Nie da się ukryć, że praktycznie każdy konflikt słynie z jakichś batalii. Wojna stuletnia – z bitwy pod Azincourt, II wojna punicka z bitwy pod Kannami, a wojny perskie z bitwy pod Termopilami. Każda z nich została zapamięta z różnego powodu. Jedne ze względu na przewagę zbrojną, drugie ze względu na wybitny zmysł taktyczny wodza, a jeszcze inne ze względu na poświęcenie walczących. Pojawia się więc pytanie: czy porównywanie obrońców Wyspy Węży do hoplitów Leonidasa jest zasadne?
Dzieje wojenne świata są niestety bogate w bitwy, które zasługują na miano „obrony Termopil”. Każda z nich posiada najczęściej kilka wspólnych cech: w szerokim kontekście zbrojna napaść jednego państwa na drugie, a w węższym przewaga atakujących nad obrońcami, propozycja poddania się, wysunięta oczywiście przez atakujących oraz śmierć znacznej części obrońców. W ujęciu symbolicznym podkreśla się też, że bronimy się w imię pewnych ważnych dla nas wartości: wolności, niezależności i suwerenności. Taka właśnie była bitwa pod Termopilami.
Historia Polski dostarcza nam pięć batalii o takim właśnie charakterze. Najsłynniejsza z nich to bitwa z okresu kampanii wrześniowej, czyli oczywiście obrona Wizny. Stacjonujący w rejonie umocnień polscy żołnierze pod dowództwem kapitana Władysława Raginisa mieli za zadanie jak najdłuższe utrzymanie pozycji. Miało to umożliwić wycofanie się jak największej części polskiej armii w okolice Warszawy, tak aby skutecznie można było jej bronić. Sam Raginis miał złożyć przysięgę, że nie odda umocnień żywy. Bitwa rozpoczęła się 7 września. Początkowo armia niemiecka nie odnosiła sukcesów, a jej postępy uznano za niezadowalające do tego stopnia, że interweniować musiał sam gen. Guderian, który przybył w okolice Wizny dwa dni po rozpoczęciu bitwy. Zmiana taktyki okazała się skuteczna. 10 września o poranku broniły się tylko umocnienia pod bezpośrednim dowództwem Władysława Raginisa, reszta została zdobyta. Żołnierze Wehrmachtu zaproponowali, aby obrońcy się poddali, co w związku z krytyczną sytuacją uczyniono. Jednakże sam kapitan Raginis postanowił, że nie odda się do niewoli i popełnił samobójstwo, rozrywając się granatem. W miejscu, w którym mieścił się bunkier dowódcy, możemy obecnie znaleźć tablicę z napisem „Przechodniu, powiedz Ojczyźnie, żeśmy walczyli do końca, spełniając swój obowiązek”, co jest oczywistym nawiązaniem do tablicy na kurhanie w Termopilach „Cudzoziemcze, powiedz Lacedemończykom, że tu spoczywamy, wierni ich prawom”.
Bardzo ciekawym epizodem, o którym nie mówi się, co prawda, jako „francuskich Termopilach” jest to, co wydarzyło się tuż po wielkiej bitwie pod Waterloo. Armia Napoleona została pokonana przez koalicyjne armie pod dowództwem Arthura Wellesleya oraz Gebharda Blüchera. Część francuskiej armii zdołała zbiec z pola bitwy lub została wzięta do niewoli, a jeden batalion Starej Gwardii Cesarskiej został otoczony. Brytyjczycy zaproponowali, aby gwardziści się poddali, na co według francuskiej prasy otrzymali taką odpowiedź: „gwardia umiera, ale nie poddaje się!”. Najprawdopodobniej jednak dziennikarze, przytaczając te słowa, nawiązali do domniemanej reakcji Leonidasa na perskie żądanie złożenia broni tj. „przyjdźcie i spróbujcie wziąć ją sami”. W rzeczywistości gwardziści mieli odpowiedzieć jednoznacznym i dobitnym słowem „gówno” (z franc. merde), po czym zostali zmasakrowani przez brytyjskie armaty. Filmową wizualizację tego, jak mogła wyglądać ta sytuacja, dostarcza nam włosko-sowiecka produkcja z 1970 roku o tytule „Waterloo”.
Co łączy te bitwy z obrońcami Wyspy Węży? Wiele mówi nagranie, które od kilku dni krąży po sieci. Dwa okręty rosyjskiej floty czarnomorskiej podpłynęły do Wyspy, żądając od ukraińskich pograniczników, aby się poddali. Ukraińcy odpowiedzieli na to w stylu Starej Gwardii krótkim i treściwym „p********* się”. W związku z tym Rosjanie postanowili zrównać infrastrukturę Wyspy z ziemią i tak też uczynili. Według wstępnych informacji wszyscy obrońcy zginęli, stając się bohaterami i symbolem oporu w imię walki o niepodległość Ukrainy. Jednakże kilka dni później ukraińska marynarka doniosła, że pogranicznicy z Wyspy żyją i znajdują się w rosyjskiej niewoli.
Tak więc czy porównywanie obrońców Wyspy Węży do hoplitów Leonidasa jest zasadne? Wiele osób powiedziałoby, że nie, bo przecież ostatecznie obrońcy przeżyli. Tym, którzy tak twierdzą, zadałbym inne pytanie: czy to coś zmienia? W całej koncepcji Termopil, a w tym kontekście ukraińskich Termopil, nie chodzi przecież o śmierć samą w sobie. Śmierć jest przecież wszechobecna. Ludzie tracą przyjaciół, członków rodziny nie tylko na polu bitwy. Termopile budzą w nas takie emocje, ponieważ są symbolem oporu, poświęcenia w imię wyższych wartości, którymi w przypadku Wyspy Węży jest wolna i niezależna Ukraina. Nie szukajmy odpowiedzi, patrząc na te wydarzenia przez pryzmat śmierci – przecież nigdy nie chodziło o śmierć, a o gotowość na nią.
Adam BRATKA