„Sexify” to produkcja Netflixa z pierwszej połowy 2021 roku w reżyserii Kaliny Alabrudzińskiej i Piotra Domalewskiego. Serial, który nie zostawia suchej nitki na tematach tabu, dotyczących życia seksualnego Polek i Polaków.
„Sexify” to niekonwencjonalnie zbudowana historia, będąca paszkwilem amerykańskich filmów opowiadających o życiu licealistów oraz studentów. Znajdziemy tam nerdkę – Natalię (Aleksandra Skraba), która jest wysoce ambitną studentką informatyki. Stereotypową chrześcijankę – Paulinę (Maria Sobocińska) – studentkę chemii, która boi się przyznać rodzicom, że mieszka z chłopakiem przed zawarciem małżeństwa i z niemal każdą rozterką dotyczącą życia seksualnego radzi się księdza w konfesjonale. Bogatą, wyzwoloną seksualnie dziewczynę – Monikę (Sandra Drzymalska) – która zdaje się czerpać z życia pełnymi garściami, jednocześnie usiłując odciąć się od nieustannie kontrolującego ją ojca. Ich losy łączy projekt, który wspólnie przygotowują na konkurs ministerialny – aplikację o kobiecym orgazmie. Dzięki pracy nad innowacyjnym programem, dziewczyny nie tylko odkrywają, że nie znają swoich potrzeb seksualnych. Uświadamiają sobie również, w jak dużym stopniu temat kobiecej przyjemności jest marginalizowany oraz owity masą krzywdzących stereotypów.
Dla każdej z nich praca nad aplikacją jest również ogromnym krokiem w rozwoju osobistym. Mierząc się z licznymi przeciwnościami, odkrywają kim tak naprawdę są, czego rzeczywiście oczekują od życia, redefiniują dotychczasowe priorytety. „Sexify” to historia o kobiecej przyjaźni i dojrzewaniu społecznym, ale również próba rozliczenia się z polską zaściankowością pokolenia milenialsów. Młodych Polek i Polaków, którzy jedną nogą wyzwolili się od stereotypów i konwenansów, którymi kierowało się pokolenie ich rodziców. Wciąż jednak w jakimś stopniu uzależnionych od utartych wzorców oraz asekuracyjnego sposobu myślenia o karierze, seksualności, wzorze idealnej rodziny.
Serial przepełniony jest wątkami erotycznymi, które utrzymane są w humorystycznej konwencji. Bazuje na wielu stereotypach – o tym, że Erasmus sprowadza się przede wszystkim do hulaszczy seksualnych. O tym, jak wygląda „pobożny” seks w wydaniu „przykładnych” katolików, a także o tym, że „dobry” seks to ten żywcem wyjęty z filmu pornograficznego. Nie brakuje obrazu stereotypowego, bogobojnego katolika, dla którego seks przedmałżeński wciąż należy do grzechów ciężkich. Całość podsycają teledyskowe ujęcia charakteryzujące się dużą liczbą bliskich kadrów. W połączeniu z energetyczną muzyką tworzą efekt przerysowania, bez którego serial nie byłby tak interesujący.
Mimo komediowego podejścia do kwestii stanowiących tabu, przez wszystkie odcinki „Sexify” przebija się bolesna konkluzja. Kobiecy orgazm to temat przybierający kształt mitycznego tworu – niby jest, ale w sumie to nikt nie wie jak o nim rozmawiać, a tym bardziej jak go wywołać. Serial pokazuje też, że uzależnianie własnej satysfakcji z życia seksualnego od partnera czy partnerki potrafi być bardzo krzywdzące. Brutalnie demaskuje także fasadową niezależność młodego pokolenia, które dopiero przebudza się z marazmu, mniej lub bardziej świadomie rezygnując z towarzyszących Polakom przez lata uprzedzeń i kompleksów.
„Sexify” to słodko-gorzki obraz polskiego społeczeństwa. Ludzi, którzy nie potrafią otwarcie mówić o swoich potrzebach. Za pomocą humoru, kontrowersyjnych i nieszablonowych ujęć oraz prowokacyjnej oprawy dźwiękowej, twórcy przeprowadzają nas przez historię, w której każdy może znaleźć prawdę o sobie samym. Choć krytycy często określają produkcję jako twór przeznaczony dla milenialsów, osobiście uważam, że zarówno „zetki”, jak i „iksy” znajdą w nim coś dla siebie. „Sexify” to duży krok w kierunku leczenia nas ze stereotypowego postrzegania zarówno seksualności, jak i seksu. Może nie znajdziemy w nim jasnej recepty na to, jak wyzbyć się hamulców powstrzymujących nas przed poznawaniem samych siebie, jednak na pewno pomoże on zidentyfikować, gdzie leży nasz problem – a to już wiele.
Dostrzegam w tym serialu wiele zalet – kiczowate, przerysowane wręcz sceny idealnie oddają jego klimat. Elementy paszkwilu w humorystyczny sposób pokazują z czym mierzy się dzisiaj wielu wielkomiejskich milenialsów. Choć pokazuje, że mamy jeszcze wiele do zrobienia, równocześnie daje nadzieję. Bo bohaterowie serialu zauważają w końcu w czym tkwią ich problemy i próbują znaleźć ich rozwiązanie. Nie poddają się determinizmowi, by w przyszłości stać się kopiami swoich rodziców.
„Sexify” polecam każdemu. Nawet jeśli nie jesteście fanami paszkwilu, warto poświęcić na niego trzy wieczory. Choćby dla wzbudzenia w sobie refleksji, czy aby na pewno znamy swoje potrzeby i kierujące naszymi codziennymi działaniami motywacje?
Oliwia TROJANOWSKA