Dla poznańskich „Skorpionów” cel przed tym sezonem był jasny — utrzymanie, ale tym razem wywalczone w pełni sportowo. Sytuację szybko jednak skomplikował brak wygranej w dwóch domowych spotkaniach. W obliczu tej sytuacji nadrabiany wtorkowy mecz jawił się jako kluczowy w kontekście tegorocznej, dopiero rozpoczynającej się kampanii.
Inauguracja sezonu w wykonaniu PSŻ Poznań mogła rozbudzić myśli o realizacji najgorszego scenariusza, czyli spadku z ligi. Wprawdzie nie da się zdefiniować całych rozgrywek po ledwie dwóch rozegranych meczach, ale tak się złożyło, że poznaniacy ligę zaczęli od domowych konfrontacji, w których nie zdołali odnieść zwycięstwa. Najpierw ponieśli porażkę 42:48 z ROW-em Rybnik. Natomiast dwa tygodnie później zremisowali z Wybrzeżem Gdańsk, prowadząc po dziewięciu biegach ośmioma punktami. W tamtym momencie kibice zgromadzeni na stadionie położonym na poznańskim Golęcinie mogli liczyć na konsekwentne powiększanie przewagi, stwarzającej szansę na zdobycie niezwykle cennego punktu bonusowego w rewanżu. Gdańszczanie są bowiem jednymi z głównych rywali poznaniaków w walce o utrzymanie. Ostatecznie zatem mecz rozgrywany przed własną publicznością zakończył się rozczarowaniem i niespełnieniem nawet planu minimum. W ostatni dzień kwietnia „Skorpiony” udały się na zaległy mecz 2. kolejki do Łodzi z miejscowym Orłem, również z drużyną, dla której głównym celem jest zapewnienie sobie ligowego bytu.
Zwycięstwo za wszelką cenę
Wtorkowe spotkanie w kontekście dotychczasowych wyników nabrało niebagatelnego znaczenia. Łodzianie mieli ze sobą dwie wysokie przegrane w delegacji. W Rzeszowie 36:54 oraz w Bydgoszczy 33:57. Można więc uznać, że w pierwszym domowym pojedynku tego sezonu byli szczególnie zmotywowani, by pokonać bezpośredniego rywala w walce o bezpieczną lokatę. Mecz mógł rozpocząć się od prowadzenia gospodarzy, ale po udanym starcie Oskar Polis nie dokooptował do Luke’a Beckera i było 3:3. Na pierwsze drużynowe zwycięstwo zawodnicy Orła musieli poczekać jeszcze dłużej, bo aż do szóstego biegu. W międzyczasie wpakowali się w niemałe tarapaty. W wyścigu juniorskim na pierwszym łuku upadł Mateusz Bartkowiak. W efekcie został wykluczony z powtórki, a w niej motocykl Aleksandra Grygolca zdefektował już na starcie. Poznaniacy do mety dojechali więc sami. W trzeciej gonitwie dość niespodziewanie z tyłu został lider łódzkiego zespołu Oliver Berntzon. Nie dość, że nie dogonił uciekającego od startu Aleksandra Łoktajewa, to dał się wyprzedzić Szymonowi Szlauderbachowi, który zdołał przedrzeć się z ostatniej pozycji. Tym samym goście prowadzili 13:4.
Zwroty akcji
Kolejne dwa biegi zakończyły się remisami, a następnie przyszło wspomniane wcześniej zwycięstwo Orła Łódź, i to od razu podwójne. Mogło ono bardzo pozytywnie nastrajać łodzian, bo prędkość odzyskał Berntzon i dość szybko dołączył do niego Bartkowiak, objeżdżając dwóch rywali za jednym zamachem. Wydawało się, że będzie to punkt zwrotny całej rywalizacji, ponieważ następnie na tor wyjechali Becker i Daniel Kaczmarek, którzy w swoich inauguracyjnych biegach dojeżdżali do mety pierwsi. Po udanym wyjściu spod taśmy tego drugiego wyniosło pod bandę i obróciło motocykl tak, że musiał ratować się przed zderzeniem z Kacprem Teską. Osamotniony w powtórce Becker został wyprzedzony przez szalejącego za jego plecami Łoktajewa, a jak się okazało, Kaczmarek tego dnia na tor już nie wyjechał. Prawdopodobnie z przyczyn zdrowotnych. To zdarzenie nie podłamało jednak łodzian, gdyż w gonitwach 8 – 11 wyprowadzili mocne ciosy (3:3, 5:1, 5:1, 4:2). Najpierw na pierwszej pozycji dojechał Bernztzon, a po króciutkiej przerwie, z rezerwy taktycznej zameldował się na mecie za plecami kolegi z pary; Beckera. Największe zaskoczenie przyniosła jednak następna gonitwa, gdy dotychczas przeciętnie punktujący Polis i Basso zostawili za sobą Łoktajewa, który na tyle nieskutecznie atakował tego pierwszego, że spadł na trzecie miejsce. Na cztery biegi przed końcem spotkania przewaga łodzian wynosiła trzy punkty. Natomiast gdy zawodnicy wystartowali w 12. biegu, poznańscy kibice mogli już pomyśleć, że po raz kolejny ich ulubieńcy roztrwonią udany początek meczu, bo Kacper Teska i Szymon Szlauderbach zostali w tyle. Drugi z nich podążał jednak konsekwentnie za rywalami i skorzystał na ich błędach, odnosząc zwycięstwo biegowe, ale Teska dojechał ostatni, więc strata nie została zniwelowana.
Cenne znajomości
Tak jak w połowie zawodów to Orzeł Łódź zanotował świetną serię, ostatnie słowo należało do żużlowców ze stolicy Wielkopolski. Dwa razy z rzędu pokonali gospodarzy w stosunku 5:1, a meczowy triumf przypieczętowali wygraną w 15. biegu 4:2. Istotną cegiełkę do całego wyniku dołożył Ryan Douglas. W 13.biegu odparł on ataki rywali, jadąc na drugiej pozycji po tym, jak ze startu wystrzelił Łoktajew i popędził do mety, a w ostatniej gonitwie dnia przypieczętował udany występ (1*, 3, 2, 2*, 3).
Kluczowe okazało się też przebudzenie Szlauderbach. W swoich dwóch ostatnich startach tego dnia zdobył komplet. W 14. biegu (wygranym 5:1) towarzyszył mu Mateusz Dul, który jako zawodnik drugiej linii zanotował solidny występ (7+2 w pięciu biegach). Mogła na tym zaważyć znajomość łódzkiego toru, gdzie w poprzednich latach występował w roli juniora podczas meczów domowych. Nie był to jednak jedyny Skorpion zaznajomiony z łódzką Moto Areną. W barwach Orła cztery sezony, w tym dwa po przeniesieniu się na obecny obiekt, spędził Łoktajew, który zanotował swój najlepszy punktowo występ w tym sezonie ligowym. Natomiast trenerem łodzian w sezonach 2020 i 2021 był obecny członek sztabu szkoleniowego PSŻ Poznań, czyli Adam Skórnicki. W ostatecznym rozrachunku poznaniacy dopisali więc dwa punkty do ligowej tabeli, które na koniec sezonu mogą okazać się niezbędne. Porażka w Łodzi mogłaby wprowadzić nerwową atmosferę już na starcie rozgrywek. Wyjazdowym triumfem „Skorpiony” zapewniły sobie większy spokój przed kolejnymi meczami. Budujące jest to, że oprócz Kacpra Grzelaka i Matiasa Nielsena wszyscy zawodnicy ze stolicy Wielkopolski zanotowali najlepszy występ w tym sezonie. W dodatku w przeciwieństwie do domowej konfrontacji z Wybrzeżem Gdańsk, tym razem w decydującym momencie meczu stanęli na wysokości zadania i spisali się wręcz perfekcyjnie. Droga do spokojnego utrzymania jest jednak jeszcze daleka.
Igor DZIEDZIC