PiS walczy z produkcją człowieka. In vitro znów na celowniku rządzących

In vitro staje się przywilejem
Źródło: unsplash.com

In vitro jest najbardziej zaawansowaną metodą leczenia niepłodności. Istnieją na to dowody naukowe, a wiele państw wspiera finansowo tę procedurę. Jednak pomimo wspomnianych argumentów posłanka Prawa i Sprawiedliwości zaprzecza tej tezie, twierdząc, że to nic innego jak produkcja człowieka. Słowa, które wypowiedziano w sejmowej sali obrad, wywołały oburzenie zarówno wśród zebranych, jak i rodziców oraz dzieci poczętych przy pomocy in vitro. Posłanka następnego dnia zarzuciła mediom manipulację.

W czwartek 25 maja w Sejmie odbyła się na wniosek klubu Koalicji Obywatelskiej dyskusja w sprawie sytuacji kobiet podczas rządów PiS-u. Poruszono temat złej opieki zdrowotnej, ograniczenia praw reprodukcyjnych, braku wsparcia dla rodzin opiekujących się osobami zależnymi oraz braku refundacji in vitro. Na ostatni zarzut postanowiła odpowiedzieć posłanka Prawa i Sprawiedliwości Barbara Bartuś. Parlamentarzystka zaczęła swoją przemowę od słów: „Zacznę od tego, że jestem kobietą, może dzisiaj w spodniach, ale jestem kobietą”, na samym wstępie podważając prawo kobiet noszących spodnie do identyfikowania się z własną płcią. Następnie zarzuciła Koalicji przedstawianie żeńskiej części społeczeństwa jako osób niepełnosprawnych, które nic nie potrafią i sprowadzające walkę o prawa kobiet do aborcji, czyli do „zabijania dzieci”, a dofinansowanie in vitro nazwała „produkcją człowieka”, a nie walką z bezpłodnością. Warto zaznaczyć, że jedynym „nienaturalnym” momentem procesu jest połączenie materiału genetycznego, a sama „produkcja” odbywa się w ciele kobiety. Słowa odbiły się szerokim echem wśród opozycji. Natychmiastowo złożono wniosek do Komisji Etyki w sprawie Bartuś, za jej skandaliczne stwierdzenia. Przedstawiciele KO, PSL-u i Lewicy potępili tę wypowiedź, nawiązując do powrotu do myślenia z czasów średniowiecza i okazując wsparcie dla wszystkich rodziców oraz dzieci, w które stwierdzenie posłanki uderzało.

In vitro jest w Polsce potrzebne

W Dzień Matki Minister Rodziny i Polityki Społecznej Marlena Maląg wraz z premierem Mateuszem Morawieckim ogłosili początek darmowych szczepień dla nastolatków przeciwko HPV, przypominając również o wszystkich już działających programach prorodzinnych – Rodzina 500+ (według zapowiedzi od przyszłego roku 800+), Dobry start, Maluch+, Mama 4+, dofinansowanie pobytu w żłobku, Karta Dużej Rodziny czy Rodzinny Kapitał Opiekuńczy. Warto zauważyć, że wśród tylu programów, którymi ministerstwo samo się chwali, ani jeden nie dotyczy walki z niepłodnością albo pomocy psychologicznej dla osób po poronieniu czy utracie dziecka. W latach 2013-2016 działał Narodowy Program Leczenia Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego, obejmujący cały kraj i finansowany ze środków Ministerstwa Zdrowia. Obecnie tylko niektóre samorządy realizują podobne projekty. Jest to szczególnie niezrozumiałe, biorąc pod uwagę statystyki WHO z 2022 roku. Według nich niepłodność to choroba cywilizacyjna, która dotyczy 20% par w Polsce, czyli około 1,5 miliona osób. Poziom leczenia niepłodności w Polsce prezentuje się wyjątkowo nisko na tle Europy. „Europejski atlas polityk leczenia niepłodności” to dokument powstały w 2021 roku, który stworzyły europejskie organizacje pacjenckie aktywne w obszarze diagnostyki i leczenia zaburzeń płodności. W raporcie oceniono jakość terapii w 43 europejskich krajach. Polska na 100 możliwych punktów uzyskała jedynie 27 i znalazła się w gronie państw (m.in. z Albanią, Armenią czy Irlandią), w których dostęp do leczenia oceniono jako bardzo zły. Aby móc zastosować metodę in vitro, trzeba przedłożyć dokumenty potwierdzające nieskuteczne próby starania się o dziecko przez przynajmniej rok. Polskie prawo wyklucza również tę możliwość dla par jednopłciowych oraz samotnych kobiet. Dla związków nieformalnych istnieje warunek w postaci podpisania odpowiednich oświadczeń. Warto zaznaczyć, że od wielu lat podczas tworzenia prawa związanego z niepłodnością w konsultacjach nie uczestniczą organizacje pacjenckie. Z tych powodów metoda in vitro staje się przywilejem, który jest zbyt drogi dla wielu par. Jednak niektórzy politycy wciąż myślą, iż cały problem ze spadającym poziomem demograficznym zostanie rozwiązany za sprawą kolejnego finansowego „plusa”.

Dzieci lepsze i dzieci gorsze

Wypowiedź posłanki Bartuś mogła wywołać oburzenie w całym społeczeństwie, ale najbardziej uderzyła w rodziców i dzieci poczęte przy pomocy tej metody. Wyrażenie „produkcja człowieka”, mimo tego że zawiera słowo „człowiek”, sprowadza te osoby do roli przedmiotu, a nie podmiotu. Aby przejść cały proces, trzeba spełnić wiele warunków, dlatego należy sądzić, że jest to upragnione potomstwo dla rodziców. Jak mają się oni czuć, kiedy posłanka w przeddzień Dnia Matki i na kilka dni przed Dniem Dziecka wypowiada takie słowa? Zatem mają nie obchodzić tych świąt? Pod wpływem krytyki już następnego dnia posłanka przeprosiła wszystkich urażonych jej słowami, tłumacząc, że nie odnosiła się do dzieci, gdyż wszystkie je kocha, a PiS robi wszystko, żeby je docenić. Jednocześnie stanowczo zaznaczyła, iż była to „czysta manipulacja”. Jednak mleko się już rozlało i dużo osób zdążyło zareagować, m.in. Małgorzata Rozenek, która urodziła trzech synów przy pomocy in vitro, a obecnie zarządza fundacją wspierającą tę metodę. Tłumaczenia Barbary Bartuś podsumowała krótko: „Nie ciągnijcie wygranej już dawno przez Was walki o puchar dla najbardziej zacofanej kobiety w polskim Sejmie”.

Jedyną nadzieją na dofinansowanie wydaje się projekt obywatelski „Tak dla in vitro”, pod którym podpisało się 500 tysięcy osób, chociaż z problemem niepłodności zmaga się ich aż trzykrotnie więcej.

Oliwia MAZIOPA