Czasy, w których stygmatyzowano zakupy w second-handach, już dawno minęły. Kupowanie w lumpeksach przestało kojarzyć się z biedą, a zaczęło z wyróżnianiem się w tłumie, a także troską o środowisko. Wiele znanych firm podjęło się utworzenia własnych butików cyrkularnych oraz platform internetowych pozwalających na wprowadzenie ubrań w ponowny obieg. Z tej opcji zaczęły korzystać również znane marki fast fashion.
Nowa opcja wprowadzona przez największą markę fast fashion — Shein Exchange umożliwia użytkownikom sprzedaż i kupno używanych ubrań. Obecnie jest dostępna tylko w USA, ale planuje się jej rozszerzenie. Firma argumentuje, że dzięki temu będzie wspierać zrównoważony rozwój, a także będzie walczyć z kryzysem klimatycznym. Wymieniane obietnice to nic innego jak greenwashing — tworzenie pozorów marki przyjaznej środowisku. Firmy przyczyniają się do tego na wiele sposobów: prezentują tylko ekologiczną część produkcji i użytkowania materiału, ukrywają informacje, stosują fałszywe certyfikaty, nieprecyzyjne opisy. Wówczas nieświadomy konsument zachęcony biodegradowalnym opakowaniem lub zieloną etykietą na produkcie ma wrażenie, że nabywa produkty przyjazne środowisku. W rzeczywistości Shein próbuje naprawić wizerunek po publikacji dokumentu ujawniającego nieludzkie warunki, w jakich przebywają pracownicy w fabrykach. Reportaż brytyjskiej stacji Channel 4 ukazuje między innymi wysokie wymagania, co do produktywności osób zatrudnionych oraz niskie zarobki, jakie za to otrzymują. O skrajnym wyzysku świadczy również 18-godzinny dzień pracy. Z tego powodu firma chce powrócić do łask konsumentów, kreując się na bycie eco-friendly.
Innym gigantem odzieżowym wprowadzającym ekologiczne rozwiązania jest Zara. Na początku listopada otworzyła swój pierwszy second-hand. Korzystając z aplikacji sklepowej lub zakładki na stronie internetowej użytkownicy mogą sprzedać niepotrzebną odzież, lub nabyć nowo używaną. Istnieje również opcja oddania ubrań do sklepu. Ponadto, marka wprowadza możliwość naprawy. Funkcja obecnie jest dostępna tylko w Wielkiej Brytanii.
Warto zastanowić się, czy rozwiązania, jakie oferują popularne marki modowe, biorą się rzeczywiście z chęci do walki z nadchodzącą katastrofą klimatyczną lub troski o stan środowiska, czy są tylko elementem marketingowym oddziałującym pozytywnie na wizerunek firmy. Bycie przyjaznym dla środowiska z pewnością może zachęcić kupujących, a takie działania wciąż napędzają niezdrową nadkonsumpcję. Nabywając rzeczy z drugiej ręki, często znajdujemy usprawiedliwienie aby kupować więcej i pochopniej. Zapominamy o tym, w jakiej skali przemysł odzieżowy wpływa środowisko, w tym zużycie wody. Dla przykładu — do produkcji jednej bawełnianej koszulki potrzeba jej aż 2700 litrów. Niektóre firmy próbują utożsamiać się z wartościami, z którymi nie mają nic wspólnego. Zrównoważony rozwój i walka z kryzysem klimatycznym nie idą w parze z masową produkcją ubrań wątpliwej jakości oraz 18-godzinnym dniem pracy. Działania podejmowane przez marki fast fashion przypominają raczej gaszenie pożaru szklanką wody — chcą rozwiązać problemy, które sami generują.
O ile idea butików cyrkularnych i second-handów jest jak najbardziej słuszna, tak warto przemyśleć, czy kupno używanego poliestrowego topu z Shein to dobry wydatek, czy rzeczywiście jest nam potrzebny i będzie służył przez wiele lat. Potencjalni konsumenci wymienionych marek stają przed dylematem etycznym, ponieważ fast fashion, mimo wielu wad, wciąż zachęca niskimi cenami, szerokim wyborem oraz dostępem do aktualnych trendów.
Marcelina GÓRSKA