Telewizja Polska przejęła prawa do pokazywania biathlonu w Polsce. Do tej pory na wyłączność posiadała je grupa Discovery, która – poza pokazywaniem tej dyscypliny na Eurosporcie – udzielała sublicencji Polsatowi. Nie jest to jednak zwyczajne, biznesowe przejęcie praw. Kibice biathlonu mówią, że jest to koniec pewnej epoki.
Drodzy czytelnicy – będę z wami szczery do bólu. Nie znam się na biathlonie. Wiem, że to na śniegu, że tam się biega na nartach i strzela do tarczy stojąc, leżąc albo klęcząc. Chyba. A jeżeli spudłujesz, to musisz biegać więcej. I że jak u kobiet to wygrywa Domraczewa. Albo wygrywała. No albo jakieś Norweżki. A u facetów to Martin Fourcade jest dobry. Albo jacyś Norwegowie. Generalnie, jeżeli posiadasz obywatelstwo norweskie to z automatu posiadasz również 99% szans na to, że mając przyczepione dwie deski do nóg będziesz szybszy od 99% całej reszty świata. Aha, no i jeszcze Ole Einar Bjoerndalen to był gość. Ale nie do końca o tym chciałem pisać.
Bo przejęcie praw do pokazywania biathlonu przez Telewizję Polską to coś więcej, niż samo działanie biznesowe. Po pierwsze – jeżeli nawet taki laik jak ja wie, skąd pochodzi cytat „rach ciach ciach” i doskonale zna takie postacie jak Tomasz Jaroński, Krzysztof Wyrzykowski czy Tomasz Sikora… Pokazuje to, jak wielką renomę zbudowali komentatorzy Eurosportu. I jak wielkie są to legendy.
Zwłaszcza ten pierwszy zaskarbił sobie serca fanów biathlonu. Czy to w duecie z Sikorą, czy tym legendarnym – z Wyrzykowskim, komentował rywalizację w sposób bliski swoistej perfekcji. Pełen profesjonalizm, przygotowanie, ogromna wiedza, a przy tym niepodrabialne poczucie humoru. Mieszanka ta sprawiła, że biathlon jednoznacznie kojarzył się z Jarońskim. A Jaroński z biathlonem. Teraz kibicom trudno wyobrazić sobie śledzenie transmisji bez charakterystycznego głosu Pana Tomasza. I trudno im się dziwić…
Druga sprawa to oczywiście aspekt polityczny. I zanim wybrzmią chóralne głosy, mówiące „nie można łączyć polityki ze sportem”, postaram się je zawczasu uciszyć. Nie da się nie łączyć polityki ze sportem. To dwie dziedziny, które idą ze sobą w parze od zawsze. I zawsze już będą. Oddzielenie tych dwóch spraw byłoby wizją niemalże utopijną. Obie te dziedziny przecinają się na zbyt wielu płaszczyznach.
Nie od dziś wiadomo, że grupa Discovery oraz TVP nie darzą się wielką miłością. Śmiem twierdzić, że szefowie obu tych podmiotów raczej nie wysyłają sobie kartek walentynkowych i nie chadzają razem do teatru. Walka o prawa do pokazywania sportów zimowych między nimi stała się swoistym symbolem ostatnich miesięcy.
W odpowiedzi na próby wprowadzenia tzw. „Lex TVN” grupa Discovery wyprowadziła potężny cios, nie udzielając prorządowej TVP sublicencji na pokazywanie skoków narciarskich – najpopularniejszego sportu zimowego w kraju. Ogromnie wzburzyło to włodarzy telewizji państwowej, czemu upust dawali wielokrotnie. Dyrektor TVP Sport, Marek Szkolnikowski pisał na Twitterze o „tymczasowej politycznej fanaberii”. Przemysław Babiarz nie powstrzymywał się od niesmacznych komentarzy podczas Igrzysk Olimpijskich, a w „Wiadomościach”… wyemitowano materiał typowy dla „Wiadomości” w ostatnich latach.
Trudno więc oprzeć się wrażeniu, że biathlon ma być zastępstwem dla skoków narciarskich w TVP. To biathlon będzie teraz koronną zimową konkurencją w ofercie publicznego nadawcy. Zakupiony pakiet obejmuje 58 biegów Pucharu Świata, 12 konkurencji mistrzostw świata (w tym letnich), mistrzostwa Europy, MŚ juniorów oraz cyklów zawodów juniorskich. Czy zmiana ta jednak nie odbije się na zwykłych kibicach?
Kacper BAGROWSKI