Spotkanie Pokoleń, które odbyło się 19 listopada na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM było okazją do wysłuchania przemyśleń i wspomnień studentów poznańskich uczelni z lat 1945-1989. Podczas wydarzenia nie brakowało okazji do rozmów ze starszymi kolegami. Wiele z nich miało miejsce na kuluarowych przerwach kawowych, czy korytarzach wydziału. W takich okolicznościach miałem okazję porozmawiać z socjologiem prof. Marianem Golką – byłym kierownikiem Zakładu Kultury i Cywilizacji Współczesnej w Instytucie Socjologii UAM, który pełnił rolę moderatora panelu „Kultura” podczas piątkowego wydarzenia.
Zadał Pan na początku panelu bardzo ważne pytanie – czy możemy mówić o kulturze studenckiej, kulturze studentów? Zrozumiałem to w ten sposób, że kultura studentów to jest właśnie dzisiejsze spotkanie, które jest niejako mostem pomiędzy dawnymi studentami, a obecnymi. Ale może Pan mówił o czymś zupełnie innym?
– Kiedyś istniała kultura studencka, mniej więcej w latach 1956-1970, która z czasem zaczęła się stopniowo rozmywać. Rozmywała się jej tożsamość, rozmywały się jej cechy charakterystyczne. Teraz studenci, tak jak każdy inny dorosły członek społeczeństwa, mają jakąś kulturę, ale nie można już powiedzieć, że jest to charakterystyczna, różniąca się od innych grup społecznych kultura. Obecnie w dużym stopniu jest ona podobna do kultury jakiejś standardowej części społeczeństwa. Studenci chodzą do kina – inni też chodzą do kina! Studenci wysyłają posty – wszyscy inni też to robią, studenci coś tam czytają – wszyscy inni też czytają. Studenci nie tworzą już swoich charakterystycznych piosenek, nie tworzą swojego charakterystycznego stylu bycia. Studenci chodzą do pubu – nie chodzą do klubu (studenckiego), tak jak kiedyś. To nie jest różnica tylko w słowach. Idą do pubu, zamawiają piwo, dyskutują… może także o wzniosłych sprawach, nie twierdzę, że nie! Ale jest to zupełnie inna instytucja niż dawniej klub studencki. I można by tak, poprzez wiele innych przykładów, wymieniać: działalność plastyczna – czy istnieje wśród studentów? Nie wiem. Czy istnieją wędrówki (tak zwane rajdy studenckie)? Tego nie ma! Teraz studenci wyjeżdżają za granicę – pewnie na jakieś inne formy wypoczynku, ale tej charakterystycznej formy podróżowania już nie ma. (Dawniej) można było powiedzieć: „to jest przejaw kultury studenckiej”. Teraz? Niekoniecznie. Jeszcze raz powtórzę – nasi studenci mają swoją kulturę – nie bardzo różni się ona jednak od kultury reszty społeczeństwa. Tak jest w moim przekonaniu – choć zaznaczam, że nie mam pełnego obrazu.
Nie uważa Pan, że przyczyną takiego stanu jest powszechna komercjalizacja?
– W moim wystąpieniu wspominałem, może mniej dobitnie, ale właśnie o tym, że (obecnie) istnieje przewaga potrzeb konsumpcyjnych nad potrzebami kreacyjnymi. A potrzeby konsumpcyjne na czymś muszą się opierać… Na pieniądzach, na zarobku, na dążeniu do form obiegu finansowego. Studenci kiedyś pracowali, ale pracowali najczęściej w ciągu tygodnia w naprawdę różnych pracach. Czyścili piwnice, rozładowywali wagony i tak dalej. Teraz pracują w piątki, soboty, niedziele, głównie jako kelnerzy. A to właśnie w weekendy funkcjonują zarówno życie towarzyskie, jak i możliwości kreacji kulturowej. Przyczyn jak wspominałem jest wiele. M.in. niewielkie poczucie wyjątkowości bycia studentem. Kiedyś to naprawdę, jak się ktoś dostał na studia – te 50 lat temu – to w miasteczku wszyscy mówili: „O! Ten poszedł na studia!”. Na studia dostawał się wówczas niewielki odsetek uczniów szkół średnich. Było to poczucie wyróżnienia, była to nobilitacja. No i jednocześnie oferta kulturowa ówczesnego społeczeństwa była dosyć skromna. W związku z tym było to trochę nadrabianie braków, w tym przypadku braków kulturowych. Trzeba było sobie samemu stworzyć kulturę, gdy się miało taką potrzebę. Kulturę, której nie można było zaczerpnąć od ogółu społeczeństwa.
Rozmawiał Kacper POCZTARSKI