Najdłuższy wyścig życia

W 2019 roku Correa jeździł w F2 w barwach zespołu Charouz Racing System.
Źródło: Lukas Raich/Wikimedia Commons 

31 sierpnia 2019 roku na zawsze zapisał się czarnymi zgłoskami w historii motorsportu. Tego dnia, w wyścigu Formuły 2, na wyjściu z zakrętu Raidillon wydarzył się wypadek, w którym zginął Anthoine Hubert. W tym samym zdarzeniu ciężko ranny został Juan Manuel Correa. W drugi weekend maja Amerykanin, po ponad półtorarocznej przerwie, wróci do ścigania.

Z belgijskiego toru Spa-Francorchamps Correa został zabrany z połamanymi obydwiema nogami i lekkim urazem kręgosłupa. W momencie uderzenia w samochód Huberta działały na niego siły o wielkości 70G. W wywiadzie z the-race.com opowiadał, że miał wrażenie, że jego nogi trzymają się reszty ciała tylko dzięki temu, że przytrzymuje je kombinezon. Tydzień później musiał zostać wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej z powodu ostrej niewydolności oddechowej. Dopiero po wybudzeniu można było zabrać się za operowanie nóg. Lekarzom udało się uniknąć najgorszego scenariusza, którym była amputacja stopy. Rekonstrukcja powiodła się, jednak na drodze do pełnej sprawności stała długa rehabilitacja.

Po ponad dwudziestu operacjach i setkach godzin na sali treningowej Correa mógł zacząć myśleć nie tylko o powrocie do pełnej sprawności, lecz także do tego, co kocha – ścigania. Kibice z wielkim entuzjazmem przyjmowali kolejne informacje o jego startach w zawodach simracingowych w czasie zeszłorocznego lockdownu, jednak oczywiste było, że do powrotu na tor potrzeba jeszcze wiele pracy. W lutym Amerykanin poinformował, że w tegorocznym sezonie będzie startował w Formule 3. Choć wtedy dłuższe dystanse wciąż musiał pokonywać przy pomocy kul, był pełen optymizmu. – Wszystko było podporządkowane pod mój powrót do samochodu. To jedna wielka przygoda, jednak jestem do niej pozytywnie nastawiony – mówił w rozmowie z F1.com.

Gdyby nie wypadek, Correa nigdy nie spojrzałby na F3. Wszak w momencie, w którym jego kariera została przerwana w czasie wyścigu Formuły 2, był już dwukrotnym zdobywcą podium w tej serii – na torach w Baku i Le Castellet zajmował drugie miejsca. Sam swoją decyzję wyjaśnił w przywołanej wcześniej rozmowie – Po pierwsze, sezon zaczyna się później, co daje więcej czasu na przygotowanie, a po drugie mogę startować w barwach czołowego zespołu, jakim jest ART – podsumowywał.

Pierwsze testy na Red Bull Ringu na początku kwietnia pozwalały patrzeć w przyszłość z optymizmem. Correa przemógł mentalną blokadę, której się obawiał, jednocześnie będąc w stanie zniwelować straty powodowane przez ciągle doskwierające mu urazy. Jak sam podsumowywał, był zdecydowanie bliżej optymalnego tempa, niż się spodziewał, jednak wciąż sporo elementów należy poprawić. Swoje ograniczenia odczuwał zwłaszcza na mocnych dohamowaniach.

Amerykanin nie spodziewa się, że na czas wyścigów na torze pod Barceloną będzie przygotowany w stu procentach. Jak jednak sam przyznawał: – Jest to coś, z czym sobie poradzę. To tylko kolejne wyzwanie, a po wszystkim, czego dokonałem w ciągu ostatniego półtora roku, wydaje się ono bardzo małe – mówił w kolejnej rozmowie z F1.com. Należy pamiętać, że jazda w wyścigu to zupełnie co innego niż testy czy treningi, a dla 21-latka każdy kolejny start będzie formą rehabilitacji, pozwalającą mu wrócić na drogę, z której brutalnie zepchnięto go w sierpniu 2019 roku. Niezależnie jednak od tego jak dalej potoczy się kariera urodzonego w Quito zawodnika, już teraz jest on przykładem determinacji i nieustępliwości.

Rafał WANDZIOCH