Dlaczego seria John „Wick” to ikona filmów akcji?

John Wick jest uwielbiany przez popkulturę. Źródło: Matthew Ball, unsplash.com

W marcu tego roku wyszła ostatnia, czwarta część z serii John Wick”. Produkcja zebrała bardzo pozytywne recenzje, została nominowana do kilku nagród, a Keanu Reeves kolejny raz udowodnił, że mimo łagodnego usposobienia jest stworzony do roli zawodowego zabójcy. Wraz z Jamesem Bondem, Dominicem Toretto i Johnem McClanem, John Wick staje się ikoniczną postacią w swoim gatunku. Tak samo, jak cała seria filmowa.

Większość fanów kina na pewno zna historię o człowieku, który w zemście za uśmiercenie ukochanego psiaka, zlikwidował rosyjską mafię. Jest to praktycznie cała fabuła pierwszej części „Johna Wicka”. Następne odsłony filmowe stanowią kontynuację i są już nieco bardziej złożone, lecz nadal trzeba być świadomym, że są oparte na prostych, wręcz banalnych scenariuszach. Skąd więc pochodzi moja teza o tym, że seria o czarnowłosym, elegancko ubranym zabójcy jest ikoniczna w swoim gatunku? Stoi za tym kilka aspektów, które są ze sobą nierozerwalnie połączone.

Piękno tkwi w prostocie

Tak jak już wspomniałem, fabuła każdego filmu z serii „John Wick” jest banalnie prosta. Jednak, czy nie o to właśnie chodzi w kinie akcji i kinie gatunkowym w ogóle? To, co powinno przykuwać nasz wzrok i wciskać w fotel, to właśnie niesamowite sceny akcji oraz efekty specjalne, a nie morały czy niespodziewane rozwiązania fabularne. Istnieje jednak cienka granica pomiędzy fabułą prostą, a zwyczajnie głupią, która zupełnie rozprasza naszą uwagę od najważniejszych aspektów filmu. Moim zdaniem, żadna z części „Johna Wicka” tej granicy nie przekracza. Dużo sytuacji abstrakcyjnych, niezrozumiałych dla widza jest wytłumaczonych regułami, jakie panują w świecie przedstawionym. Każda postać ma motyw, swoje zasady moralne, które popychają fabułę do przodu. Główny bohater ma krótką, lecz wystarczająco silną genezę, będącą jednym z głównych czynników działających odświeżająco na całą historię. Z kolei gdy film opiera się na prostym scenariuszu, który nie zawsze da się odebrać poważnie, twórcy muszą zadbać o odpowiedni wydźwięk swojej produkcji.

Fuzja groteski z powagą

Pod ten aspekt możemy zebrać naprawdę sporą ilość elementów trylogii. Po pierwsze postacie są zagrane i przedstawione, jakby zostały wyrwane z komiksów, będąc typowymi zabójcami z dodatkowymi cechami przemyconymi przez aktorów. Najlepszym przykładem jest główny bohater grany przez Keanu Reeves’a. John Wick jest eleganckim, wyważonym, budzącym postrach mężczyzną, który zaprezentowany jest jako znający wszystkich, legendarny zabójca. Stąd wynika potencjał komediowy postaci. Dobrze ilustrującym przykładem jest scena, w której do Johna przyjeżdża jego kolega policjant i pyta zabójcę, czy wszystko u niego w porządku, widząc jednocześnie stertę trupów w jego domu. To jedna z wielu sytuacji, w której doskonale widać, jak bardzo twórcy bawią się kreacją postaci łowcy nagród. Mamy też postać subtelnego, wręcz wysublimowanego kierownika hotelu, lidera gangu bezdomnych, który uważa się za króla, komicznie stereotypowego bossa rosyjskiej mafii oraz wiele postaci epizodycznych, które zapadają w pamięć widza, dzięki aktorom oraz reżyserowi. 

Niemniej ważną rolę w wydźwięku filmów pełni świat, w którym osadzona jest cała historia. Myślę, że twórcy nie starali się nawet sprawić wrażenia, że uniwersum, które wykreowali na potrzeby trylogii jest realistyczne i poważne. W „Johnie Wicku” znajdziemy bardzo dużo scen akcji, które dzieją się w miejscach publicznych. Wtedy okazuje się, że połowa populacji to płatni mordercy, a druga połowa niezbyt przejmuje się strzelaniną i krwią, która tryska w każdą stronę. Najlepiej jednak obrazuje to scena, w której właściciel hotelu „Continental” jednym ruchem ręki zatrzymuje wszystkich ludzi na ulicy, pokazując tym swoją władzę w mieście. Także uniwersum „Johna Wicka” opiera się na koncepcie, że płatni mordercy są wszędzie i jest to najczęstsza profesja, jakiej podejmują się ludzie. Ten scenariuszowy zamysł pasuje idealnie do postaci, fabuły i scen akcji, ponieważ usprawiedliwia \ istnienie wielu scen walk, które dzieją się niemal wszędzie przez ponad połowę trwania filmów.

Najważniejsze i najbardziej dopracowane

Przejdźmy teraz do meritum, najważniejszego aspektu, który niejako definiuje jakość produkcji akcji. Poprzednie czynniki również są znaczące, ponieważ bez dobrego dopasowania formy do treści, widz nie jest w stanie skupić się na wyjątkowo sprawnie nagranych, zagranych i napisanych scenach akcji. To właśnie one najbardziej świadczą o ponadczasowości trylogii filmowej „John Wick”. W wielu filmach akcji zaobserwowałem, że sceny konfrontacji są często sfilmowane w sposób „rzemieślniczy” i monotonny. Są poprawne, sprawnie nagrane, jednak brakuje w nich oryginalności i charakteru. Absolutnie nie można powiedzieć tego o filmach z Keanu Reevesem. Sceny akcji dzieją się w najróżniejszych lokalizacjach, zaczynając od typowych: port, ulica, opuszczony budynek, kończąc na stajni, kilkuset stopniowych schodach, czy (moja ulubiona scena) w muzeum z antyczną bronią. Co do oręża, tu też twórcy błyszczą swoją kreatywnością. John nie walczy tylko za pomocą każdej możliwej broni na odległość, a również zdarza mu się dobyć miecza, noża, czy bardziej egzotycznej broni, jak na przykład nunchaku, katana czy długopisu (kto wie, ten wie). Sceny zrealizowane są często w jednym ujęciu, bez cięć, a praca kamery obrazuje nam potyczkę zawsze z najodpowiedniejszego kąta. Przygotowanie aktorów w tym aspekcie jest naprawdę imponujące. Część postaci biorących udział w walkach grają profesjonaliści w sztuce walki, na przykład członków gangu Yakuzy z trzeciej części. Kolejny raz muszę również okazać swój szacunek dla Reeves’a, który każdą scenę akcji odegrał samodzielnie, bez dublera i do każdej odpowiednio się przygotował. Dodaje to autentyczności scenom akcji, w których aktor bierze udział, czyli zdecydowanej większości.

„John Wick” to seria filmów stworzona dla każdego fana gatunku. Ogląda się je z przyjemnością, można się pośmiać, pozachwycać świetnymi scenami akcji, a również przywiązać do postaci i troszczyć się o ich los. Osobiście uważam, że za kilkanaście lat seria ta będzie na podobnym poziomie kultowości co „Szklana Pułapka” i „Szybcy i Wściekli”, a sama kreacja Keanu Reeves’a będzie ikoną kina akcji.

Roch ORZECHOWSKI