Na początku kwietnia prezydent Botswany zagroził, że wyśle do Niemiec 20 tysięcy słoni. Jego groźba to reakcja na próbę zakazu importu trofeów myśliwskich. Jak wygląda konflikt człowieka z dziką naturą? Według raportu z 2021 roku przygotowanego przez organizację Humane Society International Niemcy są największym importerem trofeów myśliwskich w całej Unii Europejskiej. W tym roku tamtejsze Ministerstwo Środowiska zaproponowało zmianę limitów na bardziej restrykcyjne.
Nowe przepisy mają zniechęcać myśliwych do wyjazdów na polowania na afrykańskie zwierzęta. W odpowiedzi prezydent Botswany Mokgweetsi Masisi zapowiedział, że wyśle do Niemiec 20 tysięcy słoni. Zdaniem rządzącego taka propozycja nie byłaby czymś niezwykłym, państwo oddało Angoli już osiem tysięcy osobników z transgranicznego sanktuarium Kavango-Zambezi. Prezydent zasugerował, że słonie powinny biegać wolno po niemieckich ulicach. Stwierdził, że bardzo łatwo jest siedzieć w Berlinie i mieć opinię na temat spraw dziejących się w Botswanie, bo lokalni mieszkańcy cierpią z powodu ochrony tych zwierząt na świecie. Zdaniem Mokgweetsi Masisi liczba słoni gwałtownie wzrosła przez działania na rzecz ochrony środowiska, a to wpływa na komfort i bezpieczeństwo obywateli Botswany. Dzięki polowaniom można kontrolować ich populacje.
Zakaz handlu trofeami myśliwskimi wprowadziły już inne kraje: Australia, Francja i Belgia. Polowania spotykają się z ogromną krytyką obrońców praw zwierząt. Słonie są atrakcyjnym celem dla myśliwych i kłusowników ze względu na swoje ciosy (inaczej „kły”, będące przekształconymi siekaczami górnymi) i kości.
Zdaniem prezydenta Mokgweetsi Masisi nadmierna liczba słoni powoduje straty i nieszczęśliwe wypadki. Zwierzęta dewastują wioski, niszczą plony, a nawet mogą zadeptać ludzi na śmierć. Według niego polowania pozwalają utrzymać odpowiednią liczbę słoni, jednak one służą nie tylko regulacji przyrostu, polowania przynoszą również zysk Botswanie. W 2021 roku Ministerstwo Ochrony Środowiska, Przyrody i Turystyki ogłosiło, że dzięki nim rząd zarobił 2,7 miliona dolarów.
Botswana to państwo, które można nazwać krainą słoni. Zamieszkuje tam ponad 130 tysięcy osobników, co stanowi 1/3 światowej populacji. Park Narodowy Chobe, będący jednym z największych skupisk dzikich zwierząt, jest siedliskiem tysięcy słoni afrykańskich. Jednak ich liczba nie zawsze była tak imponująca. Na początku lat 90. XX wieku populacja słoni afrykańskich wynosiła 80 tysięcy osobników. W odpowiedzi na spadek ich liczebności ówczesny prezydent Botswany, Ian Khama, wprowadził zakaz polowań na słonie dla trofeów.
W 2019 roku prezydent Mokgweetsi Masisi powołał komisję, która miała zbadać skutki zakazu. Władze uznały, że populacja odbudowała się wystarczająco i po zaledwie 5 latach zniesiono to ograniczenie. Poza tym za przywróceniem polowań opowiadali się również lokalni mieszkańcy, szczególnie rolnicy. Zwierzęta niszczyły ich uprawy. Władze argumentowały, że przywrócenie polowań jest niezbędne do tego, aby odpowiedzieć na potrzeby rolników. Decyzja spotkała się z ogromną krytyką obrońców dzikiej przyrody.
Myśliwi są gotowi wydać dziesiątki tysięcy dolarów, aby mieć możliwość upolowania zwierzęcia. W maju 2022 roku głośno było o myśliwych, którzy zabili słonie z wyjątkowo wielkimi ciosami. Za ten „przywilej” zapłacili 50 tysięcy dolarów. Zwierzęta, które zginęły, były wówczas jednymi z największych obecnie żyjących słoni afrykańskich. Miały 50 lat, a ich ciosy ważyły około 45 kilogramów. To zdarzenie spotkało się z ogromną krytyką obrońców dzikiej przyrody. Sprawę skomentowali członkowie Humane Society International. Opisywali zabijanie zwierząt dla rozrywki jako ekologiczny i moralny dramat. Według organizacji osobniki, które zginęły, były doświadczone i miały wysoką pozycję w swoich stadach, a ich śmierć mogła odbić się negatywnie na pozostałej części grupy. Ta sytuacja to również strata dla innych ludzi, którzy nie będą mieli możliwości zobaczenia majestatycznego samca na żywo. Zabity słoń mógł żyć i przynosić dochody w sektorze turystycznym, ale zamiast tego, trofea z jego ciała będą częścią czyjejś prywatnej kolekcji.
Marcelina GÓRSKA