27 Lutego odbyło się spotkanie pomiędzy Lechem Poznań, a Pogonią Szczecin. Mecz został rozegrany z okazji Pucharu Polski, rozstrzygnął on, która drużyna zagra w półfinale tego turnieju. Boisko było po stronie „Kolejorza”, jednak kibice ze Szczecina również świetnie dopingowali swoją drużynę. Oczekiwania, wobec tego spotkania były bardzo wysokie, a więc jak przebiegł hit Pucharu Polski?
Na zwycięstwo w Pucharze Polski Lech Poznań czeka już od piętnastu lat, a ostatnie pięć finałów tego turnieju „Kolejorz” przegrał. Możemy więc być pewni, że drużyna Rumaka była bardzo zmotywowana przed ćwierćfinałowym spotkaniem z Pogonią, też na pewno pewności siebie dodała im ich forma. Zwycięstwo z Zagłębiem, potem zwycięstwo na wyjeździe z liderem ekstraklasy, a potem ważny remis ze Śląskiem po zdominowanym spotkaniu. Pogoń jednak może się pochwalić nawet lepszą formą, ostatnie cztery mecze w lidze wygrali, w tym jeden ze Śląskiem i to we Wrocławiu. Oba zespoły były więc przed spotkaniem na fali wznoszącej, a dodatkowej motywacji dodali im kibice. Fanów Lecha było około osiemnastu tysięcy, natomiast Szczecinianie zapełnili całą trybunę gości liczbą dwóch i pół tysiąca ludzi.
Składy i niepewny początek
Mariusz Rumak nie zaskoczył wyjściowym składem, może poza wyborem bramkarza oraz lewego obrońcy. W pierwszym składzie wyszedł rezerwowy golkiper, Filip Bednarek oraz Barry Douglas, który również nie mógł liczyć w tym sezonie na regularnie występy. Gustaffson również zbytnio nie kombinował ze składem, wyszli głównie zawodnicy, którzy notorycznie występowali w wyjściowej jedenastce. Szansę w pierwszym składzie dostał siedemnastoletni Adrian Przyborek, który ostatnio wyrasta na ogromny talent i gra coraz częściej w Pogoni. Z najważniejszych zawodników wykluczonych ze spotkania możemy wyróżnić Mikaela Ishaka, Afonso Sousę, Filipa Dagerståla, Rafała Kurzawy oraz Benedikta Zecha, czyli dwóch podstawowych środkowych obrońców obu drużyn, których zabrakło w meczu pucharowym. Nie było to jednak odczuwalne, ponieważ defensywa obu zespołów była na bardzo wysokim poziomie przez większość czasu.
Pierwsze dwadzieścia kilka minut spotkania należały zdecydowanie do Pogoni. Drużyna Gustaffsona postawiła na grę z kontrataku, a przez niepewność piłkarzy Lecha w rozgrywaniu, taktyka ta była skuteczna. Akcję w większości napędzał Grosicki, który oddał pierwszy strzał w meczu, który przeleciał nad poprzeczką Bednarka. Potem był blisko dwóch asyst, jednak Koulouris nie nadążył za oboma podaniami. W 20 minucie Grogon wykorzystał błędne ustawienie Milića w obronie i podał na sam na sam do Grosickiego, ten jednak strzelił obok słupka. Po dwóch minutach polski skrzydłowy z greckim napastnikiem świetnie rozegrali akcję w polu karnym Lecha, akcja jednak skończyła się niecelnym strzałem Gorgona. Po kilku groźnych sytuacji Pogoni, gospodarze zrozumieli, że muszą zacząć tworzyć własne akcję, jeśli chcą pozostać przełamać swoją długą, nieszczęśliwą passę w Pucharze Polski.
Odpowiedź gospodarzy
Lech co raz częściej zaczął zagrażać bramce Cojocaru, ten jednak wyłapywał każde dośrodkowanie. Pochwalić należy całą formację defensywną Pogoni, gdyż w pierwszej połowie gospodarze nie mieli tak naprawdę żadnej bardzo groźnej sytuacji. Najbliżej zagrożenia ich bramce był Murawski, który w 30 minucie oddał minimalnie niecelny strzał z dystansu. Moim zdaniem najlepszym zawodnikiem pierwszej połowy był Mariusz Malec, który fantastycznie radził sobie z Szymczakiem oraz każdą piłką w polu karnym. Poziomem nie odstawał od niego Bartosz Salamon, który swoim powrotem na boisko sprawił, że obrona „Kolejorza” wygląda dziesięć razy lepiej. Wyróżniłbym również Koutrisa oraz Joela Pereirę, obaj zawodnicy byli bardzo skuteczny w defensywie oraz dawali wiele z przodu.
Druga połowa należała już w stu procentach do Lecha Poznań. Przez pierwsze 45 minut żaden z ofensywnych zawodników gospodarzy nie zasługiwał na pochwałę za swój występ, jednak w następnej części spotkania ta część formacji uległa poprawie. Szturm rozpoczął Filip Marchwiński, który w 47 i 49 minucie oddał dwa celne strzały, nie były jednak na tyle groźne by pokonać Cojocaru. Chwilę po tym indywidualnej akcji próbował ponownie Kamil Grosicki, jednak jego podanie zablokował Salamon. Przez następne 30 minut jedyne sytuacje podbramkowe należały do Lecha. „Kolejorz” nie zdołał żadnej ze swoich akcji zakończyć bramką. Powodem byli albo bardzo solidni obrońcy, albo rumuński bramkarz, który oprócz wielu chwytów oraz piąstkowań zaliczył kilka cudownych interwencji. Po 67 minutach bardzo słabego występu Kristoffer Velde zdecydował się na indywidualną akcje po pięknym podaniu Pereiry. Wykończenie było mocne, precyzyjne, jednak najwyższą jakością popisał się Cojocaru, którym będę się jeszcze dzisiaj zachwycać. Dziesięć minut później bramkarz obronił strzał Hotića, a minimalnie chybioną dobitkę zaliczył Marchwiński. Warto podkreślić, iż duża część piłkarzy Lecha rozegrało 90 minut trzy dni przed meczem pucharowym. Mimo to Mariusz Rumak nie zdecydował się na żadną zmianę w regulaminowym czasie gry, co moim zdaniem widocznie odbiło się na jego drużynie. Od 80 minuty zawodnicy gospodarzy nie mieli sił by biegać, a Pogoń ewidentnie czekała na dogrywkę. Jeszcze w ostatnich dziesięciu minutach wynik próbował zmienić Vahan Bichakchyan, który pojawił się na boisku w 78 minucie zastepując Gorgona. W 88 minucie zmarnował wyśmienite podanie Grosickiego, gdyby dobrze przyjął miałby stuprocentową sytuację. Druga połowa również nie przyniosła nam żadnych bramek, przez co piłkarze rozegrali dodatkowe 30 minut dogrywki.
Dogrywka i horror Lecha
W przerwie przed dogrywką na boisku pojawił się Ali Gholizadeh, a na ławce usiadł wyróżniający się w tym meczu, Marchwiński. Od początku pierwszej połowy Lech kontynuował swoją dominację nad Pogonią, czego owocem była niezwykle groźna sytuacja w 95 minucie. Kolejnym efektywnym dryblingiem popisał się Velde, którego strzał ponownie obronił Cojocaru, tym razem jednak piłka trafiła pod nogi Szymczaka, którego dobitkę także obronił Rumun. Była to interwencja na najwyższym poziomie, po której bramkarz otrzymał gromkie brawa od kibiców i kolegów ze swojej drużyny, a piłkarze i fani Lecha mogli tylko nie dowierzać. Oprócz tej okazji mieliśmy jeszcze dwa niecelne strzały z rzutów wolncyh obu drużyn, defensywne popisy Malca oraz nieskuteczne próby Grosickiego. W drugiej połowie dogrywki zamiast wyjątkowo mało użytecznego w tym meczu Karlströma pojawił się Adrel Ba Loua. Iworyjczykowi udało się zdobyć bramkę po świetnym podaniu Velde, Norweg był jednak na spalonym, więc na bułgarskiej ciągle mieliśmy remis. Od początku drugiej połowy było czuć, że Lech już zupełnie opadł z sił, a zmiany na niewiele się zdały. Pogoń towrzyła akcję za akcją, a efektem końcowym tych działań stała się bramka strzelona w 119 minucie spotkania. Rzut wolny wykonał Kamil Grosickiego, którego dośrodkowanie dosięgnął Mariusz Malec, a jego fantastyczne zagranie wykorzystał João Gamboa. Portugalczyk wbił piłkę do praktycznie pustej bramki, a wszystkie osoby związane z Pogonią zaczęły celebrować zwycięskiego gola.
Jakie wnioski może wyciągnąć z tego spotkania Mariusz Rumak? Pierwszym na pewno jest rotacja, której ewidentnie zabrakło. Velde, Marchwiński oraz Karlström od początku nie byli w swojej szczytowej dyspozycji, a żaden z nich nie doczekał się zmiany w regulaminowym czasie gry. Zmiany zostały dokonane zdecydowanie za późno, a rezerwowi nie do końca mieli czas oraz warunki na zmianę wyniku. Defensywa Lecha przez większość meczu spisywała się naprawdę dobrze, jednak bez bramek nie da się wygrać. Skuteczność to element, nad którym trener „Kolejorza” musi najbardziej popracować.
Roch ORZECHOWSKI