Narastające napięcie między premierem Mateuszem Morawieckim a Ministrem Sprawiedliwości i Prokuratorem Generalnym Zbigniewem Ziobrą zrodziło spekulacje o możliwym rozpadzie koalicji. Problem chłodnych relacji Polski z Komisją Europejską, spowodowanych reformami sądownictwa autorstwa Ziobry, może być niemożliwy do rozwiązania w obecnym układzie. Czy sojuszowi grozi rozpad? Czy pozycja premiera jest zagrożona? Może Ziobrze chodzi o lepszą partię wewnątrz Zjednoczonej Prawicy przed wyborami?
Od czasu wypchnięcia ze Zjednoczonej Prawicy Porozumienia Jarosława Gowina, po jego sprzeciwie wobec planów zorganizowania tzw. wyborów kopertowych w 2020 roku, zaczęto spekulować w mediach, że być może kolejnym partnerem, którego PiS zechce się pozbyć, będzie Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry. Nie były to zupełnie bezpodstawne domysły. Swego czasu Ziobro próbował przejąć władzę w PiS-ie z rąk Jarosława Kaczyńskiego. Były premier nie ma w zwyczaju zapominać o nożu wbitym w plecy. Za ten akt zdrady Ziobro został wyrzucony wraz z kilkoma towarzyszami z partii i czekając na pomyślniejsze wiatry założył na marginesie prawej strony sceny politycznej własne ugrupowanie.
Ziobro wraz ze stronnikami doczekał się lepszej passy, gdy w 2014 roku wraz z partią Porozumienie Jarosława Gowina, byłego Ministra Sprawiedliwości i lidera tzw. prawego skrzydła PO, i PiS-em zawarł porozumienie o wspólnym starcie trzech ugrupowań z list ostatniego w kolejnych wyborach. Przyniosło to obydwu liderom spore korzyści, ponieważ ich partie miały samodzielnie poparcie zbyt małe, by wejść do Sejmu. PiS natomiast nie musiał zwalczać konkurencji po prawej stronie spektrum, dzięki czemu mógł zbudować obydwie kampanie w 2015 roku na krytyce rządów PO-PSL.
Współpraca trzech partii po wygranych wyborach układała się dość sprawnie do ogłoszenia wyników kolejnych wyborów parlamentarnych w 2019 roku. Okazało się, że ze wspólnej listy dostało się do Sejmu na tyle dużo posłów Ziobry i Gowina, że każdy z nich mógł teoretycznie odebrać PiS większość w sytuacji zerwania układu. Od tego momentu Gowin zaczął się sytuować bliżej centrum niż PiS, natomiast Ziobro umościł się między PiS-em a Konfederacją. Głównym wyzwaniem dla Kaczyńskiego stało się odzyskanie kontroli nad własną koalicją.
Pretekstem do rozprawy ze środowiskiem Jarosława Gowina okazał się jego sprzeciw wobec zorganizowania bez podstawy prawnej wyborów prezydenckich w 2020 roku w formie korespondencyjnej. W kolejnych miesiącach z pomocą Adama Bielana „urobiono” większość posłów Gowina, by przeszli na stronę PiS. Sam Gowin z garstką lojalistów został wypchnięty z koalicji i zastąpiony ludźmi Pawła Kukiza. Rozbicie centrowego koalicjanta wzmocniło władzę Kaczyńskiego w Zjednoczonej Prawicy. Pozostał jednak problem Solidarnej Polski.
Partia Zbigniewa Ziobry okazała się twardszym orzechem do zgryzienia. Środowisko to oparło swój polityczny przekaz na byciu bardziej prawicowym od PiS-u. Przejawia się to niechęcią do UE, skrajną nieufnością wobec Niemiec, sprzeciwem wobec wygaszania działalności kopalni węgla, popieraniem drakońskich zmian w kodeksie prawnym czy zwalczaniem przejawów lewicowego światopoglądu w przestrzeni publicznej. Postawy te zyskały Ziobrze sympatię wielu prawicowych mediów, w tym „Radia Maryja”, jak i bardziej twardogłowych członków PiS-u.
Oliwy do ognia dolewa kwestia osobistej niechęci między Ziobrą a premierem Morawieckim. Obaj panowie są podejrzewani o chęć przejęcia politycznej schedy po Kaczyńskim w razie jego przejścia na emeryturę. Z pozoru Morawiecki jako członek PiS i premier cieszący się oficjalnie zaufaniem i wsparciem Kaczyńskiego nie powinien się obawiać Ziobry, jednak jest inaczej. Wielu ludzi w samym PiS-ie postrzega premiera jako ciało obce, bankiera-technokratę, który przed dojściem Zjednoczonej Prawicy do władzy doradzał Tuskowi. Jego przeciwnikami są też zwolennicy byłej premierki Beaty Szydło, którzy prawdopodobnie są w taktycznym sojuszu z Solidarną Polską. Ważnym polem rywalizacji premiera i ministra są też stanowiska w spółkach Skarbu Państwa.
Ostatnie dni przyniosły zaostrzenie sporu. Opóźnienie przez posłankę Annę Siarkowską wspólnie z opozycją obrad w sejmowej komisji nad projektem zmiany konstytucji, mającym umożliwić konfiskatę rosyjskiej własności w Polsce i wyłączenie wydatków zbrojeniowych z limitu zadłużenia, było zaskakującą eskalacją ze strony Solidarnej Polski. Może ona wynikać z narastającej skłonności części PiS-u (na czele z premierem) do wycofania się z części forsowanych przez Ziobrę reform sądownictwa w celu odblokowania funduszy z Krajowego Planu Odbudowy. Dla ludzi Ziobry jest to nie do przyjęcia, ponieważ byli oni ich autorami, a ponadto starają się pozyskać dla siebie część twardego elektoratu PiS-u popierającą ostry kurs w sporze z Brukselą.
Sabotaż Siarkowskiej i oskarżenia formułowane przez europosła Patryka Jakiego pod adresem Morawieckiego o manipulowanie Kaczyńskim w kwestiach unijnych nie pozostały bez odpowiedzi ze strony PiS-u. Z powodu nieobecności kilku jego posłów nie przeszła w Sejmie ustawa Ziobry o notariacie. Pytany o to w wywiadzie dla RMF FM Ziobro stwierdził, że uznaje tę sytuację za przypadek. Może to wskazywać na to, że nie jest jeszcze gotowy na konfrontację.
Solidarna Polska pozostaje według sondaży bez szans na samodzielne wejście do Sejmu, natomiast ewentualna koalicja z Konfederacją jest mało prawdopodobna i mogłaby się wiązać z alienacją części zwolenników obydwu formacji. Ziobro zdaje się świadomy tych słabości. Być może jego strategią na nadchodzący rok jest wytrwanie w koalicji z PiS-em, wywalczenie dobrych miejsc na wspólnych listach i wykorzystanie zdecydowanie prawicowej retoryki swego ugrupowania do zbudowania na tyle dużej rozpoznawalności wśród wyborców prawicy, by powtórzyć sukces z 2019 roku i ponownie stać się nieusuwalnym koalicjantem Kaczyńskiego. Obranie tej drogi wiąże się z ryzykiem przegrania wraz z PiS-em czy też rozbicia frakcji w wyniku układów części jej członków z Kaczyńskim. Opcja ta mimo wszystko może być dla Ziobry najlepszym ze złych rozwiązań.
Oskar KMAK