Rosyjski cios w światowy sport. Co robią przyjaciele Putina?

Kremlew piastuje swoją funkcję od 2020 roku. fot. Wikipedia Commons

Decyzja o tym, aby rosyjscy sportowcy zostali wykluczeni ze zmagań na arenie międzynarodowej była słuszna i potrzebna. Niestety, kilka miesięcy po bestialskim ataku Rosjan na Ukrainę niektóre gałęzie świata sportu zaczęły po cichutku przywracać do rywalizacji sportowców z kraju agresora. Naturalnie, budzi to spory sprzeciw w sportowym świecie.

W większości dyscyplin sportowcy z Rosji wciąż startować nie mogą. A jeżeli już to robią, nie reprezentują wówczas własnego kraju. Są jednak federacje, które już zdecydowały się na wyłamanie się ze światowego paktu wykluczającego Rosjan z rywalizacji.

Bokserski skandal

Najwięcej emocji budzi naturalnie sprawa z początku października, o której komentatorzy mówią wprost – boks został wzięty przez Rosję jako zakładnik. Bo to właśnie bokserska federacja IBA podjęła decyzję o tym, że rosyjscy i białoruscy bokserzy mogą powrócić do rywalizacji wraz z całym bagażem symboliki, którą wnoszą do ringu. Wracają więc hymny, flagi i symbole narodowe. Sprawa ta bulwersuje o tyle, że ta sama federacja IBA pod koniec września nakazała bokserom z Ukrainy startować pod neutralną kontynentalną flagą bokserską, zakazując im tym samym używania ukraińskich symboli narodowych. IBA ugięła się dopiero wtedy, gdy ukraińscy sportowcy zbojkotowali swoje walki.

Kto stoi za tą decyzją? Jest to tzw. Rada Dyrektorów IBA, na którą składają się działacze z Kamerunu, Portoryko, Tajlandii, Grecji, Polinezji Francuskiej, Maroka, Kataru, Hiszpanii, Eswatini, Sri Lanki, Australii, USA, Węgier, Chin, Indii i Brazylii. Przewodzi im jednak dwóch mężczyzn, o jasno sprecyzowanych poglądach politycznych. Prezesem IBA jest Rosjanin, Umar Kremlew, znany z publicznego popierania Władimira Putina. Jego prawą ręką jest zaś… Ukrainiec, Wołodymyr Prodywus. Mężczyzna ten jednak opuścił kraj w pierwszych dniach wojny i opowiedział się po stronie wroga. Popiera rosyjską politykę, za co Kremlew mianował go wiceprzewodniczącym IBA.

W oświadczeniu federacji czytamy znane już na wylot puste frazesy o tym, że polityka nie powinna mieć wpływu na sport, a decyzję podjęto w trosce o równość rywalizacji. Zestawiając to z wyżej opisaną sytuacją z września, kiedy to Ukraińcom zabroniono wykorzystywania symboli narodowych, słowa te brzmią jeszcze bardziej komicznie i irracjonalnie niż zazwyczaj. Co ciekawe, Kremlew mógł zostać odwołany na niedawnym zjeździe delegatów w Erywaniu. Do wyborów jednak nie doszło, z powodu zakulisowych działań urzędującego prezesa. MKOl wyraził już „głębokie zaniepokojenie” sytuacją w IBA. Żadnych kroków jednak nie podjęto.

Stanowcze veto Polaków

Reakcja polskich oficjeli była szybka i stanowcza – dokładnie taka, jakiej oczekiwali wszyscy obserwatorzy. Minister sportu i turystyki, Kamil Bortniczuk wysłał oficjalne pismo do ministrów odpowiedzialnych za sport, którzy 8 marca i 4 lipca podpisywali specjalne oświadczenia w sprawie wojny Rosji z Ukrainą oraz sportu międzynarodowego. Czytamy w nim m.in.:

„Wyrażam poważne obawy, że decyzja IBA może stać się początkiem masowych rosyjskich wysiłków na rzecz przywrócenia udziału takich zawodników w sporcie międzynarodowym. Ponieważ wojna na Ukrainie wciąż trwa i giną tysiące ludzi, nie możemy do tego dopuścić.

W związku z tym wzywam wszystkich Państwa do przedłożenia Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu wspólnej propozycji, w której zażądamy usunięcia Międzynarodowego Stowarzyszenia Bokserskiego (IBA) z grona członków MKOl. Nie możemy pozwolić, by Rosja wykorzystała tę sytuację do trwałego powrotu na areny sportowe przed zakończeniem wojny na Ukrainie.”

Jasne stanowisko wyraził także wiceprezes Polskiego Związku Bokserskiego, Maciej Demel. Powiedział on wprost, że Polacy najprawdopodobniej nie wystartują w zawodach sportowych, w których pojawią się Rosjanie i Białorusini.

Wciąż nieznane jest stanowisko pozostałych federacji. Spodziewany jest spory podział, pomiędzy światem zachodnim, a państwami dawnego ZSRR. Największą zagadką pozostaje to, jak zareagują włodarze federacji z krajów bałkańskich. A skoro już o nich mowa…

Bośniacy – dobrze się czujecie?

Szansę na powrót do normalności chce dać Rosjanom piłkarska federacja Bośni i Hercegowiny, która zgodziła się rozegrać z nimi mecz sparingowy. Ten ma odbyć się 20 listopada, co budzi falę sprzeciwu w całym piłkarskim środowisku. Kibice nazywają związkowych działaczy „kryminalistami”, a największe gwiazdy reprezentacji, takie jak Edin Dżeko czy Miralem Pjanić odmawiają gry w tym meczu, publicznie sprzeciwiając się jego rozegraniu. Głos na ten temat zabrała nawet burmistrzyni Sarajewa, Benjamina Karić.

Dziś sytuacja jest patowa. Bośniacki Związek Piłki Nożnej milczy, choć w kuluarach coraz częściej słychać, że trwają prace nad bezbolesnym odwołaniem tego nieszczęsnego sparingu. I nawet jeśli ostatecznie uda się to zrobić – ogromny niesmak pozostanie. Niektórzy piłkarze rozważają nawet rezygnację z gry w reprezentacji, dopóki do dymisji nie podadzą się obecne władze związku, odpowiedzialne za ten niemały skandal.

W wielkim murze, za którym umieściliśmy rosyjskich sportowców powoli zaczynają pojawiać się więc wyłomy. Zadaniem świata sportu jest teraz wszystkie te sytuacje zauważać i głośno się im sprzeciwiać. Dla dobra wszystkich.

Kacper BAGROWSKI