Zmieniający się rynek, rosnąca konkurencja czy szokujący spadek liczby subskrybentów to tylko kilka z wyzwań, z którymi Netflix musi na co dzień się mierzyć. Do tego należy wspomnieć o zarzutach użytkowników dotyczących coraz słabszej jakości produkowanych filmów i seriali, rezygnacji z kontynuowania cieszących się dość dużym zainteresowaniem produkcji albo zmiany zasad współdzielenia konta. Jak serwis radzi sobie z krytyką i wspomnianymi zagrożeniami?
Netflix jest najpopularniejszą platformą streamingową w Polsce, choć już niedługo może się to zmienić. Wersja dla naszego kraju pojawiła się w 2016 roku i bardzo szybko stała się prawdziwym hitem. Seriale takie jak „Riverdale”, „13 powodów” czy „Stranger Things” biły rekordy oglądalności. Posiadanie subskrypcji na platformie stało się wyznacznikiem popularności, a dla kilka lat starszych użytkowników nieposiadanie konta oznaczało bycie „w tyle” z nowinkami nie tylko „telewizyjnymi”, ale i technologicznymi. Telewizyjni widzowie dostrzegli potencjał Netflixa. Nagle w ich życiu pojawiła się platforma dostępna na prawie każdym urządzeniu i dająca możliwość legalnego obejrzenia materiałów, które dotąd większość ludzi znajdowała na pirackich stronach. Co więcej, mogli zobaczyć również odnoszące sukcesy filmy i seriale produkcji platformy, z którymi ramówka telewizyjna nie miałaby nawet szans konkurować. Serwis piął się w streamingowych rankingach, a w czasie pandemii osiągnął rekordowe zyski. Już w połowie 2020 roku pojawił się raport dotyczący liczby subskrybentów na świecie – od wprowadzenia lockdownu przybyło aż 15 milionów zarejestrowanych użytkowników! Obostrzenia covidowe odeszły w większości krajów na dobre, a ludzie nie dysponują już tak dużą ilością czasu wolnego na oglądanie filmów albo też preferują rozrywki, które podczas lockdownu były niedostępne. W kolejnym badaniu, tym razem za pierwszy kwartał 2022 roku, wykazano spadek o ponad milion użytkowników. W porównaniu z wcześniejszym przyrostem może się to wydawać niezbyt dużą liczbą, ale prawdziwym kluczem do zrozumienia tej sytuacji jest fakt, że to pierwszy zanotowany odpływ użytkowników w całej historii firmy. Co myślą o tym sami odbiorcy?
Zarzuty wobec Netflixa
Pierwszym zarzutem w stosunku do platformy jest coraz słabsza jakość techniczna i merytoryczna netflixowych produkcji. Od dłuższego czasu można zauważyć pewną tendencję w procesie twórczym: większość filmów czy seriali wpisuje się w poprawność polityczną i zawiera przynajmniej jeden wątek prezentujący nierówność społeczną o różnym podłożu. Pierwszy problem dość łatwo wyjaśnić – twórcy wolą unikać pozwów i skandali, a wybierana tematyka ma za zadanie promować akceptację odmienności oraz różnorodności. To inicjatywa jak najbardziej prawidłowa oraz zasługująca na poparcie, ale przyczynę tego działania można upatrywać w jeszcze innym miejscu. Netflix jest jedną z pierwszych korporacji produkujących tytuły poruszające tak otwarcie tematy tabu – nierówności na tle rasowym, płciowym, seksualnym czy religijnym. Wszystkie te realizacje stały się niezwykle popularne, ponieważ wielu widzów z całego świata mogło szczerze utożsamiać się z bohaterami. Przyniosło to platformie rozgłos i pieniądze, więc kontynuacja stosowania ów strategii wydaje się logiczna. Przykładem może być serial „Ginny i Georgia”. Główna bohaterka jest ciemnoskóra i oskarża jednego z bohaterów, mającego swoje korzenie w Azji, o nierozumienie jej problemów na tle rasowym. Produkcja niestety bardziej wyśmiewa ten aspekt niż stara się go ukazać w pełnym świetle. Na samej platformie pojawia się coraz więcej tytułów, jednak na ambitne projekty nie starcza budżetu, a to przekłada się znacząco na jakość całej oferty. Tylko w kwietniu pojawiło się (albo pojawi się) aż 51 oryginalnych realizacji. Nie ma realnej możliwości, aby wszystkie były przynajmniej na podobnie wysokim poziomie.
Następny zarzut dotyczy rezygnacji z projektów, które cieszą bardzo dużą popularnością oraz nieprzedłużania licencji na streaming filmowych klasyków. Jednym z największych rozczarowań było usunięcie sagi o Harrym Potterze, którą teraz można oglądać na HBO Max. Z produkcji własnych Netflix niedawno zrezygnował z kontynuowania m.in. „1899”,
„Przeznaczenia: Sagi Winx” czy „Układanki”, co może być szczególnie niezrozumiałe w kontekście przedłużania na siłę innych produkcji, takich jak: „Riverdale”, „Sex Education” czy „Wiedźmin”. Pierwszy z seriali liczy już siedem sezonów i w każdym kolejnym pojawia się coraz więcej elementów, mających mało wspólnego z rzeczywistością z pierwszych epizodów. Druga produkcja okazała się prawdziwym hitem i wielu fanów czeka na czwarty sezon, mimo to nie milkną głosy o sztucznym przeciąganiu akcji przez twórców wskutek odejścia z serialu kilku aktorów. Z kolei z udziału w kolejnych odsłonach ekranizacji książki Andrzeja Sapkowskiego zrezygnował główny aktor – Henry Cavill, któremu m.in. przestał odpowiadać odbiegający od pierwowzoru sposób prezentowania jego postaci.
Te wszystkie zarzuty zaprzeczają pierwotnej przewadze platformy nad telewizją. Filmy oraz seriale stają się coraz mniej jakościowe, a treści są coraz bardziej tandetne. Netflixa zalała fala reality show typu „Love Never Lies”, które należały niegdyś do telewizji. Jedynym niezmiennym atutem giganta jest nielinearność streamingu. Każdą z pozycji można obejrzeć na dowolnym urządzeniu w dowolnej chwili z dowolnego miejsca na świecie. Zapewnia to Netflixowi niepodważalną pozycję na tle telewizji. Jednak w celu utrzymania prymu na rynku, serwis powinien zdecydowanie zmienić swoje priorytety i nie zapominać, że konkurencja nigdy nie śpi.
Oliwia MAZIOPA