Na początku czerwca w 27 państwach członkowskich odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Narastająca fala populizmu, zwłaszcza jego skrajnie prawicowej odmiany, stawia pod znakiem zapytania trwałość unijnego konsensusu opartego na sojuszu chadeków, socjalistów i liberałów. W Polsce będą to drugie w tym roku wybory i ostatni test dla partii politycznych przed wyborami prezydenckimi. Czy populiści zyskają szersze wpływy w Unii? Kto będzie zwycięzcą w naszym kraju?
Od 6 do 9 czerwca w 27 krajach członkowskich Unii Europejskiej dziesiątki milionów ludzi będą miały okazję wybrać 720 członków Parlamentu Europejskiego, jedynego pochodzącego z wyborów bezpośrednich organu Unii. Ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego odbyły się w 2019 roku, tuż przed wyjściem Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty. Od tego czasu Europa bardzo się zmieniła. Wielka Brytania jeszcze w tym samym roku sfinalizowała Brexit. Rok później Unią i resztą świata wstrząsnęła pandemia COVID-19. 24 lutego 2022 roku sąsiadująca z UE Federacja Rosyjska napadła na Ukrainę. Gospodarcze skutki wojny i nałożonych na Rosję sankcji gospodarczych zwielokrotniły negatywne efekty pandemii oraz zaburzenia łańcuchów dostaw. Kraje członkowskie popadły w spowolnienie gospodarcze, a trwająca agresja Rosji na wschodzie kontynentu, wojna Izraela z Hamasem i narastająca groźba konfliktu zbrojnego w regionie Indo-Pacyfiku nie skłaniają do optymizmu.
W tej sytuacji nie jest zaskakującym zauważalny w sondażach i symulacjach podziału mandatów w PE wzrost poparcia dla prawicowych populistów kosztem dominujących ugrupowań chadeckich, socjaldemokratycznych i liberalnych. Populiści zyskali w ubiegłych latach na znaczeniu w niemal każdym kraju UE. We Francji Front Narodowy Le Pen stanowi najpoważniejszą opozycję wobec rządów Emmanuela Macrona. W Hiszpanii skrajnie prawicowa partia Vox była bliska utworzenia wraz z centroprawicą rządu po wyborach parlamentarnych w 2023 roku. W Finlandii eurosceptyczna Partia Finów jest od czerwca zeszłego roku członkiem koalicji rządzącej. W sąsiedniej Szwecji mniejszościowy rząd konserwatystów jest popierany w parlamencie przez populistycznych Szwedzkich Demokratów. Na Węgrzech niepodzielną władzę sprawuje Fidesz, a w Słowacji prorosyjski premier Robert Fico umocnił się dzięki wygranej swojego sojusznika, Petera Pellegriniego, w wyborach prezydenckich 6 kwietnia. Podobne trendy są zauważalne w Portugalii, Holandii, Belgii, Niemczech i Bułgarii. Większość ugrupowań prawicowo-populistycznych należy do Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR) bądź do Tożsamości i Demokracji (ID). Obecnie nie jest prawdopodobne, by któraś z tradycyjnych sił w PE wyłamała się z kordonu sanitarnego wokół populistów, jednak ich ewentualny sukces w wyborach może osłabić proeuropejski konsensus w Brukseli.
W tym roku trzy czynniki sprzyjają siłom antysystemowym. Oprócz wspomnianego już spowolnienia gospodarczego są to protesty rolników przeciw Europejskiemu Zielonemu Ładowi oraz presja migracyjna w krajach frontowych Unii. Zielony Ład to program zakrojonych na szeroką skalę reform w energetyce, przemyśle i rolnictwie, którego celem jest uczynienie UE neutralną klimatycznie do 2050 roku. Na realizację tego programu Komisja Europejska i państwa członkowskie planują przeznaczyć ponad bilion euro w inwestycjach w zielone technologie, rozwiązania gospodarki o obiegu zamkniętym oraz zmiany w rolnictwie sprzyjające utrzymaniu bioróżnorodności i rozwojowi rolnictwa organicznego, z ograniczonym do minimum wykorzystaniem chemikaliów. Wymienione plany UE doprowadziły do protestów rolników w większości krajów członkowskich. KE złagodziła pod naciskiem część postulatów, np. wykreśliła ograniczenie emisji gazów cieplarnianych w rolnictwie z celów na 2040 rok i opóźniła implementację wymogu pozostawiania 4% gruntów ornych rocznie jako ugoru. Nie zadowala to jednak części przeciwników Zielonego Ładu, na czym korzysta przeciwna polityce UE skrajna prawica. Sytuacja migracyjna na granicach UE, zwłaszcza na Morzu Śródziemnym, pozwala populistom na prowadzenie kampanii wyborczej opartej na strachu. 10 kwietnia PE uchwalił nowy pakt migracyjny, który ma ułatwić prześwietlanie przeszłości migrantów docierających do UE i ich ewentualne odsyłanie do krajów pochodzenia. Zwolennicy paktu uznają go za sukces UE i sposób na osłabienie poparcia skrajnej prawicy, jednak zdaniem części organizacji pozarządowych, takich jak Amnesty International, proponowane przez PE zmiany w prawie stwarzają ryzyko naruszania praw człowieka.
W Polsce nadchodząca kampania europejska stanowi test dla sił politycznych przed wyborami prezydenckimi w przyszłym roku. Prawo i Sprawiedliwość, wzmocnione dobrym wynikiem w wyborach samorządowych, będzie chciało pokazać w czerwcu, że jego powrót do władzy jest możliwy. Koalicja Obywatelska poprzez samodzielny start zechce umocnić swoją pozycję niekwestionowanego hegemona koalicji rządowej. Trzecia Droga będzie broniła swojej podmiotowości względem KO, natomiast Lewica będzie musiała zmierzyć się z konsekwencjami złego wyniku wyborczego. Konfederacja może chcieć skapitalizować trend wzrostowy dla skrajnej prawicy na poziomie europejskim, jednak silne poparcie dla PiS-u może przełożyć się na stagnację poparcia dla skrajnie prawicowego sojuszu. Ostatecznie o wyniku wyborów w Polsce może zdecydować frekwencja, która od początku naszego członkostwa w UE nie przekroczyła 50%. Nie sposób określić, jak zakończą się wybory do PE. Jest jednak pewne, że populiści w Polsce i Europie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
Oskar KMAK