W ten weekend zakończyła się faza zasadnicza PGE Ekstraligi. Pomimo iż większość spotkań 14. kolejki, ze względu na znany już wcześniej skład play-offów, toczyła się bez emocji, jeden mecz wzbudzał wielkie zainteresowanie żużlowych kibiców. Rywalizacja w Grudziądzu trzymała w napięciu aż do ostatniego biegu, a rozstrzygnięcie tego, kto spadnie z ligi, zaskoczyło wielu fanów czarnego sportu.
BETARD SPARTA WROCŁAW – MARWIS.PL FALUBAZ ZIELONA GÓRA
Wynik tego spotkania został przesądzony tuż przed jego rozpoczęciem, a może nawet i wcześniej. Mało kto dawał drużynie z Zielonej Góry jakiekolwiek szanse przeciwko wrocławskiej Sparcie. Zespół Falubazu liczył jednak na łut szczęścia. Gospodarze rozpoczęli pojedynek mocnym uderzeniem. Po pięciu wyścigach prowadzili już 12 punktami, a goście, pomimo przebłysków, przegrywali kolejne biegi. Pierwsze drużynowe zwycięstwo zielonogórzanie zaliczyli w szóstym starcie. Później triumfowali jeszcze w dwóch, w 11. i 15. Śmiało można powiedzieć, że to spotkanie nie należało do najlepszych w wykonaniu zielonogórskich Myszek, jednak w porównaniu do wcześniejszego meczu z wrocławianami – nie było wstydu. Gospodarze oczywiście wygrali starcie 53:37.
Wrocławska Sparta zarówno na papierze, jak i na torze wygląda jak dobrze naoliwiona maszyna. Nikt nie zasługuje na drużynowe złoto bardziej niż oni. Zawodnicy uzupełniają się wzajemnie i mają wsparcie w kolegach z drużyny. Tak było i tym razem. Najlepszym zawodnikiem wśród gospodarzy okazał się Maciej Janowski, co nie okazało się dużym zaskoczeniem. Polak w pięciu startach zgromadził 12 „oczek”. Świetny mecz zaliczył także Artem Łaguta, przywożąc do mety 10 punktów. Po dziewięć dołożyli Daniel Bewley i Gleb Chugunow. „Najsłabszym” ogniwem w zespole okazał się były mistrz świata – Tai Woffinden, który dorzucił do puli siedem punktów. Kadra seniorska spisała się na medal i odjechała bardzo dobre spotkanie. Zapewne nikt się więc nie zdziwi, że otrzymują oni ode mnie piątkę. Gorsze zawody zaliczyli ich młodsi koledzy. Trzeba przyznać jednak, że swoje zadanie wykonali śpiewająco – w biegu juniorskim dowieźli do mety pięć „oczek”. Nie był to fantastyczny występ, ale Michał Curzytek i Przemysław Liszka dostają ode mnie solidną czwórkę.
W drużynie przyjezdnych więcej było dziur niż zawodników, którzy w jakiś sposób mogliby je zalepiać. Najlepszym zawodnikiem gości okazał się Max Fricke. To właśnie on zdobył większość „trójek”, które na koncie miała zielonogórska drużyna. Moim zdaniem Australijczyk zdecydowanie zasłużył na miano MVP meczu. Dwoił się i troił, by zespół wyjechał z Wrocławia z twarzą. Ostatecznie zgarnął 15 punktów w sześciu startach. Na drugim miejscu uplasował się Patryk Dudek. Jako stały lider i opoka zespołu Dudek przywiózł 13 „oczek”, również w sześciu biegach. Nie był to jego najlepszy występ, ale też nie najgorszy. Swoją zdobycz do puli dorzucił także Piotr Protasiewicz (6 pkt) i na tym kończy się lista „punktujących” zawodników w zespole Falubazu Zielona Góra. Matej Žagar i juniorzy zdołali dowieść jedynie po jednym punkcie, a o postawie Damiana Pawliczaka i Mateusza Tondera lepiej się nie wypowiadać. Formacja seniorów w mojej ocenie zasłużyła jedynie na dwa z plusem za jazdę Fricke’a i Dudka. Niczym szczególnym nie wyróżnili się również juniorzy. Właściwie to zupełnie niczym. Nile Tuff dowiózł tylko „karny” punkt w biegu juniorskim, tak samo Jakub Osyczka w czwartym biegu, po defekcie Curzytka. Moim zdaniem ich jazda znów była niedostateczna.
EWINNER APATOR TORUŃ – MOJE BERMUDY STAL GORZÓW
Mecz w Toruniu zapowiadał się na jednostronne widowisko. Pomimo różnicy punktowej dzielącej te drużyny w tabeli Apator był zdecydowanym faworytem tego starcia. Stal przyjechała do Grodu Kopernika w bardzo okrojonym składzie – ze względu na kontuzje pauzować musieli Szymon Woźniak, Martin Vaculík oraz Kamil Nowacki. Szczęściem w nieszczęściu okazał się fakt, iż gorzowianie mieli już dawno zapewniony udział w fazie play-off, więc w spotkaniu walczyli o przysłowiową pietruszkę. To samo można zresztą powiedzieć o Aniołach, które stać było w tym sezonie tylko na bezpieczne utrzymanie, a piątkowym pojedynkiem chciały jedynie pożegnać się ze swoimi kibicami. Dysproporcja w składach widoczna była od początku meczu. Apator już po pierwszej serii wyszedł na prowadzenie, którego nie oddał aż do końca rywalizacji. Nie można jednak nie pochwalić Stali za walkę i ambicje. Wystarczyło to na zdobycie 40 „oczek”, co oznaczało brak punktu bonusowego dla którejkolwiek ze stron. Apator 10-punktowym zwycięstwem zakończył swój pierwszy po awansie do PGE Ekstraligi sezon i, patrząc na ogłaszane przedłużenia kontraktów, ma ambitne plany na włączenie się do walki o medale w przyszłym roku. Dla gorzowian najważniejsze mecze sezonu dopiero się rozpoczną – oby już w zdrowym, pełnym zestawieniu.
Drużyna gospodarzy wykorzystała braki seniorskie Stali i dominowała nad swoimi rywalami. Aż trzech zawodników osiągnęło dwucyfrowe wyniki. Najwięcej punktów, bo 11, zdobył Jack Holder. Australijczyk, oprócz swojego ostatniego biegu, jeździł praktycznie bezbłędnie i rozprawiał się z gorzowskimi żużlowcami. Wtórowali mu jego starszy brat Chris oraz Robert Lambert, autorzy 10 „oczek”. Bardzo dobre spotkanie zaliczył również Adrian Miedziński, który punktował w każdym wyścigu. Jedynym lekkim rozczarowaniem okazała się postawa Pawła Przedpełskiego, który po zdobyciu pięciu punktów nie pojechał w biegach nominowanych. Kibice zawodnika z pewnością nie są do tego przyzwyczajeni. Trzeba jednak przypomnieć, że dla tego żużlowca starcie ze Stalą było pierwszym meczem po odpoczynku spowodowanym złamaniem ręki. Zrozumiałe jest więc, że jego forma nie należy jeszcze do optymalnej. W związku z tym całą formację seniorską oceniam na piątkę. Dużo słabiej zaprezentowali się toruńscy juniorzy. Honoru bronił Krzysztof Lewandowski, któremu udawało się pokonywać nawet bardziej doświadczonych rywali. Po raz kolejny zawiódł natomiast Karol Żupiński, zdobywca tylko jednego „oczka”. Nie mogę ocenić młodzieżowców Apatora na więcej niż trójkę z minusem. Oprócz samego meczu najważniejszymi informacjami piątkowego wieczoru było ogłoszenie przedłużenia kontraktów z Jackiem Holderem oraz Pawłem Przedpełskim. Dodając to tego pewnego pozostania w Toruniu Roberta Lamberta, rysuje się szkielet zespołu, który może podbić serca kibiców w następnym sezonie.
W drużynie gości na dobrym poziomie punktowało tak naprawdę tylko trzech zawodników, z czego dwóch seniorów. Klasą samą dla siebie był w piątkowy wieczór Bartosz Zmarzlik, który jedyne punkty stracił przez defekt w swoim drugim biegu. Oprócz tej sytuacji mistrz świata z łatwością pokonywał swoich rywali i zakończył rywalizację z 17 „oczkami”. Pomimo przegranej Stali to właśnie jemu przyznałabym tytuł MVP meczu. Drugim punktującym zespołu okazał się Anders Thomsen. Duńczyk zaczął spotkanie bardzo słabo, nie potrafił odnaleźć się na toruńskim torze, jednak w drugiej części rywalizacji odnalazł odpowiednie ustawienia i zdobył „dwucyfrówkę”. Dwóch pozostałych seniorów – Rafał Karczmarz oraz Marcus Birkemose – łącznie przywiozło do mety pięć punktów. Nie stanowili oni zagrożenia dla swoich przeciwników. Warto wspomnieć, że za kontuzjowanego Martina Vaculíka stosowane było zastępstwo zawodnika, które jednak nie przyniosło Stalowcom wielu „oczek”. Całą formację seniorską oceniam na trójkę z plusem. Dużo dobrego można powiedzieć o juniorach z Gorzowa. Co prawda Kamil Pytlewski nie zdobył żadnego punktu, za to Wiktor Jasiński przywiózł ich aż osiem. Jest to o tyle świetny wynik, że młodzieżowiec dopiero drugi raz wsiadł na motocykl po złamaniu obojczyka i pokazał się z ambitnej strony. W związku z tym wystawiam formacji czwórkę. To dobry prognostyk przed fazą play-off, bo tylko ze skutecznymi juniorami Stal może myśleć o zdobyciu medalu PGE Ekstraligi.
FOGO UNIA LESZNO – MOTOR LUBLIN
Mecz pomiędzy leszczynianami a lublinianami mógł namieszać, jeśli chodzi o ustawienie par w play-offach. Wygrana Byków „za trzy” spowodowałby zamianę miejsc Motoru (3. miejsce) i Unii (4.). Ostatecznie gospodarze mimo starań zgarnęli tylko dwa duże „oczka”, pozostali na czwartej pozycji, a Motor poszybował na drugą lokatę w tabeli. W tej sytuacji nie zmieniło się nic poza gospodarzem pierwszego meczu półfinałowego pomiędzy zespołami z drugiego i trzeciego miejsca. Zawody między Bykami i Koziołkami były bardzo zacięte. Kiedy tylko jedna drużyna prowadziła, to zaraz druga przejmowała pałeczkę. Remis w spotkaniu widniał na tablicy wyników aż trzy razy, niemniej dało się zauważyć, że każda z drużyn była zdeterminowana, by wygrać. Leszczynianie po długiej batalii przypieczętowali zwycięstwo dopiero w 14. wyścigu, a po ostatnim starcie wynik spotkania wyniósł 48:42.
Gospodarze odjechali naprawdę bardzo dobre spotkanie. Zdarzały się „zerówki”, ale jako całość drużyna zrobiła swoje. Najlepszym wśród zawodników Unii okazał się Jason Doyle. Australijczyk pokazał się ze skutecznej strony i przywiózł łącznie 13 „oczek”. Następni w kolejności byli Emil Sajfitdinow (10 pkt), Jaimon Lidsey (8 pkt) oraz Janusz Kołodziej (7 pkt). Słabsze spotkanie odjechał Piotr Pawlicki, jednak mimo to zdołał przywieść „trójkę” i dołożyć do łącznego wyniku sześć „oczek”. Formacja seniorska pokazała się z dobrej strony, więc moim zdaniem zasługuje na czwórkę z plusem. Juniorzy, mimo iż nie było to widoczne na pierwszy rzut oka, również przyczynili się do zwycięstwa Unii. Damian Ratajczak, robiący furorę podczas ostatniego spotkania w Zielonej Górze, tym razem również pokazał, na co go stać. Pomimo taśmy w biegu juniorskim w 12. biegu dowiózł z Jaimonem Lidseyem bardzo ważne podwójne zwycięstwo. Ze względu na ten wyścig juniorom wystawiam trójkę.
Drużyna gości od zawsze jest dla mnie wielkim fenomenem. W meczu z Unią Leszno żaden z zawodników nie wyróżnił się na tyle, by nazwać go liderem, jednocześnie każdy z nich przywoził solidne punkty. Najwięcej „oczek” w meczu zgromadził Jarosław Hampel – dziewięć. Tuż za nim uplasowali się Krzysztof Buczkowski i Mikkel Michelsen z wynikiem siedmiu punktów, a następnie Dominik Kubera z sześcioma „oczkami” na koncie. Słaby występ tym razem zanotował Rosjanin – Grigorij Łaguta. Zawodnik wyszarpał jedynie trzy „oczka”. Seniorzy odjechali dobre spotkanie i pokazali, że z całą pewnością zasługują na bycie w play-offach, dlatego według mnie zasługują na ocenę dobrą. W drużynie brakuje jednak zdecydowanego lidera, który mógłby stanowić jego podstawę. Bardzo dobrze spisywali się juniorzy. Zarówno Wiktor Lampart, jak i Mateusz Cierniak zdobyli po pięć punktów, co jest świetnym wynikiem. Cierniak został zresztą wybrany przez kibiców MVP meczu, z czym jak najbardziej się zgadzam. Mimo braku „trójki” w jednym z biegów bronił się przed atakami Sajfutdinowa, z którym ostatecznie wygrał w tym nierównym starciu. Juniorzy w mojej ocenie pokazali się z najlepszej strony, zdecydowanie zasługując na piątki.
ZOOLESZCZ DPV LOGISTIC GKM GRUDZIĄDZ – ELTROX WŁÓKNIARZ CZĘSTOCHOWA
Ostatnie spotkanie 14. kolejki PGE Ekstraligi miało zdecydowanie największy ładunek emocjonalny. Grudziądzanie musieli wygrać mecz z Włókniarzem na swoim torze, aby utrzymać się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Częstochowianie natomiast, mimo iż byli zdecydowanymi faworytami, tak naprawdę jechali o przysłowiową „pietruszkę” i nie wiadomo było, jak podejdą do tego spotkania. Od początku rywalizacji widać było większe zaangażowanie żużlowców GKM-u. Nie potrafili oni jednak odjechać swoim rywalom. Kiedy wygrywali jakiś bieg 5-1, szybko napotykali na kontrę Włókniarza, przez co często na tablicy wyników widniał remis. I kiedy po 11. gonitwie wydawało się, że szala zwycięstwa przechyla się na stronę gospodarzy, goście przed biegami nominowanymi zniwelowali przewagę rywali do dwóch punktów. W najważniejszych wyścigach spotkania to jednak liderzy z Grudziądza udowodnili swoją wyższość i wprawili w ekstazę swoich kibiców. Ostatecznie GKM wygrał mecz z Włókniarzem 48:42 i zapewnił sobie utrzymanie w elicie na przyszły sezon. Sensacyjnym spadkowiczem okazał się Falubaz Zielona Góra, który opuszcza najwyższą klasę rozgrywkową po 15 latach. Dla wielu ekspertów taki obrót spraw jest jedną z największych niespodzianek ostatnich sezonów.
W drużynie gospodarzy pochwalić należy całą formację seniorską. Bohaterem klubu okazał się Przemysław Pawlicki, który w 15. biegu swoim indywidualnym zwycięstwem przypieczętował utrzymanie w elicie. Kapitan grudziądzan zgubił w całym meczu tylko dwa punkty i wytrzymał presję spotkania, za co przyznałabym mu tytuł MVP. Dwucyfrowe wyniki zdobywali jeszcze Nicki Pedersen oraz Krzysztof Kasprzak. O ile postawa Duńczyka nie jest w tym sezonie żadnym zaskoczeniem, o tyle świetna i efektywna jazda Polaka już tak. Obaj mieli swoje problemy na trasie, jednak w najważniejszych momentach, kiedy rozstrzygały się losy meczu, nie zawodzili. To samo można zresztą powiedzieć o rodaku Pedersena. Kenneth Bjerre zdobył w niedziele dziewięć punktów. Na uwadze należy mieć fakt, że miałby ich prawdopodobnie więcej, gdyby nie przypadkowe wykluczenie za pechowy upadek. Swoje zrobił w tym spotkaniu również Norbert Krakowiak. 22-latek, pomimo iż zdobycz punktową miał mniejszą od swoich kolegów, swoje „oczka” często wyszarpywał odważnymi atakami, które kończyły się powodzeniem. Wszystkich seniorów za skuteczną jazdę oceniam na piątkę. Jak można się było spodziewać, zupełnie nie liczyli się w stawce juniorzy gospodarzy. Po kontuzji podstawowego młodzieżowca, Mateusza Bartkowiaka, na placu boju pozostała dwójka niedoświadczonych zawodników – Seweryn Orgacki oraz Miłosz Wysocki. Ta dwójka przywiozła do mety łącznie tylko jeden punkt, który należał im się z automatu. Później stanowili jedynie tło w tej rywalizacji. Nie mogę ocenić ich zatem wyżej niż na jedynkę. Pomimo ogólnej euforii władze klubu z Grudziądza muszą lepiej przygotować się do następnego sezonu PGE Ekstraligi. Jeśli popełnią ponownie ten sam błąd i nie wzmocnią swojego składu, może się okazać, że wyrok został jedynie odroczony na rok.
Po drużynie gości widać było gołym okiem, że ten mecz tak naprawdę nic dla nich nie znaczył. Cały zespół jechał słabiej, niż zdążył wszystkich do tego przyzwyczaić. Szczególnie widać to było po częstochowskich juniorach. Co prawda Jakub Miśkowiak oraz Mateusz Świdnicki zdobyli aż o siedem punktów więcej od młodzieżowców rywali, jednak swoje „oczka” zdobywali głównie tylko na nich. Porównując niedzielny występ częstochowskich juniorów z tym, jak prezentowali się w poprzednich meczach, wystawiam im trójkę. Przeciętnie spisali się również seniorzy. W ich szeregach jedynie Leon Madsen imponował szybkim sprzętem i potrafił wyprzedzać na dystansie. Tylko on osiągnął dwucyfrowy wynik, jednak na minus w jego przypadku pozostaje zaledwie jedno indywidualne zwycięstwo. Na swoim poziomie pojechali Jonas Jeppesen i Bartosz Smektała. Autorzy odpowiednio dziewięciu oraz ośmiu punktów wykazywali się w wyścigach dużą zadziornością. Często nie przekładało się to jednak na uzyskiwane miejsca. Kompletnie zawiedli Kacper Woryna i Fredrik Lindgren. Obaj nie tylko nie zanotowali żadnej „trójki” przy swoim nazwisku, ale również nie potrafili nawet podjąć walki ze swoimi przeciwnikami. Szwed, co nie zdarza się często, po zdobyciu czterech „jedynek” nie pojechał w biegach nominowanych. Pokazuje to skalę problemów Włókniarza na torze w Grudziądzu. Całą formację oceniam zatem na trójkę. Trudno jest wyrokować przyszłość klubu spod Jasnej Góry. Dla wielu ekspertów obecny, młody skład może w przyszłym sezonie powalczyć o coś więcej niż spokojne utrzymanie. Po tegorocznych spotkaniach, kiedy to częstochowscy żużlowcy często nie pokazywali maksimum swoich możliwości, nie byłabym tego jednak taka pewna.
Emilia RATAJCZAK & Marta KOTECKA