Tora! Tora! Tora!

7 grudnia 1941 Japonia zaatakowała Stany Zjednoczone. Źródło: Wikimedia Commons

– Stany Zjednoczone Ameryki zostały niespodziewanie i rozmyślnie zaatakowane przez marynarkę i siły powietrzne Cesarstwa Japonii – powiedział Franklin D. Roosevelta podczas swojego przemówienia w Kongresie. Czy prezydent USA podejrzewał, że atak na Pearl Harbor zmieni losy II wojny światowej? Co w pierwszej kolejności skłoniło Japonię do zaatakowania „śpiącego giganta”?

Żeby odpowiedzieć na te pytania należałoby cofnąć się do początku XX wieku. Imperialne ambicje Kraju Kwitnącej Wiśni, zaczynały się znacząco nasilać. Japończycy bardzo szybko modernizowali zarówno swoją gospodarkę, jak i wojsko. Jednakże w pewnym momencie zaczął im doskwierać jeden, ale za to bardzo poważny problem – realny brak surowców naturalnych. Należało więc, mówiąc kolokwialnie, rozejrzeć się za ich źródłem. Naturalnym kierunkiem ekspansji były dwa miejsca. Przewidywano marsz na Azję Kontynentalną i wojnę z Chinami oraz Rosją, albo marsz na Azję Południowo-Wschodnią i wojnę z europejskimi potęgami kolonialnymi oraz Stanami Zjednoczonymi Ameryki.

Początkowo do Japończyków przemawiało pierwsze rozwiązanie. W 1910 roku zajęli Koreę, w 1931 chińską Mandżurię, a sześć lat później ponownie zaatakowali Chiny, tym razem planując podporządkować sobie całość Państwa Środka. Zbrodnie, jakie popełniła japońska armia podczas kampanii w Chinach, przyciągnęły uwagę USA i państw europejskich. To oraz coraz większe zagrażanie interesom zachodnich mocarstw, doprowadziło m.in. do nałożenia embargo na Japonię, wskutek czego odcięto ją, aż od 94% jej zasobów paliwa. Japończycy musieli działać szybko i stanowczo. W grę wchodziły negocjacje, niemniej jednak warunki stawiane przez USA były dla nich nie do przyjęcia. Podjęli więc decyzję, że zdobędą potrzebne zasoby siłą.

Cesarski Sztab wiedział, że nie wygra długotrwałej wojny z USA i jej sojusznikami, różnica potencjału gospodarczego i ludzkiego była po prostu za duża. Rozwiązanie tego problemu znalazł jeden z najwybitniejszych japońskich oficerów admirał Isoroku Yamamoto. Receptą miał być niespodziewany i zmasowany atak z dwóch stron. Celem pierwszego miało być zajęcie bogatych w surowce m.in. Filipin, Malajów oraz Holenderskich Indii Wschodnich, a celem drugiego wyeliminowanie amerykańskiej Floty Pacyfiku, stacjonującej w Pearl Harbor. Po zajęciu wyżej wymienionych terenów Japończycy chcieli je ufortyfikować i zabezpieczyć przed potencjalną inwazją ze strony Amerykanów. Z kolei Amerykanie zanim przystąpiliby do inwazji musieliby odbudować swoją potęgę morską na Pacyfiku. Według szacunków Japończyków zajęłoby im to znacznie dłużej niż pół roku. Fakt ten w połączeniu z niechęcią Amerykanów do wojny miał zmusić Roosevelta do rozmów pokojowych, a w konsekwencji do utrzymania znacznej części zdobyczy przez Japonię.

Realizacja planu przypadła na niedzielę 7 grudnia 1941 roku. Cesarska Flota podpłynęła do Archipelagu Hawajów i rozpoczęła atak. Japońskie samoloty i miniaturowe łodzie podwodne zniszczyły 18 amerykańskich okrętów wojennych, ponad 300 samolotów oraz zabiły prawie 2500 ludzi. Uderzenie z całą pewnością można uznać za militarny sukces. Pojawiły się jednak trzy problemy. Po pierwsze w bazie nie były wtedy zakotwiczone amerykańskie lotniskowce, czyli główny cel Japończyków. Po drugie nie zrealizowano planu w pełni – nie wykonano trzeciego nalotu, a w konsekwencji nie unieszkodliwiono celów pobocznych. Po trzecie i zdecydowanie najważniejsze: Amerykanie pomimo zaskoczenia, nie chcieli wszczęcia rozmów pokojowych.

Po oszacowaniu strat okazało się, że sytuacja nie jest aż tak dramatyczna, jak by się mogło w pierwszej chwili wydawać. 15 z 18 okrętów zatopionych lub uszkodzonych, w płytkich wodach Pearl Harbor, udało się przywrócić do czynnej służby do końca II wojny światowej. Pojawia się więc pytanie: czy atak na Pearl Harbor był słuszny? Zapytaliśmy o to specjalistę.

– Patrząc z perspektywy późniejszych wydarzeń, można powiedzieć, że było to błędem. Należy zwrócić uwagę na to, jakie alternatywy mieli wtedy Japończycy. Mogli przecież uderzyć na Rosję. Co prawda w 1939 roku Związek Radziecki pokonał armię japońską w bitwie pod Chałchin-Goł. Natomiast taka ewentualność istniała. Takie uderzenie na Rosję, w momencie, kiedy armia niemiecka zbliżała się do Moskwy, byłoby w zasadzie końcem ZSRR. Można więc zadać sobie pytanie, czy z japońskiego punktu widzenia, nie byłoby lepiej zaatakować Związku Radzieckiego, gdzie Cesarstwo również znalazłoby potrzebne sobie surowce? – odpowiedział prof. UAM dr hab. Paweł Stachowiak.

Adam BRATKA