Lewicowa poprawność polityczna rujnuje współczesne kino dużego i małego ekranu. A przynajmniej z taką opinią można się spotkać. W końcu jak inaczej uzasadnić naciągane dodatkowe wątki dotyczące różnego rodzaju mniejszości? Nierówna walka o dobrą reprezentację poszczególnych grup społecznych toczy się w przestrzeni publicznej od dawna. Z uwagi na rzekomą i często sztucznie wprowadzaną różnorodność, nie zapowiada się, że sytuacja szybko ulegnie zmianie.
Są pewne przywileje, z których istnienia wiele osób nadal nie zdaje sobie sprawy. Jednym z nich jest posiadanie godnej reprezentacji w przestrzeni kulturalnej. To ten moment, kiedy oglądamy film lub serial i metaforycznie odnajdujemy na ekranie samych siebie. Utożsamiamy się z przedstawionymi postaciami. Dostrzegamy w nich odzwierciedlenie swoich marzeń, zauważamy codzienne troski i zmagania podobne do naszych własnych. Tacy bohaterowie dają nadzieję, której czasem brakuje w codziennym życiu.
Pozornie wydawać by się mogło, że problem braku stosownej reprezentacji zostaje powoli zwalczany. Rzeczywiście, na przestrzeni ostatnich lat poczyniono w tym kierunku ogromne postępy. Chociażby Netflix, za którego działalność krytykuje go prawa strona sceny politycznej, zapewnia wachlarz inkluzywnych wątków poruszanych z różnych perspektyw. A jednak działania te nie zawsze osiągają pożądany efekt.
Problem z reprezentacją leży w tym, że jest ona postrzegano jako atrakcyjny towar. To coś na kształt trendu, który można z łatwością spieniężyć i twórcy filmowi doskonale zdają sobie z tego sprawę. Brak postaci przedstawiających mniejszości może skutkować krytyką i obniżeniem przychodów z produkcji. Rentowniej jest od początku zadbać, by takowe postacie się pojawiły. Nikogo nie obchodzi, co będzie z nimi dalej. Dlatego też tacy bohaterowie konstruowani są w bardzo prosty, powierzchowny sposób. Ich historie przeważnie nie wnoszą niczego znaczącego do fabuły. Kreacje uosabiają popularne stereotypy, które po seansie tylko utrwalane są w świadomości odbiorcy. Sytuacji nie poprawia fakt, że najczęściej role te pisane są przez osoby nienależące do danej mniejszości. Producentom nie zależy, by skrupulatnie ukazać meandry życia mniejszości społecznych. W końcu dlaczego miałoby? Cel został osiągnięty: nikt nie oburzy się z powodu braku swojej reprezentacji na ekranie, a produkcja zyska na rzekomej różnorodności.
Takie działania prowadzą do powstawania niezręcznych sytuacji, w których głosy osób cierpiących przez niepotrzebnie forsowaną poprawność polityczną, są… cóż, jak najbardziej sensowne. Ponieważ historie mniejszości, które zostają przedstawione, często są tanimi zagrywkami mającymi przykuwać uwagę, trudno oczekiwać innych reakcji. Jednowymiarowo poprowadzone wątki uniemożliwiają dostrzeżenie pełnego potencjału historii, który przy odrobinie uwagi mógłby być lepiej wykorzystany przez twórców.
A jednak wiele mniejszości posiada nadal tak znikomą reprezentację, że nie znajduje się w pozycji do narzekania. Każde pojawienie się ich przedstawicieli na ekranie traktowane jest jako powód do radości. Dopiero poza światłem reflektorów i ogłoszonym wokół wielkim sukcesem przychodzi czas na pełne rozczarowania westchnienie. W głównym nurcie mniejszości społeczne mają albo kiepską reprezentację, albo żadną.
Trudno z pozycji osoby należącej do „większości” zrozumieć wagę problemu, którą jest kwestia posiadania własnej reprezentacji w filmach i innych tekstach kultury. Jak zrozumieć uczucie zagubienia, samotności i wyobcowania, skoro nigdy się ich nie zaznało? Osoba należąca do reprezentowanej większości społeczeństwa nie musi na co dzień zastanawiać się, czy istnieje ktoś taki jak ona. Stanowi to dla niej oczywistość, która nigdy nie została zakwestionowana. Nie wszyscy mogą pochwalić się tym luksusem. Ale tylko dlatego, że ktoś czegoś nie doświadcza, nie oznacza, że nie jest to sprawa społecznie istotna.
Występowanie adekwatnej reprezentacji w świetle grup mniejszościowych może prowadzić do realnych zmian w społeczeństwie. Możliwość zobaczenia własnego odbicia w filmowych bohaterach jako części kultury masowej, niezależnie od koloru skóry, orientacji, tożsamości płciowej czy niepełnosprawności, to niezwykle ważne i wspaniałe doświadczenie. Dlatego przymyka się oko na kiepsko napisane role i wadliwe scenariusze, wiedząc, że każdego człowieka definiuje więcej niż tylko jedna z jego cech. Pamiętajmy, że godna reprezentacja naprawdę ma znaczenie. Wielu osobom pomaga w osiągnięciu powszechnej akceptacji.
Robert PŁACHTA