– Ja robię komiksy autobiograficzne – konstatuje na łamach pierwszej części zina „Małe zwycięstwa” Anna Krztoń. Twórczyni komiksów i ilustratorka od ponad dekady wzbogaca bibliotekę polskiego komiksu niezależnego o kolejne nietuzinkowe tytuły, opowiadając o tuzinkowej codzienności. Na przestrzeni niezliczonych krótkich form i głośnej powieści graficznej artystka zapracowała na miano czołowej przedstawicielki rodzimego „komiksowa”.
Komiks, będąc szczególną dziedziną literatury, wyjątkowo chętnie wybierany jest przez autorów jako forma pamiętnikarskich zapisków. Kadry i dymki są narzędziami, przy pomocy których rysownicy przekładają pieczołowicie kolekcjonowane skrawki życia na opowieści. „Maus” Arta Spiegelmana, „Persepolis” Marjane Satrapi, „Fun Home” Alison Bechdel, „Kinderland” Mawila czy lwia część twórczości Guya Delislego – wybitne memuary stanowią o sile autobiograficznego nurtu i opisują funkcję medium komiksu jako pola do wspomnieniowej gawędy i quasi-reportażowych opowieści. Pamiętnikarskie zacięcie przewija się również wśród rodzimych twórców komiksów. Korzystając z języka memów – czy możemy mieć Kate Beaton w domu? Mamy Kate Beaton w domu. Jest nią Anna Krztoń.
Pierwowzór jednego z pierwszych komiksów artystki powstał na pocztówce – powracającym motywie w twórczości Krztoń. Jak wspomina we wstępie do autorskiego zbioru „Życie i wczasy. 2012-2017”: „Inspirują mnie moi przyjaciele i znajomi, rodzina, związki, podróże i inne doświadczenia”. Autobiograficznymi komiksami zajmuje się od 2012 roku. Jednoplanszowe scenki z życia jej bliskich stały się podstawą serii „Podróże przerywane życiem”. Pierwszy zin rysowniczki opublikowany został w nakładzie zaledwie trzydziestu sztuk. Humorystyczne opowiastki wchodzące w skład debiutanckiej publikacji ilustratorki, choć nieraz grubo ciosane, zawierają elementy definiujące krztoniową twórczość – poczucie tymczasowości i towarzyszącą mu kontemplację nad ulotnością chwili.
Opublikowane nakładem wydawnictwa Granda „Życie i wczasy. 2012-2017” pozwalają przyjrzeć się twórczości Anny Krztoń w jej formatywnym okresie. Od pierwszych niezależnych komiksów z czasów studiów na ASP, przez odrzucone zgłoszenia na otwarte nabory do zagranicznych czasopism, po nowelki z przedednia przełomowego „Weź się w garść” – podążanie marszrutą artystycznego rozwoju rysowniczki jest frapującym czytelniczym doświadczeniem. Znając twórczość Krztoń, aż się prosi, by wertowanie stron komiksu przyrównać do wycieczki. Twórczyni komiksów zabiera czytelników w podróż po wyimkach codzienności, która obfituje w nudę, rutynę i banał – ot w szczerość. Innej przygody życia nie będzie.
Nuda, rutyna i banał – w wokabularzu publicysty słowa te znaleźć można w rozdziale ze słownictwem wartościującym negatywnie. Autorka „Dłuższych dni” mogłaby się z tą czarno-białą klasyfikacją nie zgodzić. Wszak życie utkane jest z tych małych chwil, na które nie ma miejsca w hollywoodzkich blockbusterach, a którym bliżej do filmów Jima Jarmuscha. Zwykłe przyjemności urastają w twórczości ilustratorki do rangi cudów codzienności. W opowieściach polskiej komiksiarki ani nie upada Mur Berliński, ani szach nie zostaje obalony, a mimo to łatwo dać się im porwać. Rozmowy ze znajomymi przy papierosach, wieczorne wizyty w barach, kwarantannowe spotkania na Zoomie, zaskakujące seanse na festiwalach filmowych – życie i wczasy Anny Krztoń pozostają zupełnie obce, ale przyjemnie znajome.
Przyjęło się, że autobiografia jest dziedziną narcystyczną, tymczasem komiksy polskiej rysowniczki stanowią domenę skromności. Przyziemność opisywanych przez artystkę wydarzeń nadaje im niezbywalny przymiot szczerości. Wydawane własnym sumptem ziny wydają się wyzute z jakiejkolwiek autorskiej blagi. Być może właśnie dlatego losy komiksowych bohaterów Anny Krztoń śledzi się z takim zainteresowaniem. Być może to rozbrajający humor, którym autorka okrasza swoje historie, przysparza jej czytelniczej sympatii. A być może to pokaźne pokłady wholesomeness – rozumianego w internetowym slangu jako cecha dzieła wywołującego przyjemne odczucia – sprawiają, że miłośnicy polskiego „niezalu” chętnie wracają do opowieści o małych zwycięstwach komiksiarki.
O dużych zwycięstwach opowiada z kolei najobszerniejszy dotychczas album artystki „Weź się w garść”. Jak wspomniała na spotkaniu autorskim na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi: „Nie uznawałam się wcześniej za scenarzystkę”. Tymczasem opowieść o nastoletnich latach i wczesnej dorosłości trojga przyjaciółek przyniosła Annie Krztoń w 2019 roku nagrodę Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego za najlepszy scenariusz. W wydanym pod szyldem nieodżałowanego Wydawnictwa Komiksowego komiksie, autorka kreśli autobiograficzne coming-of-age story, w którym otwiera przed czytelnikiem Polskę lat zerowych. Komiksiarka opowiada o świecie korespondencyjnych znajomości, drobnych konwentów, pochłanianych hurtowo powieści fantasy i słuchanych na radioodtwarzaczu przebojów „The Cure”. „Weź się w garść” bynajmniej nie jest nostalgiczną sielanką, lecz przejmującą opowieścią o uniwersalnych doświadczeniach osób dotkniętych depresją. W obrazowaniu przeszłości Anna Krztoń stroni od lukrowania rzeczywistości. Jej album można przyrównać do „Powrotu do tamtych dni”, choć w przeciwieństwie do fatalistycznego filmu Konrada Aksinowicza, życie napisało dla Igi, Asi i Ani happy end.
Anna Krztoń wielokrotnie w swoich komiksach pozwala sobie na autotematyczny komentarz, opisując przedstawiane w nich historie jako kolejny „fajny materiał na komiks”. Tym materiałem z perspektywy autorki jest życie. Zabawne, nudne, smutne – dokładnie takie, jakie znamy i dokładnie takie, o jakim chcemy czytać.
Remigiusz RÓŻAŃSKI