„Dom Gucci” to pełna przepychu, intryg i pieniędzy opowieść o Gucci – marce, jak i przede wszystkim rodzinie. Przedstawia historię związku Patrizii Reggiani i Maurizia Gucciego, którego koniec okazuje się tragiczny. Czy faktycznie obraz w reżyserii Ridleya Scotta ukazuje sagę rodzinną w sposób zasługujący na oklaski?
Sprawa śmierci Maurizia Gucciego jest miłośnikom mody powszechnie znana. Ostatni członek rodziny na czele firmy zostaje zamordowany na zlecenie swojej byłej, rozgoryczonej żony. Reżyser filmu bierze na warsztat ponad dwadzieścia lat z życia pary. Początek miłości, sojusze zawarte w gronie rodzinnym, intrygi, a także wzloty i upadki domu mody.
Znakomita obsada
Tym, co zapewne przyciąga znaczną część widzów przed ekran (nawet tych, nie do końca zainteresowanych historią rodu Gucci), jest obsada aktorska. Lady Gaga, wciela się w postać intrygującej Patrizii – kobiety ślepo zapatrzonej w sukces i pieniądze, którą idealnie podsumowują jej własne słowa: „Wolę płakać w rolls-royce’ie, niż być szczęśliwą na rowerze”. Faktycznie kreacja aktorska Gagi jest momentami przerysowana, lecz nie odbiera tym autentyczności swojej bohaterce. Dużo zarzutów pada wobec akcentu artystki – zarzuca się mu bycie za mało włoskim, a za bardzo rosyjskim. Warto jednak zauważyć, że jest on dokładnym naśladownictwem sposobu mówienia Reggiani.
Adam Driver, grający Maurizia Gucciego u boku swojej partnerki (jak i przy reszcie obsady) wypada trochę bladziej. Jest to jednak zaleta, ponieważ Driver równoważy aktorską energię na ekranie. Fantastycznie prezentuje się również Al Pacino oraz Jeremy Irons. Najbardziej kontrowersyjna, karykaturalna kreacja aktorska należy jednak do Jareda Leto.
Przepych, moda i pieniądze
Największym walorem filmu, poza świetną obsadą, jest przede wszystkim wartość rozrywkowa. Dobrze ogląda się bogactwo bijące z ekranu i rodowe niesnaski. Wykreowane postaci bawią, gdyż obraz przeplata humorystyczne wątki z poważnymi życiowymi problemami. Zachwyca również nostalgiczny klimat lat 70. oraz 80., połączony z pięknymi włoskimi krajobrazami. Niestety, „Dom Gucci” charakteryzuje również przerost formy nad treścią. Pomimo wszechobecnego przepychu, wielkiej historii, pieniędzy, mody i tragizmu, film trochę znika pod maską przeciętności. Mało w nim głębi i czegoś, co sprawia, że widz faktycznie przejmuje się losem oglądanych postaci. Niektóre wątki potraktowano bardzo powierzchownie, przez co wydają się ograniczone tylko do subtelnej wzmianki. Seans trwający ponad dwie i pół godziny nie zadowala – film prezentuje nierówne tempo, jednocześnie dłużąc się i pozostawiając swoisty niedosyt. Możliwe, że taki rodzaj bogatej opowieści łatwiej byłoby ukazać jako wieloodcinkowy serial. Ścieżka dźwiękowa „Domu Gucci” momentami wydaje się nieodpowiednia i nie zawsze zgrywa się z wydarzeniami przedstawionymi na ekranie – zwłaszcza scena ślubu Patrizii i Maurizio.
Gucci zasługuje na więcej
Dzieło Ridleya Scotta to oczywisty materiał na hit: sławna obsada oraz fascynująca historia jednego z najsłynniejszych domów mody, zawierająca w sobie walkę o pieniądze i władzę. Rozgłos i ogromna popularność wydają się zatem filmowi pisane. Można powiedzieć, że obraz broni się ciekawią opowieścią, czy aktorstwem na wysokim poziomie – jednak by wyjść usatysfakcjonowanym z seansu potrzeba czegoś więcej. Łatwo odnieść wrażenie, że dzieło Scotta mogłoby być spójniejsze, a tym samym lepsze. Nie oznacza to, że „Dom Gucci” ogląda się źle – film cieszy oczy, a przy tym jest przyjemną dawką kinowej rozrywki. Szkoda tylko, że w szerszym rozrachunku pozostaje jedynie niewykorzystanym potencjałem.
Paulina JUZAK