Kontrowersyjna ustawa Lex Tusk jest planem PiS na wygranie nadchodzących wyborów parlamentarnych. Niestety kompetencje komisji, która ma badać rosyjskie wpływy, są realnym zagrożeniem dla demokracji. W stan oskarżenia może być postawiony tak naprawdę każdy.
Ustawa o komisji ds. badania rosyjskich wpływów weszła w życie pod koniec maja. Choć jej zapisy są sprzeczne z konstytucją, to PiS nic sobie z tego nie zrobił, a prezydent bez wahania podpisał ustawę i równocześnie skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. Cel rządzącej partii jest jasny: wygrać wybory. Będą dążyć do tego bez względu na wszystko. Do rozgrywek politycznych wykorzystują nawet tragedię wojny w Ukrainie.
– Zagrożenie zewnętrzne, takie jak wojna, powoduje, że się łączymy wewnętrznie. Natomiast powoli rozpoczyna się kampania wyborcza, która potrzebuje tych wewnętrznych różnic. PiS rozgrywa więc to za sprawą Lex Tusk – komentuje prof. Szymon Ossowski, politolog z WNPiD UAM – Zdaje się więc, że nikt realnie nie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności przez komisję. Jej jedynym celem jest kreowanie złego wizerunku opozycji i zniechęcenie do głosowania na nią – dodaje.
Ustawa do kosza
Ustawa mimo wszystko jest realnym zagrożeniem dla demokracji. Politycy opozycji, w tym między innymi Donald Tusk, pod którego skrojona jest ustawa, mogą zostać pozbawieni funkcji publicznych. Oznacza to odebranie możliwości startowania w wyborach. Według ustawy w stan oskarżenia komisja może postawić jednak nie tylko polityków. Na ten moment komisja ma dużo szersze pole działania. Może wezwać tak naprawdę każdą osobę. Jej kompetencje są na tyle szerokie, że może zwolnić z tajemnicy zawodowej lekarza, adwokata czy dziennikarza. Komisja posiada takie narzędzia i kompetencje, że bez zająknięcia można mówić o łamaniu zasady trójpodziału władzy. Kontrowersje budzi także to, w jakim tempie będzie działała komisja. W spodziewanym pośpiechu nie możliwe jest przeprowadzenie sprawiedliwego i rzetelnego postępowania.
– Czas realizacji raportu przez komisję jest bardzo krótki. W jaki sposób komisja ma wydać raport 17 września? Od jej zawiązania jest łącznie niecałe trzy miesiące, gdzie prace będą odbywać się w okresie letnim. Ta kwestia budzi bardzo wiele wątpliwości – komentuje prof. Szymon Ossowski.
Dlaczego więc prezydent podpisał ustawę, która powinna wylądować w koszu na śmieci? Większość kontrowersyjnych ustaw wetował, tak jak chociażby Lex Czarnek czy Lex TVN. Tym razem tego nie zrobił, choć wszyscy na to liczyli. Zapewne znów chodzi o wybory. PiS stwierdził, że jest to na tyle ważny element kampanii wyborczej, że nie mogą z niego zrezygnować.
– W tej ustawie chodzi o to, żeby medialnie uderzyć głównie w tych, którzy są związani z rządami PO-PSL. Komisja bada przypadki od 2007 roku, czyli od początków tej koalicji. Jej głównym celem jest Donald Tusk, Waldemar Pawlak czy Kosiniak-Kamysz – zaznacza politolog UAM.
Niedokładny plan
Zdaje się więc, że PiS wszystko dokładnie zaplanował. Partia zdawała sobie sprawę z kontrowersji, bo lubi je wywoływać. Komisja Europejska skrytykowała zapisy, z tym jednak zdaje się już pogodzili. Pieniędzy z KPO i tak nie będzie, a konflikt z Unią Europejską ciągnie się już od kilku lat. Teraz jednak przekroczyli niewidzialną granicę. Doradcy prezydenta zaczęli odchodzić z kancelarii, ponieważ ustawa jest niekonstytucyjna. Do tej pory mogli oskarżać opozycję o brak poparcia dla ustawy. Co jest jednak najważniejsze to fakt, że Stany Zjednoczone Ameryki także wyraziły zaniepokojenie ustawą.
Prezydent na początku udawał, że wszystko jest dobrze. W jednym z wywiadów stwierdził, że wytłumaczy on Bidenowi, że ta ustawa wcale nie jest taka zła jak przedstawiają to dziennikarze i opozycja. Prawdopodobnie naciski ze strony USA były jednak silniejsze. Andrzej Duda na początku czerwca zmienił zdanie i postanowił wnieść poprawki do zapisów, które budziły kontrowersje. Wszystko to jest dość dziwne biorąc pod uwagę, że kilka dni wcześniej podpisał ustawę bez zastrzeżeń, jednocześnie kierując ją do Trybunału Konstytucyjnego.
Nie dość więc, że demokratyczne podstawy państwa są niszczone, to tracimy także na znaczeniu w polityce międzynarodowej. Wojna w Ukrainie była dla Polski szansą, żeby zyskać na znaczeniu w świecie. PiS jednak tego nie wykorzystuje. Zamiast tego tworzy prawo, które nie jest akceptowane przez Unię Europejską ani przez Stany Zjednoczone. Politycy PiS znów muszą być przywoływani do porządku przez ważniejszych graczy polityki międzynarodowej. Być może wygrana w kolejnych wyborach jest dla nich znacznie ważniejsza niż wzrost znaczenia Polski na arenie międzynarodowej.
Na ten moment jedyne co udało się osiągnąć rządzącej partii, to zjednoczenie demokratycznej opozycji. Wszyscy niezależnie od interesów mówią jednym głosem. Ustawa podpisana przez prezydenta godzi w demokratyczne podstawy państwa.
– Ta ustawa zjednoczyła opozycję. Czwartego czerwca w marszu miał iść tylko Donald Tusk. Przedstawiciele demokratycznej opozycji jednak zdecydowali się dołączyć. Wiedzą, jak niebezpieczna jest ta ustawa – zauważa profesor Szymon Ossowski.
Działanie PiS być może zmobilizuje wahający się elektorat PO oraz innych partii opozycyjnych. Ustawa o komisji do badania wpływów rosyjskich jest szeroko komentowana. Rządzący dali kolejny powód, aby oddać głos na demokratyczną opozycję, nawet jeśli jest to naszym zdaniem mniejsze zło. To od nas zależy czy plan na wygraną Prawa i Sprawiedliwości zakończy się sukcesem.
Olimpia OLIK