Zapomniana olimpijska rywalizacja

„Przegląd Sportowy”  dumnie informował o sukcesie na konkursie sztuki.  źródło: Skan własny z „100 okładek na stulecie Przeglądu Sportowego”, str. 23,  wyd. Ringier Axel Springer Polska, 2021.

Kiedy w 1986 roku reaktywowano igrzyska olimpijskie, pojawiły się głosy, jakoby skupione na zmaganiach sportowych społeczeństwo zaniedbywało rozwój osobisty w innych, bardziej wartościowych dziedzinach. Wtedy to też Pierre de Coubertin, ojciec nowożytnego ruchu olimpijskiego, przekonany o tym, że człowiek powinien wzrastać zarówno fizycznie, jak i duchowo, podjął próbę ubogacenia igrzysk o dyscypliny artystyczne. Tak w 1912 roku narodził się Olimpijski Konkurs Sztuki i Literatury.

Pierre de Coubertin o rywalizacji na poziomie artystycznym myślał już wtedy, kiedy odradzały się igrzyska olimpijskie. Ich twórca chciał, by impreza możliwie jak najbardziej przypominała tę ze starożytności. – „Należy przywrócić igrzyskom ich pierwotne piękno” – mówił Francuz w 1904 roku na łamach „Le Figaro”. Choć były to czasy wielkiego zainteresowania antykiem, idea połączenia sztuki ze sportem nie spotkała się z uznaniem środowiska. Cztery lata później, mimo wciąż słyszalnych głosów sprzeciwu, wydawało się, że przewodniczący MKOI-u osiągnie swój cel.

Wielki przełom miał nastąpić podczas Igrzysk Olimpijskich w Rzymie w 1908 roku. Wybuch Wezuwiusza spowodował jednak przeniesienie imprezy do Londynu. Tam z kolei z powodów organizacyjno-finansowych zaniechano rozszerzenia zmagań. Dopiero przy okazji kolejnej edycji igrzysk, szczególnej również z uwagi na zastosowanie po raz pierwszy w historii urządzeń do elektronicznego pomiaru czasu, francuski uczony dopiął swego.  W Igrzyskach, w Sztokholmie, udział wzięli literaci, malarze, rzeźbiarze, muzycy i architekci, których dzieła o tematyce sportowej oceniało specjalnie powołane jury.

Z czasem konkurencje artystyczne rozszerzono. W ramach chociażby literatury wyróżniono epikę, lirykę i dramat, a muzykę podzielono na piosenkę, utwór instrumentalny oraz orkiestrowy.

Skomplikowane losy

Przez lata odbywania się konkursu nie brakowało wyjątkowych wydarzeń. Jednym z nich było przyznanie pierwszego literackiego złotego medalu. Laureatem tej nagrody został… sam Coubertin. Pomysłodawca zmagań swój utwór pt. „Oda do sportu” zgłosił do konkursu pod pseudonimem. Do historii imprezy przeszli również Walter Winans i Alfréd Hajós, pozostając jedynymi osobami, które wywalczyły krążki zarówno w rywalizacji sportowej, jak i artystycznej. Amerykanin, Winans, sięgnął po dwa złota – pierwsze podczas Igrzysk w Londynie w 1908 roku w strzelectwie, drugie cztery lata później w dziedzinie rzeźby. Węgierski pływak z kolei dwukrotnie triumfował w 1896 roku w Atenach. Prawie 30 lat później dzięki projektowi stadionu stanął na drugim stopniu podium w dziedzinie architektury. Swego rodzaju rekord ustanowił też Brytyjczyk, John Copley, który zdobywając srebro w malarstwie, stał się najstarszym medalista olimpijskim w historii. Dokonał tego w wieku 73 lat.

Igrzyska z 1948 roku były siódmą i zarazem ostatnią edycją, równolegle z którą odbył się Olimpijski Konkurs Sztuki i Literatury. Zaprzestania rywalizacji na polu artystycznym domagał się ówczesny przewodniczący MKOI-u – Sigfrid Egström. Jego motywacje do dzisiaj nie są znane. Być może wynikały z problemów dotyczących organizacji wydarzenia, zwłaszcza jego literackiej odsłony – by jurorzy mogli ocenić nadesłane dzieła, uprzednio należało poddać je tłumaczeniu na kilka języków świata. Duży więc wpływ na wyniki miała praca tłumacza. Co więcej, z każdą kolejną edycją przybywało zgłoszeń. Choć w pierwszym konkursie było ich zaledwie 35, w czwartym zaprezentowano aż 1100 prac. Przygotowanie do oceny tak dużej liczby dzieł mogło się okazać zbyt dużym wyzwaniem dla organizatorów. O ile w rywalizacji sportowej występować mogli tylko amatorzy, tak w konkursach sztuki nie było tego typu ograniczeń.

Nie bez znaczenia był także fakt udziału w zmaganiach głównie artystów-amatorów. Niski poziom prac i brak w stawce wielkich nazwisk sprawiły, że wydarzenie nie cieszyło się wielkim zainteresowaniem środowiska artystycznego. Wielu uznanych twórców postrzegało konkurs jako stratę czasu. Formuła rywalizacji była niespójna, a sposób nagradzania uczestników chaotyczny – jurorzy mogli zdecydować o nieprzyznaniu złotego medalu lub nawet wszystkich krążków w danej kategorii. Część artystów zniechęcała też okrojona tematyka zmagań, która według regulaminu musiała być związana ze sportem.

Jak pisze jednak Richard Stanton, autor książki „The Forgotten Olympic Art Competitions”, byli też ludzie entuzjastycznie nastawieni do konkursu. Do nich można zaliczyć wielu Polaków, którzy krążki Olimpijskiego Konkursu Sztuki i Literatury zdawali się traktować na równi z tymi zdobytymi w rywalizacji sportowej.

Najlepszy sportowiec wśród poetów 

Naród o tak wspaniałych artystycznych tradycjach nie mógł przejść koło rywalizacji w dziedzinie sztuki obojętnie. Po raz pierwszy zgłoszenia zostały wysłane przy okazji Igrzysk w Amsterdamie w 1928 roku i od razu udało się wywalczyć dwa medale! Informacja o wyróżnieniach pokryła się w niektórych mediach z informacją o olimpijskim złocie Haliny Konopackiej. „Przegląd Sportowy” na okładce z 5 sierpnia 1928 roku informował: „Dwa triumfy Polski na Olimpjadzie! Rekord świata Konopackiej w dysku. «Laur Olimpijski» pierwszy na konkursie sztuki”. To pokazuje, jak wysoko w Polsce ceniona była rywalizacja artystów, skoro na wspomnienie o niej znalazło się miejsce obok historycznego mistrzostwa olimpijskiego. Z żadnej kolejnej edycji polscy artyści nie wracali z pustymi rękami, łącznie w ciągu czterech igrzysk zbierając osiem krążków. To daje siódme miejsce w klasyfikacji wszech czasów. Złożyły się na to trzy medale złote, dwa srebrne i trzy brązowe. Wyróżniania nie udało się zdobyć w dwóch z pięciu kategorii: malarstwie i architekturze. Śmiało można założyć, że gdyby polscy twórcy mogli wcześniej zacząć brać udział w konkursach, to bylibyśmy w jeszcze ściślejszej czołówce. 

Wyjątkowa była postać pierwszego złotego medalisty Olimpijskiego Konkursu Sztuki i Literatury z Polski, czyli Kazimierza Wierzyńskiego. Znany jest on przede wszystkim jako członek grupy literackiej „Skamander”. Znacznie mniej osób wie, że był także wielkim miłośnikiem sportu, zaliczając nawet jeden występ w pierwszej drużynie lwowskiej Pogoni. Entuzjazm wobec rywalizacji pozostał z nim także w latach późniejszych. W 1923 roku został naczelnym „Przeglądu Sportowego”, dając ledwo dyszącemu tytułowi drugie życie. Zmienił format, podniósł poziom dziennikarzy i z gazety o nakładzie kilku tysięcy stworzył pismo rozchodzące się w 65 tysiącach egzemplarzy. Tym samym „PS” wszedł do europejskiej czołówki gazet sportowych. 

Jak sam wspominał, „Laur Olimpijski” napisał niejako przy okazji. Nie planował powstania osobnego cyklu poezji poświęconego wyłącznie sportowi. Po prostu tworzył kolejne wiersze i odkładał do szuflady, by później zebrać je w całość. „Ambicją moją było dać coś więcej niż sam przegląd konkurencji sportowych. Przez poszczególne wiersze i opisy walk chciałem wywołać wizję człowieka, któremu siła i hart fizyczny pozwoliłyby wzrosnąć wewnętrznie” – opisywał we wspomnieniach. Ostatecznie tomik składający się z 16 wierszy pokonał 40 innych prac, zdobywając pierwszy złoty medal w konkurencjach artystycznych dla Polski. Dzięki wygranej zyskał on międzynarodową sławę i tylko do 1930 roku przetłumaczono go na dziewięć języków. Konopacka tak w 1975 roku mówiła o tym dziele w rozmowie z Janem Lisem: – „Wierzyńskiego fascynował ruch, możliwości człowieka, rekord, umiał to namalować. Właściwie jego niektóre poezje przypominały film. Ponadto on dobrze znał psychikę sportowca.”

Dziś artyści, niezależnie od tego, jak pięknie nie opiewaliby sportowych zmagań, nie mają już możliwości walki o olimpijskie medale. Nie oznacza to, że w czasie najważniejszej sportowej imprezy czterolecia brakuje sztuki – od Igrzysk w Helsinkach organizowane są wystawy i festiwale, w czasie których nie walczy się już jednak o medale. Choć skoro obecnie MKOI podchodzi do wielu kwestii, w tym profesjonalizmu zdecydowanie bardziej liberalnie, to może warto rozważyć odrodzenie historycznego konkursu…

Paulina PSZCZÓŁKOWSKA
Rafał WANDZIOCH