Długo wyczekiwana ulubienica wszystkich małych dziewczynek wreszcie zagościła na ekranach światowych kin jako kobieta z krwi i kości. Od premiery „Barbie” Grety Gerwig minął już ponad tydzień, a mimo to film wciąż przyciąga do kin tłumy. Gerwig ubiera współczesne realia w różowe szaty kiczu, snując opowieść o najbardziej kultowej lalce świata. Pozostawia widza w konsternacji, nasuwając mu podstawowe pytanie: co jest nie tak z naszym światem?
Najsłynniejsza lalka świata powstała 64 lata temu – 9 marca 1959 roku. – Moja filozofia Barbie była taka, że każda dziewczynka może zostać kimkolwiek zechce. Barbie zawsze pokazywała, że kobieta ma wybór – mawiała Ruth Handler, twórczyni zabawki. Pomysł stworzenia aktorskiego filmu o Barbie narodził się już wiele lat temu, a sam film powstać miał już w 2017 roku. W całym procesie produkcyjnym powstało jednak wiele zawirowań i ostatecznie po kilku latach oczekiwań wielka fala różu zalała nas dopiero w piątek 21 lipca br. Film „Barbie” to dzieło, które zmieni realia współczesnego świata, takie przynajmniej ambicje mają twórcy filmu. To co udało im się na pewno, to przyciągnąć do kin milionowe tłumy – ekranizacja dalej bije rekordy oglądalności, a Barbie to film nie tyle dobry, co potrzebny społecznie, ale może od początku…
Barbie (nie)idealna!
Nasza historia zaczyna się w Barbielandzie, pastelowo-różowej krainie, w której każdy dzień jest spełnieniem marzeń każdej małej dziewczynki. Tu nie istnieje coś takiego jak cellulit, istnieje za to silna siostrzana solidarność, a kobiety sprawują wszystkie najważniejsze stanowiska, o jakich współczesne kobiety mogłyby tylko pomarzyć.
Rysą na szybie okna wychodzącego na ten idealny świat są jedynie wiecznie uciemiężeni przedstawiciele płci męskiej. Wkrótce okazuje się też, że stereotypowa Barbie, grana przez Margot Robbie, zdaje się odstawać od różowego raju. Myśląc o śmierci, nabawia się cellulitu i płaskostopia co, o zgrozo, wypycha ją z szufladki ideału wykreowanego przez chciwych facetów z korporacji Mattel. Barbie uświadamiając sobie, że pastelowa idylla nie może trwać wiecznie zmuszona jest wyruszyć w podróż do realnego świata, aby odkryć przyczyny swoich problemów i położyć im kres. Podróż ta szybko okazuje się brutalnym zderzeniem z szarą rzeczywistością, zarówno dla Barbie, jak i dla nieoczekiwanie towarzyszącego jej Kena – w tej roli Ryan Gosling.
Mężczyźni i konie
Docierając do prawdziwego świata Barbie i Ken szybko odkrywają, że coś jest nie tak… W świecie ludzi panuje patriarchat (lub jak twierdzi Ken, mężczyźni i konie) kobiety są uprzedmiotowiane i zdominowane przez mężczyzn, którzy to piastują najważniejsze stanowiska i, umówmy się, to oni rządzą. Barbieland, w którym żyli nasi bohaterowie stanowił swoistego rodzaju bańkę, odcinającą ich od różnorodności i inności, czającej się za jego barwnymi murami. Jednocześnie był on całkowitym przeciwieństwem tego, co spotkali w świecie zewnętrznym. Wstrząs, jakiego doznają po konfrontacji z rzeczywistością wywołuje w nich emocje, jakich nigdy wcześniej nie byli zdolni odczuwać, a dalszy bieg wydarzeń popycha ich w plątaninę pułapek i zawirowań, które finalnie uczą, że agresji nie należy zwalczać agresją, niezależnie, w którym ze światów żyjemy.
Gerwig chce w ten sposób pokazać nam piękno różnorodności i niedoskonałości. Odmienne poglądy ludzi są wyrazem ich osobowości i potrzeb, a nie atakiem na drugiego człowieka. Najlepiej obrazuje to skomplikowana relacja Kena i Barbie, która, bądźmy szczerzy, do najzdrowszych i najłatwiejszych z całą pewnością nie należy.
Różowa satyra
Jeśli spodziewaliście się, że będzie to film o słodko-cukierkowym feminizmie oblanym toną różowej farby, to mocno się rozczarujecie. Jasne, w filmie nie brakuje sylwetek silnych niezależnych kobiet i walki z absurdalnymi ideami samca alfa. Reżyserka pokazuje nam jednak, że postęp to obosieczna broń, w której gdy jedni są wolni, to ci drudzy są zniewoleni. My, ludzie mamy tendencję do popadania w skrajności i przesadę, a twórcy filmu idealnie pokazali obie strony medalu zwanego absolutyzmem. Tym właśnie jest „Barbie” – potępieniem świata, w którym dominuje władza jednej płci kosztem drugiej. I w tym przypadku Barbieland i Świat Realny, z pozoru skrajne różne rzeczywistości, są oparte właśnie na zasadach absolutyzmu i faworyzacji jednych kosztem drugich.
Co najważniejsze, produkcja Gerwig zmusza nas do jeszcze jednej refleksji: czy Barbie to symbol emancypacji czy uprzedmiotowienia kobiet? Z jednej strony celem, który uświęcał powstaniu lalki Barbie było inspirowanie małych dziewczynek do spełniania marzeń, aby mogły wyrosnąć na silne niezależne kobiety, które mogą być kim tylko chcą. Z takim przekonaniem żyją również mieszkanki Barbielandu. W rzeczywistości, Barbie odbierana bywa również jako uosobienie kobiecego wzorca nierealnego do osiągnięcia przez żadną kobietę. Film pokazuje jednak, że nikt nie jest idealny, nawet, o zgrozo, lalka Barbie. I chodź w fabule dużo się dzieje, to w całym tym pędzie warto skupić się na przemianie, jaka zachodzi w głównej bohaterce. Z plastikowej lalki z przyklejonym do twarzy śnieżnobiałym uśmiechem staje się kobietą „nieidealną”, szukającą własnej drogi do szczęścia. No i bardzo dobrze, bo zwyczajność jest super! Kobiety, które się wspierają i pomagają sobie są super, płaskostopie jest super, a no i cellulit też!
„Barbie” to film mądry, błyskotliwy i niepozbawiony celnych żartobliwych strzałów skierowanych w nasz „nieidealny świat”. Choć trzeba przyznać, że niektóre z nich bywają chybione. Produkcja Warnera to przede wszystkim film samoświadomy ubrany w przepiekną otoczkę wizualną, w której zadbano o każdy najdrobniejszy szczegół. Niewątpliwie po obejrzeniu „Barbie” każdy – w zależności od wieku, płci i poglądów – wyjdzie z sali kinowej z własnymi przemyśleniami i wnioskami. I choć napompowaną niczym gumę balonową kampanię promocyjną filmu można uznać za przesadną, to trzeba również przyznać, że niewątpliwie jest to film, który warto zobaczyć tego lata.
Izabela SULOWSKA