Dzisiaj wzór, jutro antybohater. Żyjemy w czasach kryzysu autorytetów

Coraz częściej okazuje się, że nie wszystko jest takie, jak się może wydawać. Nie ma ludzi nieskazitelnych
Źródło: pixabay.com

Święci, wieszcze, artyści, nasi ulubieńcy czy może alkoholicy, agresorzy i bigoci? Gdzie leży prawda? Cher powiedziała kiedyś: „Bycie znanym to jak narysowanie sobie wielkiej tarczy na tyłku”.  Każdy krok, każde słowo, każda decyzja, czy to publiczne, czy to prywatne, są pod baczną obserwacją mediów, fanów i hejterów. W dobie ciągłego popadania w skrajności, żeby spaść z piedestału, wystarczy jedno potknięcie.

Autorytet. Czym właściwie jest? Można nim być, ale można go również mieć. Osoby takie obdarzamy zaufaniem, chętnie odwołujemy się do ich poglądów i zachowań, powołujemy się na ich mądrość i wiedzę. Autorytet bywa jednak czasem postrzegany przez różowe okulary. Automatycznie widzimy u takiej postaci tylko dobre cechy, zawsze przypisujemy jej szczere intencje, przymykamy oko na przewinienia. Lubimy bronić swoich „idoli”. Do czasu.

Najbardziej rozgrzewająca bitwa medialna toczy się obecnie wokół postaci Jana Pawła II. Papież Polak już dawno przestał być „nietykalny”, tak w publicznym, jak i prywatnym dyskursie. Społeczeństwo podzieliło się na zaciekłych obrońców, zaciekłych przeciwników oraz tych zagubionych, których wizja świata w pewnym sensie legła w gruzach. Jak pogodzić „wielkość” z błędami, także tymi karygodnymi i niewybaczalnymi? To trudne zagadnienie, szczególnie wtedy, gdy z daną osobistością łączyła nas silna więź emocjonalna.

Deheroizacja poety

Nazywano go „bardem Solidarności”, głosem opozycji antykomunistycznej, artystą kompletnym, poetyckim sumieniem pokolenia. Na jego „pomniku” pojawiły się jednak poważne rysy. Dzisiaj, niemal 20 lat po jego odejściu, jest postacią… kontrowersyjną. Legenda Jacka Kaczmarskiego zaczęła się sypać w 2007 roku, kiedy jego córka, Patrycja Volny, po raz pierwszy przedstawiła światu swój punkt widzenia na temat ojca. Dowiedzieliśmy się wtedy, że artysta prywatnie był zupełnie inną osobą. Córka mówiła o jego problemach z alkoholem, skrajną agresją, tak psychiczną, jak i fizyczną. Zamiast wrażliwego poety, świat zobaczył zaburzonego narcyza, który doprowadził swoich bliskich do skraju wytrzymałości. Od tego czasu opinie na temat Kaczmarskiego są zdecydowanie podzielone. Do zagorzałych obrońców poety zalicza się reżyser Andrzej Saramowicz, który postanowił upamiętnić go na swoich social mediach. Post Saramowicza spotkał się z negatywną reakcją wielu internautów: „gdyby żył, pewnie nadal żonę by bił”, „straszny typ, szczególnie dla żony i córki”, „trudno wielbić zwyrodnialca” – to tylko niektóre z popularniejszych komentarzy-odpowiedzi. Oliwy do ognia dolała córka zmarłego poety, która opublikowała zrzuty ekranu wiadomości, które miała otrzymać od reżysera. Wiadomości, w których obarczał ją winą o falę hejtu i nazywał „pogubioną” i „nieprzyzwoitą”.

Cancel culture czy słuszna krytyka?

„Ofiarą” gniewu odbiorców i wręcz pokoleniowym rozczarowaniem stała się autorka sagi o Harrym Potterze, J.K. Rowling. Pisarka poważnie nadszarpnęła swój wizerunek i straciła rzeszę czytelników. Wszystko z powodu dość specyficznych poglądów autorki, którą śmiało można opisać mianem TERFki. Ten skrót opisuje „radykalną feministkę, wykluczającą osoby transpłciowe”. Transfobia Rowling stała się łatką nie do odklejenia, doprowadzając z czasem do jej „scancellowania”, czy też wykluczenia z grona poważanych osób. Pisarka została skrytykowana także przez aktorów z obsady filmowej adaptacji, wielokrotnie pojawiały się też apele o bojkotowanie jej twórczości i niezapraszanie na różnego rodzaju imprezy. Przed pasmem kontrowersyjnych wypowiedzi Rowling uchodziła za osobę o progresywnych poglądach społecznych, co znajdowało również odzwierciedlenie w jej twórczości. Ideologiczny „coming out” pisarki pozostawił wielu fanów Pottera w trudnej do przełknięcia konsternacji.  

Mobbing za oceanem

W atmosferze skandalu i powszechnego zawodu zakończyła się emisja jednego z najpopularniejszych talk-shows w dziejach. Mowa o „The Ellen DeGeneres Show”, którego gospodyni była nie tylko popularną aktorką i celebrytką. Wielokrotnie wybierano ją w różnych plebiscytach jako najbardziej „lubianą i podziwianą” kobietę w USA, „najbardziej wpływową osobę LGBT+” i tym podobne. Postać Ellen była dla wielu odbiorców uosobieniem pozytywnej energii, akceptacji, humoru i życzliwości. Przez lata udawało jej się uniknąć większych skandali. Ellen królowała na antenie do momentu, w którym świat obiegły sensacyjne doniesienia o toksycznym środowisku pracy, jakie stworzyła gwiazda. Wielu widzów zadało sobie wówczas pytanie: Czy to możliwe, że uśmiech i uprzejmość Ellen to tylko fasada? Czy przez ten cały czas udawała? Imię telewizyjnej „ulubienicy Ameryki” stało się niemal z dnia na dzień synonimem mobbingu i złośliwości. Kolejni byli pracownicy oraz goście show wymieniali nieprzyjemne doświadczenia w swoich kontaktach z DeGeneres. Ellen miała być regularnie niemiła dla swoich pracowników, traktować ich przedmiotowo, pozwalać na rasistowskie komentarze producentów, a nawet zwalniać ludzi z błahych powodów.

Autorytety upadają z hukiem, co dla części społeczeństwa wiąże się z uczuciem głębokiego dysonansu poznawczego. Dla innych jest to doskonała okazja do głośnego kontestowania „obnażonej” osobistości, które czasem przybiera rozmiary zmasowanego hejtu, dążącego do negacji wszelkich dobrych osiągnięć i cech takiej osoby. Łatwo widzieć same jasne strony, jeszcze łatwiej skupiać się na tych negatywnych.

Kacper ZIELENIAK