„Ludzie pozostają w twoim życiu tak długo, jak o nich pamiętasz” – wypowiada w myślach Peter Parker przemierzając ulice Nowego Jorku w komiksie „Spider-man: Niebieski”.Historia udowadnia, że sentencja najpopularniejszego bohatera Marvela dotyczy również postaci fikcyjnych. Od premiery „The Night Gwen Stacy Died” minęło niemal pięćdziesiąt lat, mimo to myśli fanów Ścianołaza wciąż zaprząta pytanie: „Co by było, gdyby?”.
Spider-man zadebiutował na kartach 15. numeru „Amazing Fantasy” w 1962 roku. Kilkanaście miesięcy po premierze przełomowego komiksu pajęczy bohater stał się centralną postacią miesięcznika „The Amazing Spider-man”. Kreatywną pieczę nad tytułem trzymali rewolucjonista komiksu peleryniarskiego, jak również blagier i megaloman – Stan Lee oraz wielki i ceniony Steve Ditko. Twórcy przez kilka lat pieczołowicie budowali mikroświat Ścianołaza. Z Wielkiego Jabłka uczynili ulubiony cel menażerii kolorowych łotrów pokroju Doktora Octopusa i Sępa, a w perypetie Petera Parkera uwikłali postaci Flasha Thompsona, Harry’ego Osborna, Mary Jane Watson i Gwen Stacy.
Gwen Stacy pojawiła się po raz pierwszy na łamach 31. numeru serii „The Amazing Spider-man”. Zadebiutowała jako rówieśniczka Petera ze studiów, by po dwudziestu dwóch numerach zostać pierwszą wielką miłością Ścianołaza. Lata 60. były czasem prosperity trykociarskiego komiksu, mimo to w zalewie nowych tytułów ze świecą było szukać miesięczników skupiających się na kobietach. W mainstreamowym komiksie postacie kobiece były marginalizowane i skrępowane patriarchalnymi wzorcami. Gwen Stacy nie była wyjątkiem. Nie była wielowymiarową bohaterką, a dla scenarzystów stanowiła rekwizyt.
„Była zupełnie zbędna, ładna buzia i nic więcej. Nie wnosiła do komiksu niczego wartościowego. […] Gwen Stacy była idealna! Tworząc ją, Stan dał upust swoim fantazjom. Sam ożenił się z bardzo piękną kobietą – Joan Lee jest bardzo atrakcyjną blondynką – która była dla niego chodzącym ideałem” – tłumaczył na kartach „Niezwykłej historii Marvel Comics” Gerry Conway. Amerykanin przejął obowiązek pisania przygód Spider-mana w momencie, gdy Stan Lee porzucił scenopisarstwo na rzecz zarządzania wydawnictwem. Jedną z pierwszych decyzji kreatywnych 19-letniego wówczas Conwaya było uśmiercenie wielkiej miłości Ścianołaza.
Dwuodcinkowa historia „The Night Gwen Stacy Died” rozpoczęła się w 121. numerze miesięcznika „The Amazing Spider-man”. To właśnie w tym komiksie arcywróg Spider-mana, Zielony Goblin, porwał Gwen Stacy i zrzucił ją ze szczytu Mostu Waszyngtona. Spider-man rozpaczliwie próbował uratować kobietę, lecz poniósł porażkę. Gwen Stacy umarła, a fani dostali białej gorączki. Stan Lee wypierał się jakiekolwiek związku z feralną historią, a Gerry’ego Conwaya uznano persona non grata komiksowych konwentów. Wydarzenie wywarło istotny wpływ na losy Ścianołaza, a postać Stacy obrosła w legendę.
Gwen nie dane było spoczywać w pokoju i na przestrzeni ostatnich kilku dekad wielokrotnie powracała na łamy komiksów o Spider-manie – miłośnicy komiksów w niezrozumiany sposób nadal tego pragnęli. Związek Stacy i Parkera stał się ich ulubioną popkulturową fantazją. Komiksiarze niejednokrotnie próbowali ją urzeczywistnić. Najdoskonalszym owocem tych działań był sentymentalny melodramat Jepha Loeba i Tima Sale’a „Spider-man: Niebieski”. Loeb nakreślił liryczną opowieść o dwójce kochanków mijających się w czasie i przestrzeni, dopisując przy tym melancholijny epilog do historii Gerry’ego Conwaya.
„Spider-man: Niebieski” nie bez kozery uznawany jest za jeden z najlepszych komiksów z udziałem Ścianołaza, a mimo to nie jest pozbawiony wad. Gwen spod pióra Loeba nie jest postacią równorzędną Peterowi, a jej rola, nie po raz pierwszy,ograniczona została do bycia narracyjnyminstrumentem. Wielu scenarzystów przywracało postać Stacy, by po linii najmniejszego oporu namieszać w życiu Spider-mana. Klony dziewczyny często pojawiały się na kartach komiksów, by niejednokrotnie zostać uśmierconymi. W niesławnej historii „Sins Past” autorstwa Josepha Michaela Straczynskiegodopisano do historii Gwen romans z alter ego Zielonego Goblina, Normanem Osbornem.
Uznana scenarzystka Gail Simone prowadziła niegdyś stronę internetową „Women in Refrigerators”. Spisała na niej listę 111 komiksowych bohaterek, które w różny sposób zostały skrzywdzone celem posunięcia historii męskiego protagonisty naprzód. Obrzydliwy motyw był powracającym elementem silnie zmaskulinizowanego komiksowego świata. W ostatnich latach głos kobiet w branży staje się coraz bardziej słyszalny, co przynosi za sobą liczne strukturalne zmiany. Zamiast gdybać nad przeszłością, warto skupić się na przyszłości.
Remigiusz RÓŻAŃSKI