Podróżowanie w czasie pandemii stało się bardzo skomplikowane, a często nawet niemożliwe. Również wyprawa Brytyjskich i Irlandzkich Lwów do RPA stanęła pod znakiem zapytania. Ostatecznie jedna z najbardziej wyjątkowych drużyn w świecie rugby, zbierana raz na cztery lata i łącząca zawodników z Anglii, Walii, Szkocji i Irlandii, szykuje się do 34. tournée.
Dla wielu kibiców rugby, nie tylko na Wyspach Brytyjskich, lecz na całym świecie, tour Lwów jest jednym z najważniejszych momentów czterolecia. Pojedynki kwiatu brytyjskiego rugby z najlepszymi ekipami z południowej półkuli to tradycja, która, choć nie pasuje do współczesnego sportu, wciąż rozbudza wyobraźnię. Nic dziwnego, skoro jej historia sięga 1888 roku. Dlatego też informacje czy to o odwołaniu wyjazdu, czy przeniesieniu go do innego kraju (pojawił się nawet pomysł rozegrania tournée w Wielkiej Brytanii, co nie spotkało się z pozytywnym odbiorem) budziły spory niepokój. Ostatecznie jednak tradycyjne tournée się odbędzie, a Lwy już przygotowują się w Południowej Afryce na pojedynki z lokalnymi rywalami.
Wyprawy na koniec świata
Inicjatywa, którą dziś można określić mianem na swój sposób romantycznej, narodziła się z jak najbardziej komercyjnych pobudek. Pierwsza wyprawa do Australii i Nowej Zelandii w roku 1888 była wydarzeniem zorganizowanym bez wsparcia ze strony federacji. Zespół złożony z graczy angielskich, walijskich i szkockich występował pod nazwą „Shaw and Shrewsbury Team”, odnoszącą się do promotorów organizujących wyjazd. Tour trwał siedem miesięcy, a zawodnicy poza graniem w rugby mierzyli się także w dyscyplinie, która była protoplastą współczesnego futbolu australijskiego (mimo że wcześniej w nią nie grali).
Wyjazd okazał się na tyle dużym sukcesem, że po trzech latach został powtórzony – tyle że już pod auspicjami angielskiej federacji. Z tego powodu pojawiają się spory, czy był to wyjazd reprezentacji Anglii, czy też, jak określają to inne źródła, British Isles. Przełomowym momentem był rok 1910, kiedy to pierwszy raz w historii skład został wybrany przez specjalny panel złożony z przedstawicieli wszystkich czterech federacji – angielskiej, szkockiej, walijskiej i irlandzkiej. Wtedy to drużynę Wysp Brytyjskich oficjalnie zaakceptowano we wszystkich związkach.
Określenie The Lions przylgnęło do niej w 1924, kiedy w ten sposób określili ją brytyjscy i południowoafrykańscy dziennikarze. Oficjalnie nazwa została zmieniona jednak dopiero przed pierwszym wyjazdem po II wojnie światowej – w 1950 roku. Wtedy też dominującą barwą została czerwień, będąca do dzisiaj elementem rozpoznawczym British & Irish Lions. Lwy w swojej historii najczęściej podróżowały do trzech państw Wspólnoty Narodów – Australii, Nowej Zelandii i RPA, jednak zdarzyły się także wyjazdy do Argentyny. Okazyjnie rozgrywają również mecze „domowe” na północnej półkuli, jak w tym roku przeciwko Japonii.
Drużyna przetrwała wszystkie zawirowania polityczne – odłączenie się Irlandii od Zjednoczonego Królestwa, a także powstanie Irlandii Północnej. W nazwie obecność Irlandczyków w drużynie zaczęto podkreślać jednak dopiero w 2001 roku, kiedy to do określenia „British Lions” dodano „& Irish”.
Jedyna taka koszulka
Dla każdego zawodnika z tzw. Home Nations otrzymanie listu informującego o powołaniu jest jedną z największych nobilitacji. Fakt, że możliwość założenia czerwonej koszulki przydarza się zaledwie raz na cztery lata, tylko podnosi rangę zostania Turystą. Tak przed tegorocznym tournée opisywał to Robbie Henshaw: – To wielki zaszczyt zostać powołanym. Zarówno rodzina, jak i przyjaciele są bardzo dumni. Ogłoszenie składu było bardzo nerwowym momentem – powiedział w rozmowie z Leinster Rugby TV. Również dla rywali Lwów serie testowe to mecze największego kalibru. W swojej autobiografii opowiadał o tym jeden z najlepszych zawodników w historii, Dan Carter: – Kiedy dorastasz, zaczynasz doceniać wagę tego wydarzenia, która wynika z jego rzadkości. Całe kariery przemijają bez rozegrania test-meczu przeciwko Lwom – opowiadał Nowozelandczyk. Warto pamiętać, że w obecnym formacie tourów każda reprezentacja z południa ma okazję na rozegranie trójmeczu z Lwami raz na 12 lat.
Tegoroczne tournée będzie inne niż wszystkie. Z powodu pandemii razem z drużyną nie polecą tysiące fanów, którzy zawsze nadawali meczom Brytyjskich i Irlandzkich Lwów specjalnego klimatu. Europejczycy mają w Południowej Afryce rozegrać osiem spotkań – najpierw pięć z drużynami klubowymi i drugą reprezentacją RPA, a później trójmecz ze Springboksami. Nie jest jednak pewne, czy wszystkie starcia odbędą się zgodnie z planem – wśród gospodarzy już pojawiły się pierwsze zakażenia koronawirusem. Niezależnie od tego, jak zakończy się tegoroczna wyprawa Turystów, bez wątpienia zapisze się jako jedyna w swoim rodzaju w już ponad 130-letniej historii Lwów i, jak zapowiada kapitan Brytyjczyków, Conor Murray, zawodnicy zrobią wszystko, by wywołać uśmiechy zarówno w RPA, jak i na Wyspach.
Rafał WANDZIOCH