzeczywistości tego typu frazesy spotkałyby się z szeroką krytyką medialną. Wtedy natomiast nie wzbudzały one kontrowersji, po prostu o takich rzeczach się nie mówiło.
Według raportu o przemocy seksualnej Fundacji STER 87,6% ankietowanych doświadczyło molestowania seksualnego. Natomiast 94,6% zdarzeń, które przytrafiły się ankietowanym, nie zostały zgłoszone na policję. Raport fundacji został opublikowany w 2016 roku.
W mediach społecznościowych powszechnym widokiem jest wysyp publikowanych memów przez osoby starsze. Część z nich obśmiewa przemoc seksualną. Sytuację przedstawiają często jako coś zabawnego, jako zwykłe potknięcie się o własne nogi i komiczny upadek na ziemię. W odpowiedzi na te „komediowe” grafiki dostajemy wysyp kolejnych „żarcików”. Internauci sobie przyklaskują.
To wszystko skutkuje późniejszym brakiem poszanowania ofiar przemocy. Komentujący często usprawiedliwiają oprawcę, bo przecież „kusiła” wyglądem, bo „prowokowała”, bo „uraziła” męską dumę. Jednym słowem – internetowy lincz na pokrzywdzonej. Wzmacnianie już i tak solidnie zakorzenionych stereotypów powoduje jeszcze większą mityzację zjawiska. Traumy osób, które doświadczyły przemocy seksualnej, zostają pogłębiane. Napastnikowi natomiast dajemy ciche przyzwolenie do kontynuowania czynności przemocowych.
Kultura gwałtu to zjawisko mocno ugruntowane w życiu społecznym. Walka z nią powinna być głównym czynnikiem kreowania społecznego bezpieczeństwa. W końcu to my, jako społeczeństwo, kształtujemy naszą rzeczywistość i przyszłość. Edukacja młodszego pokolenia o konsekwencjach wynikających z aktów molestowania oraz o krzywdzącym działaniu żartów na temat nadużyć seksualnych powinna stać się priorytetem. Sami zaś nie bądźmy obojętni na zjawisko kultury gwałtu i reagujmy.
Kacper PIETRZAK