Statutowe bezprawie w polskich szkołach?

Szkoła powinna być miejscem, w którym uczeń czuje się wolny i bezpieczny
Źródło: unspash.com

Często słyszy się, że szkoła jest dla uczniów „drugim domem”. Faktem jest, że dzieci i młodzież spędzają w niej znaczną część swojego czasu. Powinna być zatem miejscem, w którym każdy będzie czuł się komfortowo i bezpiecznie. Poza tym, gdzie, jak nie w szkole, kształtuje się poglądy na życie u dzieci i nastolatków. To w tym miejscu odnajdują wzorce zachowań, które wpływają na ich przyszłość. Czy jednak prawo wewnątrzszkolne jest w stanie sprostać oczekiwaniom uczniów?

Funkcjonowanie placówek oświatowych regulują statuty. Każda szkoła może stworzyć taki dokument indywidualnie. Ustawa Prawo Oświatowe określa jedynie w sposób bardzo ogólny minimalne wymagania co do treści statusu. Poza tym kwestia praw ucznia, który to w szkole spędza przecież najwięcej czasu, regulowana jest pobieżnie. Znaleźć można tylko zapis mówiący o konieczności uregulowania tej kwestii w statucie, wraz ze wskazaniem procedury odwoławczej. Podobnie również sytuacja kształtuje się w przypadku kar, które szkoła może nakładać na uczniów. 

Z takiego stanu rzeczy zdają się korzystać placówki edukacyjne. Statuty bywają nieprecyzyjne, a niektóre ich zapisy można uznać za niedorzeczne. O ile intencje dyrekcji i grona pedagogicznego są zrozumiałe (w miejscu, w którym kilkaset dzieci i nastolatków przebywa kilka godzin dziennie, odrobina dyscypliny jest zapewne niezbędna), o tyle granica między nieszkodliwymi normami porządkowymi a takimi, które naruszają przepisy prawa powszechnie obowiązującego, jest bardzo wąska.

Statuty szkolne ingerują nawet w wygląd uczniów. Co na to prawo?
Źródło: unspash.com

Dla przykładu można przyjrzeć się zapisom statutów, które zabraniają uczniom używania telefonów komórkowych na terenie szkoły, a złamanie tej zasady sankcjonowane jest konfiskatą urządzenia. Z jednej strony, taki zapis wydaje się oczywisty, ze względu na to, że praktykuje się go w wielu szkołach. Zagłębiając się jednak w powyższy problem, ustawodawca na gruncie kodeksu cywilnego zapewnia właścicielowi (w tym przypadku można przyjąć, że uczeń jest właścicielem telefonu) prawo do korzystania z jego rzeczy. Każdy, kto takie prawo narusza, działa zaś wbrew ustawie, a właściciel może od takiej osoby żądać wydania skonfiskowanej rzeczy. Tym samym można uznać, że obecność takiej zasady w szkolnym statucie jest co najmniej wątpliwa. Co więcej, sama Konstytucja stanowi, że prawo własności może być ograniczone m.in. tylko w drodze ustawy. Cóż, statutom daleko do takiej rangi, pomimo że bywają (błędnie) określane jako „szkolne konstytucje”.

Jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii regulowanych przez statuty szkolne, jest kanon ubioru i aparycji uczniów. W tegorocznym raporcie Stowarzyszenia dO!PAmina Lab dotyczącym badań nad legalnością zapisów statutowych, czytamy o konkretnych  przykładach wyjętych ze statutów. Ubiór ma być schludny i skromny, farbowanie włosów i malowanie paznokci jest zakazane, a noszenie biżuterii na terenie szkoły nie jest dozwolone. Co prawda, prawo oświatowe upoważnia twórców zasad wewnątrzszkolnych do określenia, w jakie sposób powinni ubierać się uczniowie, jednak, po pierwsze ubiór ma niewiele wspólnego z pomalowanymi paznokciami czy zafarbowanymi włosami, a po drugie ponad ustawą stoi oczywiście Konstytucja. Szkoła, decydując o tym, jak powinni wyglądać jej uczniowie, nie może zatem ingerować w ich wolność i godność, czyli wartości chronione przez ustawę zasadniczą oraz rozmaite akty prawa międzynarodowego. Co więcej, niekiedy sytuacja prezentuje się odmiennie w zależności od płci ucznia. Dlaczego chłopcy mogą przyjść w letnie dni w szortach, a dziewczynki już nie powinny? Konstytucja zabrania przecież różnicowania sytuacji jednostki ze względu na płeć…

Nie sposób nie wspomnieć o jak mogłoby się wydawać, oczywistych postanowieniach statutów, które wbrew swojej powszechności mogą budzić kontrowersje. Dla przykładu większość szkół nie różnicuje sytuacji uczniów pełnoletnich i takich, którzy jeszcze nimi nie są. Osoba dorosła w świetle polskiego prawa ma pełną zdolność do samostanowienia i tym samym nie potrzebuje zgody rodziców do dokonywania czynności prawnych. Dlaczego więc szkoły wymagają od pełnoletniego ucznia usprawiedliwienia nieobecności opatrzonego podpisem opiekuna? Można zaryzykować stwierdzeniem, że w kontekście tego, że osiemnastolatek może legalnie wziąć ślub i założyć rodzinę, takie zasady brzmią absurdalnie.

To, że władze szkół mają pewną dowolność w kształtowaniu swoich wewnętrznych zasad, nie skutkuje tym, że takie normy (ustanowione przez placówkę) stoją ponad powszechnie obowiązującym prawem. Niektórzy jednak zdają się o tym zapominać. Także świadomość rodziców i uczniów w tej kwestii nie jest na wysokim poziomie. Powstały jednak organizacje, które czuwają nad zgodnością zapisów statutowych z prawem wyższego rzędu. Podmioty te wnikliwie analizują szkolne normy i interweniują w sytuacjach, kiedy uczniowie czują, że ich prawa są naruszane. Wśród takich organizacji można wskazać na Stowarzyszenie Umarłych Statutów czy wspomniane już dO!Pamina Lab.

Zasadniczy problem tkwi w tym, że normy zawarte w statutach, nawet jeśli bezprawne, są zakorzenione w kulturze edukacji i wychowania szkolnego. Jeśli poprzednie pokolenia wychowały się zgodnie z takimi zasadami, to może lepiej zostawić je w spokoju? Skoro zawsze tak było, to po co to zmieniać?

Odpowiedź na te pytania jest bardzo prosta. Zmiany powinny być przeprowadzone dla komfortu i bezpieczeństwa tych, dla których szkoła istnieje, czyli dla uczniów. To oni kształtują społeczność szkolną, spędzając w niej większość swojego młodzieńczego życia. Dlatego też tak istotne jest zadbanie o to, aby w takim miejscu każdy czuł, że jego prawa są przestrzegane.

Zuzanna ZAREMBA