W reakcji na pandemię COVID-19 Narodowy Bank Polski postanowił ograniczyć skutki lockdownów poprzez rozluźnienie finansowe. Stopy procentowe obniżono do rekordowo niskiego poziomu, co miało zachęcić gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa do wzrostu aktywności gospodarczej. Jednakże w związku z wystąpieniem wysokiej inflacji NBP był zmuszony do rozpoczęcia podnoszenia stóp procentowych, co w znaczącym stopniu pogorszyło sytuację materialną kredytobiorców.
Sytuacja gospodarcza w Polsce na przestrzeni ostatnich 10 lat była bardzo dynamiczna. Zmienił się kierunek polityki gospodarczej, pojawiły się nowe programy społeczne, pojawiła się również pandemia. Jedyne, co w zasadzie się nie zmieniało, a raczej szło w tym samym oraz względnie spodziewanym kierunku, to stopy procentowe. Coraz niższy koszt uzyskania kapitału zachęcał ludzi do zapożyczania się w coraz większym stopniu. Jak podaje Związek Banków Polskich, średnia wartość kredytu mieszkaniowego w 2009 roku wynosiła 202 448 złotych, a w 2021 roku – 334 119 złotych. Dodatkowo liczba czynnych umów kredytowych w tym samym okresie zwiększyła się aż o 85,47%. Pojawia się jednak problem – co się stanie w momencie, kiedy bank centralny będzie zmuszony spełnić swój konstytucyjny obowiązek, to jest utrzymać stabilność cen, a tym samym użyć podstawowego instrumentu polityki pieniężnej? To bardzo proste, lecz niestety osoby, które mają niską zdolność kredytową, będą miały trudności ze spłatą zobowiązania hipotecznego.
Jak z tym walczyć i pomóc takim osobom? Przede wszystkim na rynku kredytowym istnieje już kilka rozwiązań. Najprostszym z nich jest restrukturyzacja zobowiązania finansowego. Jeśli klient w porozumieniu z bankiem zdecyduje się na takie rozwiązanie, to może oczekiwać na przykład czasowego zawieszenia płatności albo wydłużenia okresu spłaty, a tym samym zmniejszenia miesięcznej raty. Innym rozwiązaniem jest skorzystanie z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców. Każdy kredytobiorca, który na ratę przeznacza znaczącą część swojego budżetu albo sprzedał nieruchomość, która była kredytem obarczona i nie uzyskał wystarczającej kwoty na spłatę zadłużenia, może przez swój bank o takie wsparcie wnioskować. Pomoc ta może m.in. polegać na zwrotnym wsparciu finansowym na okres nawet trzech lat i umorzeniu części kwoty po spełnieniu niewygórowanych warunków. Część polityków opozycji uważa jednak, że te instrumenty pomocowe to zbyt mało. Lewica proponuje zamrożenie stawki WIBOR na poziomie z grudnia 2019 roku, a Platforma Obywatelska – zawieszenie rat kredytowych na poziomie z grudnia 2021 roku. Takim rozwiązaniom sprzeciwia się m.in. były prezes Narodowego Banku Polskiego, Marek Belka. – Jeżeli walka z inflacją nie boli, to znaczy, że nie walczymy z inflacją – powiedział w wywiadzie dla Wirtualnej Polski. Skłonny jestem zgodzić się z panem profesorem. Rzeczywiście celem podwyżek stóp procentowych jest walka z inflacją, tak więc zamrażanie stóp procentowych byłoby działaniem niecelowym oraz realnie niweczyłoby decyzje Rady Polityki Pieniężnej.
Zdarza się, że teoria nie zawsze pokrywa się z praktyką. Jak więc podwyżki i względnie wysokie stopy procentowe mają się do sytuacji budżetowej gospodarstw domowych? Zapytałem o to mieszkankę jednej z podpoznańskich gmin, która w 2015 roku wspólnie z mężem wzięła kredyt mieszkaniowy o zmiennej stopie procentowej na 20 lat. – W październiku 2021 roku rata naszego kredytu wynosiła 2 542 złotych, a w kwietniu 2022 roku – 3 467 złotych. Na razie nie zastanawiamy się nad restrukturyzacją, gdyż mamy to szczęście, że zarabiamy dobrze. Niemniej jednak nie wyobrażam sobie sytuacji, w której przy takim wzroście oprocentowania zarabialibyśmy pensję minimalną – mówi.
W gorszej sytuacji znajdują się osoby młode, dopiero rozpoczynające pracę zawodową. Na jednym z popularnych portali oferujących szeroki wachlarz domów i mieszkań znalazłem ofertę sprzedaży kawalerki na poznańskich Winiarach. Cena tej nieruchomości wynosiła 275 000 złotych. Oferta kredytowania, na którą można było liczyć, była bardzo ciekawa. Przede wszystkim zobowiązanie byłoby oparte na zmiennej stopie procentowej, a gdybym zdecydował się na wzięcie takiego kredytu w momencie znalezienia oferty, oprocentowanie wyniosłoby 9,29%. Przy założeniu, że dysponowałbym minimalnym koniecznym wkładem własnym, czyli 55 000 złotych, na samym początku płaciłbym ratę w wysokości 1 890 złotych miesięcznie, co w przypadku osób młodych, pracujących często w oparciu o umowę zlecenie, mogłoby stanowić nawet 63% domowego budżetu. Oczywiście, jeśli w ogóle by taki kredyt uzyskały.
Jak rozwiązać ten problem? Przede wszystkim należałoby rozwinąć ofertę kredytów o stałej stopie procentowej, czego zwolennikiem jest prezes Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz. Warto też rozszerzyć lub zracjonalizować ofertę mieszkań socjalnych oraz wprowadzić dopłaty do mieszkań i kredytów albo zwiększyć kwotę wolną od podatku osobom młodym i mało zarabiającym.
Adam BRATKA