Gdyby ktoś jeszcze wczoraj zapytał mnie, czym jest kino, najprawdopodobniej zastanawiałbym się nad tym stanowczo zbyt długo i w ostateczności udzielił najgłupszej z możliwych odpowiedzi. Jednak dziś, po wydaniu 12 złotych i 90 groszy na wypożyczenie Sprzedawców III na jednej z platform VOD oraz doszczętnym wypłakaniu sobie oczu w trakcie seansu, myślę, że znalazłem się bliżej sensu istnienia kinematografii niż kiedykolwiek wcześniej. Wydaje mi się, że Kevin Smith wynalazł przepis na “Kino”. Albo dopiero dziś zrozumiał, że zrobił to już wiele lat temu.
Debiutujący w 1994 roku „Sprzedawcy”, choć zostali zrealizowani przy nakładzie mikroskopijnego budżetu i w półamatorskich warunkach, szybko stali się ulubieńcami zarówno widzów, jak i krytyków oraz najważniejszym manifestem pokoleniowym dekady, który z odpowiednią dozą humoru prezentował wszystkie bolączki pokolenia X. Niemała w tym zasługa samego Kevina Smitha, który po rozczarowaniach, jakich doznał, uczęszczając na kurs filmowy, zdecydował się powrócić w rodzinne strony. Mężczyzna zwabiony wizją łączonych zmian w ulokowanej za ścianą wypożyczalni kaset VHS przyjął pracę w lokalnym sklepie spożywczym, którą szybko zdążył znienawidzić i finalnie – nakręcić o tym film.
Owa nienawiść w zrealizowanych w 2006 roku „Sprzedawcach II” staje się jeszcze bardziej namacalna. Quick Stop Groceries staje w płomieniach, zaś ledwo wiążący koniec z końcem Dante i Randal zostają zmuszeni, aby udać się na przymusową pracowniczą banicję do baru szybkiej obsługi Moobys. W finale filmu mężczyźni decydują się jednak wykupić dobrze wszystkim znany sklep spożywczy i własnoręcznie go wyremontować – ten sam sklep, w którym spotkała ich tona przykrości ze strony klientów; ten sam sklep, w którym Dante został postrzelony i ten sam sklep, w którym naprawdę nie powinno ich już być. Dlaczego?
Do świata „Sprzedawców” w 2022 r. widzowie zostają wprowadzeni przy dźwiękach utworu „Welcome to The Black Parade”. Wykorzystanie utworu My Chemical Romance, choć osobiście wypierałem tę wizję niemal przez cały seans, zapowiada, w jakim kierunku ostatecznie skręci ekranowa historia. Dante i Randal pomimo nieubłaganego upływu lat nadal pracują w Quick Stop Groceries, a ich życie prywatne, pomimo niemal półwiecza na karku, wydaje się znajdować w jeszcze gorszym miejscu niż zwykle. Okazja do przewartościowania rzeczy pojawia się wraz z zawałem jednego ze sprzedawców. Cudownie wyrwany z objęć śmierci Randal decyduje się z miejsca nadać swojemu życiu sens – a jak już dobrze wiemy, czy da się zrobić to lepiej, niż zrealizować o nim film?
Najnowszy obraz Kevina Smitha odpowiada na pytanie, jak wyglądaliby pierwsi „Sprzedawcy”, gdyby powstali właśnie dziś? Filmy, nawet te czarno-białe, podczas seansu samoczynnie nabierają bowiem kolorów. Trzecia część serii powraca do swoich korzeni, ponownie zamykając akcję raptem w dwóch lokacjach. Tak jak pierwsza odsłona skupiała się na ostrym jak brzytwa i naszpikowanym nawiązaniami do popkultury dialogu, a druga dynamizowała akcję, rezygnując z charakterystycznej fragmentaryczności na poczet ciągłości fabularnej, tak najnowsza opiera się na relacjach pomiędzy postaciami oraz metafilmowości. Tym razem jednak, obiektem zainteresowań reżysera nie są już jedynie inne teksty kultury, takie jak „Gwiezdne Wojny”, czy „Władcy Pierścieni”. Smith po raz pierwszy rezygnuje z dogodnej pozycji zdystansowanego obserwatora, obraca kamerę w swoją stronę i zamiast z przekąsem komentować popkulturę oraz wytykać błędy kultury konsumpcyjnej, podejmuje się próby twórczej spowiedzi, kończącej najważniejszy etap jego kariery.
„Sprzedawcy III” to przykład opowieści o kinie, życiu i wszystkich płaszczyznach, na których się spotykają, a także traktat o leczniczej sile filmu. Smith, który podobnie jak Randal kilka lat temu przeszedł rozległy zawał serca, powrócił do świata kinematografii zupełnie odmieniony. Najnowszy obraz jego autorstwa niemal całkowicie rezygnuje z obscenicznego poczucia humoru, nieodłącznego dla wszystkich produkcji wchodzących w skład View Askewniverse, zaś elementy komediowe służą w jego przypadku uwypukleniu zarówno farsowości, jak i kruchości ludzkiego żywota. W trzeciej części „Sprzedawców” rytm wyznaczany jest właśnie przez elementy dramatyczne, a sama opowieść przybiera ostatecznie charakter metafilmowego bromance’u o przepracowywaniu traum i poszukiwaniu sensu istnienia. Sensu, który jak się okazuje, każdy miał tuż pod swoim nosem.
W twórczości Kevina Smitha świat rzeczywisty niejednokrotnie przenikał do świata kina i odwrotnie. Najlepszym tego przykładem jest samo Quick Stop Groceries – autentyczne miejsce na współczesnej mapie New Jersey, które dzięki pozornie nieszczęśliwemu splotowi wypadków, od lat 90. jest znane niemal każdemu fanowi reżysera na całym świecie. Tak jak otaczający je świat ulega nieustannym przemianom, dręczone przez szemrane interesy Jaya i Cichego Boba, rozgrywające się na jego dachu mecze hokejowe oraz problemy Randala i jego „terrorystycznego” żelazka, tak to właśnie ten niewielki budynek z wiecznie zasłoniętymi żaluzjami wydaje się być jedyną stałą w wykreowanym przez Smitha uniwersum. Jest symbolem, który spaja cały filmowy mikrokosmos oraz losy wszystkich zamieszkujących go postaci, nadając ich życiu sens; innymi słowy – po prostu i aż „Kinem”.
„Sprzedawcy III” pozwalają spojrzeć na świat oczama reżysera tak, jak mało która produkcja. Co ciekawe, uczuciem, które doprowadziło do tego, że niewielki sklep spożywczy w krótkim czasie stał się epicentrum ekranowego wszechświata, była nie miłość, a nienawiść. Smith wielokrotnie wspominał, że nie znosił tej pracy. Podczas swoich zmian za największą bolączkę uznawał ludzi, których obecność skutecznie uniemożliwiała mu oglądanie telewizji. Po latach przyznał jednak, że się mylił. Błędnie uważał, iż jego praca byłaby świetna, gdyby nie uciążliwi klienci. Tak naprawdę, to właśnie dzięki nim była wspaniała. Wszystko to, co nierzadko czyni istnienie potencjalnie nieznośnym, sprawia też, że zarówno ludzkie życie, jak i nieistniejące bez niego kino stają się ostatecznie wspaniałe. Co zaś do potęgi wspaniałości kina… Chyba nie muszę wam jej objaśniać, prawda?
Po wielu latach Kevin Smith, twórca silnie spowinowacony z medium komiksu, który wymyślił kino współczesne na długo przed tym, zanim to było modne, wreszcie stworzył autorski ekwiwalent „Avengers: Endgame”, zadając kłam twierdzeniu, że jest po prostu budżetową i nieco bardziej wulgarną wersją filmów Richarda Linklatera. „Sprzedawcy III” to zniuansowana wizja kina charakterystyczna dla poprzednich dokonań reżysera, która plasuje kinematografię na pograniczu sztuki i komercjalizmu. Zarówno życie, jak i filmy nie są bowiem dobre pomimo wszystkich okropieństw, są dobre właśnie dzięki nim.
Paweł MAKSIMCZYK