Kerri Strug, dzięki swojemu występowi na Igrzyskach w Atlancie, z miejsca stała się bohaterką Ameryki. Mimo poważnej kontuzji oddała skok, który zabezpieczył Stanom Zjednoczonym złoto w gimnastycznym wieloboju drużynowym. 18-latka swój sukces okupiła jednak czymś więcej niż tylko bólem, z którym zmagała się podczas olimpijskich zawodów.
Dwoje rodzeństwa, z którego zarówno brat, jak i siostra byli zakochani w sporcie. Do tego wspierający rodzice, gotowi wozić swoje dzieci na wszystkie treningi. W takim domu urodziła się i wychowała Kerri Strug. Nie może więc dziwić, że kiedy miała zaledwie trzy lata, rozpoczęła swoją przygodę z gimnastyką. Dyscypliną, do której wprowadziła ją jej starsza siostra. Lisa przetarła ślady, ale to Kerri okazała się mieć większy talent. Jako 8-latka wzięła udział w pierwszych zawodach, a w wieku 13 lat stanęła przed jak dotąd najtrudniejszym wyborem w swoim życiu – czy całkowicie oddać się treningom, a w konsekwencji odnieść sukces, czy też nie pozbawiać się szansy na normalne dzieciństwo. By stać się naprawdę wielką gimnastyczką, zdolną do rywalizacji na poziomie igrzysk olimpijskich, musiałaby bowiem opuścić swój rodzinny dom i przenieść się do oddalonego o setki kilometrów Houston. Tylko tam mogła rozpocząć pracę pod okiem legendarnego trenera – Béli Károlyi.
Kerri wybrała to pierwsze. Tym samym zrezygnowała z szczęśliwego dzieciństwa pełnego beztroski i zabaw. Rozpoczęła w swoim życiu okres wielkich wyrzeczeń i jeszcze większego bólu. Nie mogło być inaczej, skoro za mentora miała Károlyi – trenera tyleż uznanego, co brutalnego i bezwzględnego. To Rumun stał za sukcesem fenomenalnej Nadii Comăneci, która jako pierwsza gimnastyczka w historii otrzymała od sędziów „10”, notę perfekcyjną. To jednak również Rumun słynął z katorżniczych treningów. Dziewczyny, którymi kierował, ćwiczyły po osiem, czasem dziesięć godzin dziennie. Béla wraz z żoną Mártą kontrolował każdy aspekt ich życia – od snu, po drastycznie małe posiłki. Nie tolerował słabości, w tym także kontuzji. Kilka byłych zawodniczek przyznało, że dopuszczał się zarówno fizycznej, jak i emocjonalnej przemocy. Strug każdego dnia toczyła bój z samą sobą. By móc przetrwać ten trudny okres, zwykła sobie powtarzać, że kiedy już zakończy karierę, będzie miała całe życie na przyjemności. Motywująco działało również to, że w 1992 roku morderczy wysiłek i dyscyplina zaowocowały brązowym medalem w wieloboju drużynowym na Igrzyskach w Barcelonie. W Atlancie miało być tylko lepiej.
Droga do złota
Trwające cztery lata przygotowania do następnej wielkiej imprezy były trudniejsze, niż Kerri założyła. Nękały ją kontuzje, w tym jedna poważna, a dodatkowo bezustannie towarzyszyła niepewność. Nastolatka wiedziała jednak, co jest jej celem i nie chciała z niego zrezygnować. Nie po latach tytanicznej pracy. Ostatecznie udało jej się wywalczyć miejsce w kadrze narodowej, która na igrzyskach, przed swoją publicznością, sięgnąć miała po najważniejszy z krążków. Choć Strug indywidualnie nie była najlepsza, „Wspaniała Śiódemka”, jak nazywano gimnastyczki ze Stanów Zjednoczonych, typowana była do złota.
Przed ostatnią konkurencją – skokiem przez kozła – wszystko wskazywało na to, że tak właśnie będzie. Gospodyniom udało się wypracować przewagę nad rywalkami z Rosji, która została utrzymana również po próbach czterech z sześciu gimnastyczek. Drużynę Amerykanek od złota dzieliły już tylko skoki dwóch zawodniczek, z założenia najlepszych. Jedną z nich była najmłodsza w zespole, bo zaledwie 14-letnia, Dominique Moceanu, którą okrzyknięto objawieniem imprezy. Pewna siebie nastolatka rozpędziła się, wybiła, obróciła w powietrzu i… nie zdołała wylądować. Z trybun dało się słyszeć jęk zawodu. Druga próba i znowu to samo. Młodziutka dziewczyna zdawała się nie wytrzymywać ciążącej na niej presji. W amerykańskiej ekipie zrobiło się nerwowo.
Sytuację ratować musiała Kerri. Kerri, która – jak wspominał trener – była najbardziej nieśmiałą z wszystkich zawodniczek. Blask reflektorów ją paraliżował. Do tego tysiące oczu wpatrzonych w nią na hali Georgia Dome i miliony przed telewizorami… Ciężar, który wtedy niosła na swoich barkach, musiał być ogromny. Mimo to Strug rozpoczęła swoją próbę. Jej podwójny Obrót Jurczenko był doskonały do momentu lądowania. Jak się okazało, 18-latce również nie udała się stanąć na nogach! Publiczność oniemiała.
Kerri zaś usłyszała trzask, a potem poczuła ogromny ból. Zerwanie więzadeł kostki. Kontuzja, która w normalnych okolicznościach wykluczyłaby zawodnika ze zmagań. W tamtym momencie okoliczności były jednak dalekie od normalnych. Toczył się o bój o olimpijskie złoto. Laur dla sportowca najważniejszy. Przerażona Strug spojrzała błagalnym wzrokiem na swojego trenera. Spytała, czy musi podejść do drugiej próby, czy drużyna, by wygrać, potrzebuje jej skoku. Odpowiedź była twierdząca. „Lepiej, żebyś to zrobiła” – odparł Károlyi.
W rzeczywistości amerykańska drużyna stanęłaby na pierwszym stopniu podium nawet bez dodatkowych punktów, które wywalczyć miała Kerri. Nikt jednak wtedy o tym nie wiedział, gdyż wciąż brakowało wyników dwóch reprezentantek Rosji. Te co prawda, chcąc zapewnić swojemu zespołowi zwycięstwo, musiałyby wykonać niemal idealne próby, co wydawało się niemożliwe, niemniej czasu na decyzję Strug i Károlyi było bardzo mało. W takich warunkach trudno o chłodne i dokładne kalkulacje. W konsekwencji 18-latka, mimo przeszywającego bólu, który promieniował na całą nogę, pokuśtykała w miejsce, z którego miała rozpocząć swój ostatni skok. Należało zabezpieczyć złoto. Krążek, dla którego po raz kolejny poświęciła tak wiele. Swoje zdrowie, karierę, ewentualne sukcesy indywidualne…
Strug w tylko sobie wiadomy sposób wykonała skok przez konia. Tym razem niemal bezbłędnie. Zamortyzowała lądowanie praktycznie jedną nogą. Podziękowała kibicom i sędziom, aż w końcu upadła na materac, chwytając się za uszkodzoną kostkę. Pierwszy w historii Stanów Zjednoczonych złoty medal igrzysk olimpijskich w wieloboju drużynowym był dziełem całej „Wspaniałej Siódemki”, niemniej ten najbardziej spektakularny występ już na zawsze należeć będzie do 18-latki z Arizony. – Zachowała się wbrew swojej naturze. […] Kerri miała jedną, ostatnią szansę, aby pokazać swoje serce tygrysa. I pokazała je. Całemu światu – komentował Károlyi.
Po rozstrzygnięciu zawodów nie było czasu na szpital, badania, odpoczynek… Mistrzyniom olimpijskim, a także innym medalistkom – Rosjankom i Rumunkom – pozostała jeszcze ceremonia medalowa. W jej trakcie doszło do kolejnego pamiętnego wydarzenia. Kerri, niezdolna do samodzielnego chodzenia, na podium dotarła dzięki Károlyi. Ten sam człowiek, który na treningach utrzymywał bezwzględny rygor, teraz poniósł swoją zawodniczkę na rękach, by mogła odebrać zasłużony złoty krążek.
Niedługo potem Strug zakończyła karierę. W Stanach, podobnie jak jej koleżanki, stała się niekwestionowaną gwiazdą, której wizerunek można było podziwiać nawet na opakowaniu płatków śniadaniowych.
Zmiany na lepsze
Do występu Kerri szczególnie często wracano w ostatnich dniach, po tym jak Simone Biles, najbardziej utytułowana gimnastyczka na świecie, z obawy o swoje zdrowie psychiczne, wycofała się z większości zawodów tegorocznych Igrzysk. Część Amerykanów zarzuciła czterokrotnej złotej medalistce olimpijskiej, że nie jest tak silna, jak niegdyś była Strug. Inni z kolei, w tym również Kerri, chwalili Simone za to, że daje pozytywny przykład – stawia przede wszystkim na swoje zdrowie i potrafi powiedzieć „nie”. Zresztą nie pierwszy raz. Swego czasu Biles odmówiła wykonania niebezpiecznej figury chociażby Márcie Károlyi. Wcześniej taki sprzeciw byłby nie do pomyślenia. Gimnastyczka jednak nie zamierzała być posłuszna za wszelką cenę.
Dla wielu to znak, że dyscyplina, która boryka się z wieloma skandalami – w tym głównie tymi dotyczącymi molestowania seksualnego gimnastyczek i kultury wygrywania za wszelką cenę, nawet kosztem zdrowia – zmienia się na lepsze. To znak, że sport ten nadal może się rozwijać i wychowywać kolejne pokolenia genialnych zawodniczek bez narażania ich na groźne kontuzje i łamania ich psychik. „Decyzja Simone Biles pokazuje, że mamy coś do powiedzenia w kwestii naszego własnego zdrowia. Ja sama, jako olimpijka, NIGDY nie czułam, że tak jest” – napisała na Twitterze Moceanu, ta sama gimnastyczka, która w 1996 roku w Atlancie, jako 14-latka, wystąpiła u boku Strug. Przyznała, że właśnie wtedy, podczas tych pamiętnych zmagań, odniosła uraz, z którym pozostawiono ją samej sobie. Kilka minut później kontynuuowała rywalizację.
Paulina PSZCZÓŁKOWSKA