Polityczne złoto?

Wyniki najnowszych sondaży cieszą Kaczyńskiego. Źródło: Kolaż własny/ Wikimedia Commons (zdjęcie po prawej fot. Piotr Drabik)

„Wojny były zawsze i do końca ludzkości niestety pewnie będą… tak to jest jakoś do d**y ułożone” – napisał menadżer bokserski Andrzej Wasilewski w odpowiedzi na tweeta Artura Szpilki dotyczącego wojny w Ukrainie. Choć ktoś mógłby mu zarzucić brak kompetencji w tej kwestii, to trzeba przyznać, że w tezie tej znajduje się już nie ziarenko, a ziarno prawdy. Wśród nas są tacy, którym wojna jest po prostu na rękę.

Wystarczy się rozejrzeć. Nawet bez przecierania oczu zdołamy zauważyć, że choć atak Rosji na Ukrainę jest bezpodstawnym i okrutnym wymysłem Putina, któremu już zarzuca się psychopatię i bycie współczesnym ucieleśnieniem zła, jest to też okazja do umocnienia rządów PiS-u w naszym kraju. Okazja, której PiS nie może zmarnować.

Polska w obliczu wojny

Inwazja Rosji na Ukrainę jest swoistym środkowym palcem skierowanym w stronę Zachodu. To palec, którym Putin chce narysować nowe granice swojego imperium, a którym póki co przekreśla dziesiątki lat względnego pokoju. Ile jeszcze ofiar pogrzebie ten konflikt i jak długo będzie trwał?  W internecie można się natknąć na nijak mające się do rzeczywistości teorie, które często rozsiewają prorosyjską propagandę (takie wrażenie mógłby odnieść ktoś, kto przysłuchałby się chociażby narracji Konfederacji). Obecna sytuacja staje się coraz bardziej nieprzewidywalna, ale prędzej czy później dobiegnie końca. Jak wtedy będzie wyglądać rzeczywistość w Europie? Ba! Można się nawet pokusić o pytanie: jak będzie wyglądać nasza polska rzeczywistość, o ile konflikt nie zyska miana III wojny światowej, a Putin po ewentualnej wygranej (odpukać!) nie będzie miał apetytu na nasz kraj. Czy nietaktem jest martwić się teraz o słupki sondażowe? O to, że zaraz PiS wygra wybory, a nam powie się, że to wojna winna jest galopującej inflacji i wzrostu cen prądu oraz gazu? Afery, które jeszcze pięć minut temu spędzały politykom sen z powiek, odeszły w niepamięć i nic teraz nie stoi na przeszkodzie, aby wdzięczyć się do kamer i przedstawiać propozycje załagodzenia konfliktu. Chyba wszyscy jesteśmy w szoku, że po raz pierwszy polski rząd robi to, co do niego należy. Nawet prezydent Duda zyskał uznanie Polaków, wetując lex Czarnek i regularnie kontaktując się z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim.

Słupek słupkowi nierówny

„PiS stosuje od lat bardzo wydajną politycznie metodę – radykalnie obniża oczekiwania wobec siebie. Wówczas każde normalne w danej sytuacji zachowanie jest traktowane z co najmniej trzykrotnie większym uznaniem. Gdyby teraz na miejscu władzy było jakiekolwiek inne ugrupowanie, wszystko to, co robi PiS, byłoby traktowane jako naturalny obowiązek rządzących” – napisał Mariusz Janicki w swoim artykule dla „Polityki”. I choć osobiście uważam to spostrzeżenie za trafne, to słupki sondażowe przekonują mnie, że nie każdy, obserwując poczynania polskiego rządu, wyciąga podobne wnioski. Jak wynika z najnowszego sondażu IBRiS dla Radia ZET, gdyby wybory parlamentarne odbyły się w niedzielę (6 marca), wygrałaby Zjednoczona Prawica z wynikiem 37,4%. Pomimo tego, że w porównaniu z sondażem z 25 lutego możemy zauważyć wzrost poparcia dla PiS, to warto również zwrócić uwagę, że najwięcej zyskała Lewica (wzrost z 3,8% do 7,2%). Badacz opinii i rynku, Marcin Duma, na swoim Twitterze podkreśla, że do aktualnych danych należy podchodzić ostrożnie, bo sytuacja wciąż jest dynamiczna.

Należy pamiętać, że wojna w Ukrainie nie jest wyłącznie egzaminem mającym sprawdzić sprawność naszego rządu. Jest egzaminem człowieczeństwa, który po prostu musimy zdać. My, sąsiedzi. My, Europejczycy. My, Polacy. I przede wszystkim my – ludzie. 

Katarzyna RACHWALSKA