Powiało zmianami – pierwsza afera nowego rządu

Trubiny wiatrowe źródłem afery // źródło: Flickr.com, autorka: Karolina Kabat

Projekt regulujący przepisy dotyczące farm wiatrowych miał zostać wprowadzony w życie „przy okazji” mrożenia cen energii. Nowy rząd umieścił go w większym pakiecie ustawowym, co wzbudziło kontrowersje nie tylko w środowisku prawicowych opozycjonistów, ale także wśród osób bezpośrednio związanych z branżą.

Tzw. afera wiatrakowa zaczęła nabierać wiatru w żagle 28 listopada, kiedy to część przedstawicieli nowego obozu rządzącego wniosła do pierwszej izby parlamentu propozycję regulacji ustawy, która dotyczy konsumentów energii. Miała ona wydłużać okres niepodnoszenia należności za usługi energetyczne do 30 czerwca przyszłego roku. W ustawie znalazł się jednak także zapis dotyczący elektrowni wiatrowych. Poselskie plany zakładały m.in. możliwość stawiania najcichszego rodzaju wiatraków w odległości jedynie 300 metrów od większych zabudowań mieszkalnych oraz granic parków narodowych. Dodatkowo dystans mający dzielić turbiny wiatrowe i domy jednorodzinne zmniejszyłby się do zaledwie 400 metrów.

Racja po stronie PiS?

Chociaż Politycy Prawa i Sprawiedliwości słusznie zaznaczają, że umieszczenie w jednej ustawie tych dwóch zagadnień  zmniejsza przejrzystość procesu wprowadzania zmian, to daleko im do prawdy. Twierdzą bowiem, że na ostateczny kształt ustawy mieli znaczny wpływ lobbyści. Tymczasem biznesmeni zajmujący się pozyskiwaniem alternatywnych źródeł energii odcinają się od tej „afery”. Twierdzą, że byli gotowi na dostosowanie się do ustalanej jeszcze z poprzednim rządem odległości 500 metrów od zabudowań.

Przedstawiciele Polski 2050, twórcy omawianych przepisów, pytani o tę sprawę wyjaśniają, że miały one na celu umożliwienie postawienia większej liczby mniejszych, ciszej pracujących wiatraków. Zapisy te zostały umieszczone w szerszym akcie prawodawczym po to, by prezydent, należący do opcji politycznej im przeciwnej, nie zechciał ich zawetować. Co może zastanawiać, to fakt, że z propozycji zmian już się wycofano.

Co ma premier do wiatraka?

Jak donosi serwis OKO.press, były premier Mateusz Morawiecki tak komentuje zapisy ustawy dotyczące farm wiatrowych:

– To jest jeden z największych bubli prawnych wyprodukowanych przez ostatnich 30 lat, dlatego domagamy się komisji śledczej, która sprawdzi, kto wpisał te przepisy do „lex Kloska”.

Morawiecki zarzuca również niekompetencję Paulinie Hennig-Klosce pod kątem obejmowanego przez nią stanowiska ministra klimatu i środowiska. Donaldowi Tuskowi natomiast wypomina dobór nieodpowiednich ludzi do pełnionych funkcji w rządzie. Politycy PiS podkreślają również, że ustawę chciano wprowadzić bez konsultacji społecznych.

Spośród gąszczu komentarzy polityków trudno wyłonić fakty oraz rzeczywiste konsekwencje, które może nieść ze sobą afera. Ta przez jedną ze stron nazywana jest wielkim skandalem, przez drugą drobnym zawirowaniem. Ostatecznie w tej klasycznej już polsko-polskiej potyczce, znowu pojawia się wspólny mianownik dla obu narracji – przeświadczenie każdej ze stron, że działa ona w duchu patriotyzmu, na korzyść ojczyzny i naszych rodaków.

Mateusz WASIELEWSKI