Kiedy 24 lutego 2022 roku na ukraińskie miasta zaczęły spadać pierwsze pociski, nikt nie spodziewał się, że ponad rok później dalej będziemy obserwować wojenny dramat. „Specjalna operacja wojskowa”, która według Putina miała trwać zaledwie trzy dni, ciągnie się do dziś i nic nie wskazuje na to, aby za chwilę miała się skończyć. Świat niezwykle zaskoczyła odwaga i upór zwykłych Ukraińców.
O godzinie 4:55 pamiętnego dnia Putin wygłosił przemówienie, które rozpoczęło inwazję. Dosłownie kilka minut później w Kijowie i Charkowie zabrzmiały syreny alarmowe. Ostrzelano lotniska, siedziby dowództw, zniszczono obronę przeciwlotniczą. Tego dnia Rosjanie zaatakowali także Wyspę Wężową, gdzie padły historyczne już słowa: „russkij wojennyj korabl, idi na ch*j” („rosyjski okręcie wojenny, p*****l się”). Wyspę zachodnie media zaczęły nazywać potem „ukraińskimi Termopilami”. Bohaterstwo Ukraińców na czele z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim wzbudziło podziw ludzi na całym świecie i zaskakuje do dzisiaj. Wojna, która według Putina miała trwać zaledwie trzy dni, niedawno miała swoją pierwszą rocznicę.
Bohaterowie kontra zbrodniarze
Prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski, ogłosił mobilizację wszystkich mężczyzn w wieku od 18 do 60 roku życia. Odtąd nie mogli oni opuścić kraju. Wielu z tych, którzy 24 lutego przebywali za granicą, również wróciło, aby bronić ojczyzny. Do wojska chciał dołączyć także mieszkający w Polsce od 2019 roku student produkcji audiowizualnej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, Vladyslav Kravchenko.
– Chciałem od razu wyjechać i dołączyć do wojska. Jednak, kiedy moi bliscy dowiedzieli się, że pakuję już rzeczy, zaczęli mnie prosić, abym pomagał Ukrainie i Ukraińcom w inny sposób. Rozmowa z moimi rodzicami uświadomiła mi, że mój wyjazd, strach o moje życie… To wszystko by ich zniszczyło – wspomina chłopak.
Kiedy Vladyslav planował wyjazd z Polski, w Ukrainie już toczyły się zacięte walki. Jednym z wielu brutalnie zniszczonych przez Rosjan miast był Mariupol. To w nim zbombardowano teatr, w którym ukrywały się setki cywilów. 14 marca prywatna amerykańska firma ujawniła zdjęcia satelitarne tego miejsca. Na ziemi wokół budynku widoczne były napisy „dzieci”. W bombardowaniu zginęło ponad tysiąc niewinnych osób. Nie był to jedyny przypadek, w którym Rosjanie zaatakowali ludność cywilną. Wielokrotnie udaremniali zaplanowane wcześniej ewakuacje z Mariupola czy uniemożliwiali stworzenie korytarza humanitarnego. Ostrzeliwali szpitale, szkoły i budynki mieszkalne.
W okupowanym mieście ostatnim punktem oporu przez długi czas pozostawał Azowstal, a w nim żołnierze pułku Azow, których bohaterstwo również przeszło już do historii. Pracownicy huty przez 63 dni bronili się w zakładach metalurgicznych mimo braku jedzenia, uzbrojenia i leków. Prawie każda próba dostarczenia im wsparcia helikopterami kończyła się klęską. 24 maja heroiczna obrona zakończyła się i około 2,5 tysiąca osób, w tym 78 kobiet, trafiło do rosyjskiej niewoli.
Pod koniec marca 2022 roku świat obiegły szokujące informacje z Buczy, niewielkiego miasta położonego nieopodal Kijowa. Wcześniej z pewnością jedynie nieliczni Polacy kiedykolwiek słyszeli o tej miejscowości. Dziś powszechnie mówi się o zbrodni czy masakrze w Buczy. Sprawę wciąż bada ONZ. Snajperzy strzelali do ludzi, którzy wychodzili z domów po wodę czy jedzenie. Na ulicach leżały ciała, których nie wolno było pochować. Niektórzy z zabitych mieli związane ręce. Nagrania z Buczy pokazują rowerzystę, do którego strzela czołg. Zdjęcia przedstawiają częściowo zakopane w piachu zwłoki starosty ze śladami tortur. Rosjanie mordowali, gwałcili i kradli. Nie tylko w tym miasteczku.
Polska jako bezpieczna przystań
W marcu 2022 roku do Polski dotarła Daria Olizarovych, studentka z Odessy, która obecnie mieszka w Szczecinie i studiuje architekturę. Trasa, którą normalnie można by pokonać w jeden dzień, ciągnęła się aż cztery doby. Tak wiele osób próbowało przedostać się poza granicę Ukrainy. Wśród nich Daria z mamą i młodszym bratem. Bez taty. Ten musiał zostać w kraju, by walczyć.
– Kiedy się żegnaliśmy, mieliśmy minutę, może dwie. W tamtej chwili wydawało mi się, że widzę go i przytulam po raz ostatni – opowiada dziewczyna.
Pierwsze dni wojny Daria spędziła w Odessie, więc słyszała wybuchy niedaleko swojego domu i widziała lecące za oknem rakiety. Tłumaczy, że to dlatego później bała się głośnych dźwięków ulicy, błysków czy syren pogotowia.
Daria wspomina także swoje pierwsze tygodnie w Polsce. Trudności przysparzał nie tylko obcy język, lecz także inny sposób pracy na studiach.
– Nasze narody mają różne sposoby myślenia. Dość trudno jest się do tego przystosować, ale jeszcze trudniej zrozumieć, jak mamy wykonać zadanie, zwłaszcza podczas pracy w grupach. Wydaje mi się, że niektórzy studenci zrozumieli, że mam z tym problem, ale były też osoby, które miały mi za złe, że się nie zaangażowałam. Trudno jest jednak przejąć inicjatywę, gdy nie znasz języka, zakresu projektu, a jednocześnie martwisz się o swoich bliskich i swój rodzinny dom – mówi.
Daria podkreśla, że nie rozmawia ze znajomymi ze studiów o wojnie. Nie chce sprawiać innym kłopotu. Mówi, że jestem pierwszą osobą, której o tym opowiada.
Podobnie jak Daria, do Polski zdecydowało się wyjechać wielu Ukraińców. Zgodnie z danymi Straży Granicznej, od początku wojny do naszego kraju przybyło już ponad dziesięć milionów osób uchodźczych.
Powiedzieć, że wojna zmieniła życie milionów Ukraińców o 180 stopni, to jak nie powiedzieć nic. Żyjąc w pokoju, nawet jeśli tuż za naszą granicą toczy się wojna, nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, co czują dziś miliony mieszkańców Ukrainy, także tych, którzy znaleźli bezpieczne schronienie za granicą.
– Jestem już przyzwyczajona do takiego życia, ale czasami bardzo tęsknię za moim miastem, domem, przyjaciółmi i normalnością. Nawet jeśli będę miała szczęście wrócić do kraju, to nie wrócę do życia takiego jak przed wojną. Jednak staram się nie narzekać, bo mam szczęście, że jestem bezpieczna, a moi bliscy żyją. Wielu Ukraińców nie ma już rodzin i domów. Pewnego dnia po prostu wyszli po zakupy spożywcze, a kiedy wrócili, zobaczyli ruiny swojego rodzinnego miasta – mówi Daria.
Vladyslav dodaje, że chciałby móc myśleć o przyszłości. Wie jednak, że jego plany, tak samo jak plany milionów Ukraińców, mogą zostać zniszczone w jednej chwili.
Różne drogi, jeden cel
Niezwykle trudne początki pobytu w Polsce starali się ułatwiać Ukraińcom wolontariusze. Wśród nich między innymi Dasha, studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na WNPiD oraz założycielka szkoły językowej „Językowo” w Bydgoszczy. Do Polski przyjechała jeszcze przed wojną, w 2017 roku. Razem z nią przybyła rodzina. Języka polskiego zaczęła nauczać przygotowując koleżankę swojej mamy do egzaminu. Później uczyła znajomych, znajomych znajomych, aż w końcu w lutym 2022 roku otworzyła swoje biuro. Niedługo później musiała przekształcić je w sztab wolontariuszy, magazyn pomocy humanitarnej i miejsce nauczania języka polskiego.
– 23 lutego zadzwoniłam do babci i prosiłam ją, żeby przyjechała do nas. Czułam, że coś się kroi. W czwartek obudziłam się, włączyłam internet i świat się zawalił. Był to najgorszy poranek mojego życia. Dalej wszystko działo się jak we mgle: praca 24/7, organizowanie pomocy, pisanie postów, rozmowy, sprawdzanie wiadomości non stop. Trudna była też moja praca. Każdy przychodził do szkoły językowej z własnym bagażem, więc poza byciem nauczycielką, dla wielu byłam też psycholożką – opowiada Dasha.
Vladyslav również pomagał przyjeżdżającym do Polski Ukraińcom. Był wolontariuszem w punkcie „Arena”. Szukał mieszkań, pracy, wspierał emocjonalnie. Był także tłumaczem u psychologa. Ze względu na to, że nie mógł bezpośrednio walczyć o swój kraj, dołączył do cyberwojska.
– Niszczyliśmy rosyjskie strony urzędowe, a także infrastrukturę – objaśnia.
Daria dodaje, że dziś każdy Ukrainiec na swój sposób stara się pomóc swojej ojczyźnie.Jedni przekazują pieniądze armii, inni zapalają znicze dla żołnierzy w okopach, kolejni zgłaszają się do wojska. Daria chce zdobyć dobre wykształcenie, aby jako architektka odbudować Ukrainę po jej zwycięstwie.
Wojna nie rozpoczęła się 24 lutego
Przez pierwsze miesiące wojny cały świat żył wydarzeniami z Ukrainy. Prawie wszyscy śledzili bieżące informacje, udostępniali zbiórki, przynosili jedzenie, ubrania czy środki czystości do punktów pomocy. Po roku powoli zapominamy albo próbujemy zapomnieć o tym, co dzieje się za wschodnią granicą, a przecież wojna wciąż trwa.
W sierpniu wojska ukraińskie zaczynają wykorzystywać dostarczoną z Zachodu broń. We wrześniu przeprowadzają błyskawiczną kontrofensywę i odbijają duże tereny w okolicy Charkowa. W związku z tym Putin ogłasza mobilizację, a tysiące Rosjan próbują opuścić kraj. Na początku października wysadzony zostaje most Kerczeński, który łączy Krym z Rosją. W listopadzie wojska rosyjskie wycofują się z Chersonia. Od grudnia nieprzerwanie trwają walki o Bachmut. Prezydent Wołodymyr Zełenski wciąż prosi kraje zachodnie o wsparcie i o broń, stara się o dołączenie do NATO i do Unii Europejskiej. W lutym do Ukrainy wreszcie trafiają polskie czołgi leopardy. Rosjanie wciąż mordują, gwałcą i kradną. Wojna trwa, ale jak podkreślają moi rozmówcy, nie rozpoczęła się 24 lutego.
– Gdy Rosjanie ostrzelali Kijów, nie było u mnie zdziwienia. Rozumiałem, że wojna, która trwa od 2014 roku, w 2022 przejdzie na kolejny etap – mówi Vladyslav Krachenko.
Co możemy zrobić, teraz, gdy coraz mniej osób pisze posty, udostępnia wiadomości z Ukrainy czy działa w wolontariacie? Przede wszystkim pamiętać o tym, że wojna się nie zakończyła, że tuż obok miliony ludzi cierpią i walczą za swój kraj.
Karolina SZMYGIN