Jak weszliśmy, tak wyjdźmy

Donald Tusk proponuje nowe rozwiązania 
Źródło: Flickr.com/European People’s Party

Powrót Donalda Tuska na polską scenę polityczną był dla wielu nadzieją, że Jarosław Kaczyński znów zasiądzie w ławach opozycji. Na próżno jednak możemy liczyć, że ,,Król Europy” powtórzy swój słynny sukces w starciu z Kaczyńskim z 2007 roku. I choć od jego powrotu na fotel szefa PO niewiele się zmieniło, Tusk zaproponował jedną dużą zmianę – zmianę konstytucji.

Donald Tusk zasugerował swojemu politycznemu rywalowi, Jarosławowi Kaczyńskiemu, zmianę artykułu 90. Konstytucji RP. Miałaby ona wprowadzać zasadę prawną, iż umowę międzynarodową można by wypowiedzieć po uzyskaniu większości dwóch trzecich w Sejmie lub w drodze referendum. Miałoby to zabezpieczać relację Polski z Unią Europejską, którą obecna władza mocno nadszarpnęła. Nie jest bowiem tajemnicą, że członkowie Prawa i Sprawiedliwości nie pałają dużą sympatią do UE. Według Tuska rządzący chcą w tej sprawie „namieszać Polakom w głowach” i dlatego, po przedstawianiu antyunijnych argumentów, partia nagle zmienia zdanie i deklaruje, że nie ma zamiaru wychodzić z organizacji. Prawdopodobnie dlatego, że 80% Polaków jest temu krokowi przeciwnych. Zmiana konstytucji miałaby zagwarantować, że PiS nie wyprowadzi Polski z Unii Europejskiej podczas nocnego głosowania zwykłą większością głosów. Tusk podkreślał też, że nowy porządek nie ma na celu „zabetonowania w konstytucji obecności Polski w UE”. Chodzi o to, by taką decyzję podjęli Polacy w referendum lub zdecydowana większość parlamentarna, a nie partia z jedną trzecią głosów pod wpływem „kaprysu”.

Unii Europejskiej podpadamy już od dawna. W odpowiedzi na nasze ,,nieposłuszeństwo” wstrzymano dotacje samorządom, które uchwaliły się „strefami wolnymi od LGBT”. W ramach programu „Europa dla obywateli” otrzymać można było dofinansowanie w wysokości do 25 tysięcy euro na projekty, które mobilizowałyby obywateli do debat na szczeblu lokalnym. Unijna komisarz ds. równości Helena Dalli poinformowała wtedy, że Komisja Europejska odrzuciła sześć wniosków, w których składanie zaangażowane były polskie władze, które przyjęły rezolucje przeciwko LGBT. Za wycinkę Puszczy Białowieskiej groziło nam 100 tysięcy euro kary dziennie, co tymczasowo powstrzymało decyzję o dalszym niszczeniu środowiska. W lipcu Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał orzeczenie, w którym stwierdził, że Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego jest nielegalna. Komisja Europejska do 16 sierpnia wyznaczyła Polsce termin, do którego Izba Dyscyplinarna ma przestać działać. Ta wciąż funkcjonuje, a odpowiedź rządu przesłana do Komisji Europejskiej została uznana za niewystarczającą. Kara za niewykonanie orzeczenia TSUE może sięgać nawet milionów euro dziennie. Jeśli PiS dalej będzie lekceważył Komisję Europejską, Unia straci w końcu cierpliwość, a Polska nie dostanie nawet jednego euro, na czym najbardziej ucierpią Polki i Polacy. 

Nasza przynależność do UE ma swoje plusy i minusy i Tusk chce, aby w wypadku ewentualnego wyjścia ostateczną decyzję podjęli w pełni tego świadomi obywatele. Pomocne ma być wtedy narzędzie demokracji bezpośredniej, tj. referendum. Jednakże, jak podpowiada historia, ten sposób wyrażania swojego głosu nieszczególnie przypadł Polakom do gustu. Po 1989 roku odbyło się pięć referendów ogólnokrajowych: o powszechnym uwłaszczeniu obywateli i tzw. prywatyzacyjne (odbyły się w jednym terminie), konstytucyjne, w sprawie wejścia do Unii Europejskiej i w sprawie systemu wyborczego. Wyniki większości z tych referendów były niewiążące z powodu zbyt niskich frekwencji. Wyjątkiem jest referendum konstytucyjne, w którym nie było progu pięćdziesięcioprocentowej frekwencji, i referendum w sprawie przystąpienia do UE, które ten pułap osiągnęło. W 2003 roku „tak” zaznaczyło na karcie do głosowania ponad 13,5 milionów Polaków, przez co w 2004 roku staliśmy się członkami Unii. Czy Polacy znów zmotywowaliby się, żeby na odejście z Unii nie pozwolić? Tego nie wiadomo.

Patrząc na to, co robi Prawo i Sprawiedliwość, taki zapis wydaje się wręcz konieczny, chociaż obóz rządzący twierdzi, że nie dąży do wyjścia Polski z UE. Choć polska konstytucja ustala bardzo rygorystyczne warunki przyjęcia umów międzynarodowych, to wypowiadanie ich odbywa się w formie zwykłej ustawy, co oznacza, że uchwalenie takowego zapisu zajęłoby partii rządzącej od pierwszego czytania do podpisu prezydenta kilka dni. To sprawa zdecydowanie zbyt ważna, by móc o niej zadecydować w zwykłym sejmowym głosowaniu. Donald Tusk w swojej wypowiedzi zaznaczył, że jeśli PiS naprawdę nie chce wyprowadzić Polski z UE, bez wahania zgodzi się na proponowaną zmianę ustawy zasadniczej. Twierdzi też, że nie ma tu żadnej gry politycznej. Jest za to test na intencje PiS. Test, który ma zagwarantować minimum – że zadecydujemy o wyjściu z UE tak, jak zadecydowaliśmy o wejściu do niej.

Monika LISIAK