Co w duszy gra?

Emocje towarzyszą nam od urodzenia./ needpix

Od wieków powstało mnóstwo teorii na temat emocji i ich definicji. Czym są emocje, ile ich jest, skąd się biorą i jak powstają – to pytania, na które wciąż brak jednoznacznych odpowiedzi. Problem w tym, że emocje są subiektywne i różnie rozumiane w różnych kulturach. Zajmują się nimi psychologowie, terapeuci, psychiatrzy, neuronaukowcy, socjologowie i historycy, co prowadzi do wielorakich perspektyw. 

Emocje towarzyszą nam od urodzenia. Jako dzieci wyrażamy potrzeby płaczem, licząc na reakcję dorosłych. Jeśli są zaniedbywane, może to wpłynąć na nasz rozwój. Choć nie pamiętamy wczesnych doświadczeń świadomie, nasz mózg zapisuje je poprzez struktury emocjonalne. W dzieciństwie emocje służą komunikowaniu potrzeb, co wpływa na styl więzi i relacje w dorosłym życiu. W wieku nastoletnim uczymy się dzięki emocjom nawiązywać kontakty i przewidywać zachowania innych. Naukowe badanie emocji jest trudne, choć nie niemożliwe. Emocje manifestują się w myślach, zachowaniach i fizjologii, a my możemy je wyrażać przez sztukę, muzykę, poezję lub słowa.

Skąd się biorą emocje?

Istnieje pokaźna ilość teorii dotyczących powstawania emocji, z których wiele pozostaje w sferze spekulacji i nie zostało potwierdzonych naukowo. Jedna z nich mówi, że powstają w mózgu i muszą być wyrażone, aby uniknąć negatywnych skutków ich „blokowania się” w ciele. Ta idea pochodzi z dawnej hipotezy, którą popierał między innymi Zygmunt Freud. Emocje nie są substancjami ani hormonami, które można obiektywnie zmierzyć – są subiektywne i zależne od naszego fizycznego oraz psychicznego samopoczucia. Mimo tego, popularnym mitem jest istnienie sześciu uniwersalnych emocji: złości, smutku, strachu, wstrętu, zaskoczenia i radości. Różni badacze wielokrotnie próbowali udowodnić swoja tezę, identyfikując ów odczucia poprzez charakterystyczne wyrazy twarzy, takie jak grymasy, zmarszczki i skurcze mięśni. Koncepcja ta ma swoje korzenie w pracy Karola Darwina „O wyrazie uczuć u człowieka i zwierząt”, w której Darwin twierdził, że emocje i ich ekspresje są pradawną częścią ludzkiej natury. Geolog sugerował, że wszyscy ludzie, a nawet niektóre zwierzęta, okazują emocje w podobny sposób. Porównał mimikę do szczątkowej kości ogonowej, sugerując, że wyrazy twarzy są produktami ewolucji, które nie pełnią już żadnej funkcji, podobnie jak skrzydła u strusia.

Koncepcja Darwina z 1872 roku zainspirowała naukowców w latach 60. XX wieku do zbadania sześciu podstawowych emocji. W tym celu postanowili sprawdzić, czy każda emocja ma swój charakterystyczny grymas, przygotowując zdjęcia aktorów prezentujących wyrazy złości, smutku, zaskoczenia, strachu, wstrętu i radości. Złość utożsamiano z marszczeniem brwi i czoła, napięciem twarzy i zaciśniętymi ustami. Smutek miał powodować opadanie kącików ust, zmarszczki na brodzie i ściągnięcie brwi. Zaskoczenie charakteryzowało się szeroko otwartymi oczami i ustami, uniesionymi brwiami. Strach wyglądał podobnie, ale z bardziej ściągniętymi brwiami i węższymi ustami. Wstręt to zmarszczony nos i usta oraz przymrużone oczy. Radość wyrażała się szerokim uśmiechem, zmarszczkami wokół oczu i uwypuklonymi policzkami. Ów ekspresje były jednak pozowane, a nie naturalne. Choć można je łatwo naśladować, w rzeczywistości rzadko przyjmujemy tak wyraziste miny. Często też ukrywamy nasze emocje w odpowiednich sytuacjach, co pokazuje, że te nie zawsze są widoczne na twarzy. Inną perspektywę prezentują badania nad emocjami u niemowląt, pokazując, że ich ekspresje mimiczne w sytuacjach wywołujących strach lub złość były nie do rozróżnienia. Odczytywano je raczej z kontekstu i mowy ciała niż z mimiki. Natomiast uczestnicy badań spoza zachodniego kręgu kulturowego miały trudności z przyporządkowaniem twarzy do odpowiednich emocji, co podważa tezę o uniwersalnym charakterze emocji.

W głowie się nie mieści

Teoria podstawowych emocji, rozwijana przez dziesiątki lat, wpłynęła na sposób, w jaki dzisiaj mówimy o naszych odczuciach. Stała się również popularnym tematem w popkulturze, czego przykładem jest nagrodzona Oscarem animacja „W głowie się nie mieści”. Twórcy filmu konsultowali się z Paulem Ekmanem, współautorem koncepcji podstawowych emocji, aby wiernie przedstawić pięć z nich: Gniew, Smutek, Radość, Odrazę i Strach. Każdy afekt był reprezentowany przez postać o odpowiednim kolorze: Gniew był czerwony, Smutek – niebieski, Radość – żółta, Odraza – zielona, a Strach – fioletowy. Choć film był powszechnie chwalony za wprowadzenie psychoedukacji do mainstreamu, neuronaukowcy, wskazali na pewne nieścisłości w jego przekazie. Przede wszystkim, bohaterowie animacji wzmacniają przekonanie, że emocje podstawowe są monolitami, bez miejsca na niuanse czy współwystępowanie różnych uczuć jednocześnie. Film sugeruje również, że każda emocja ma swoje znaki szczególne, co przecież podważają badania naukowe. W rzeczywistości, każdy afekt jest unikatowy i może składać się z różnych komponentów, wspólnych dla kilku uczuć.

„W głowie się nie mieści” utrwala stereotyp mówiący, że wszyscy ludzie na świecie przeżywają te same uczucia w identyczny sposób. Kolejny mit to przekonanie, że afekty są wyzwalane przez czynniki zewnętrzne. Postacie reprezentujące emocje w animacji siedzą za panelem kontrolnym i uruchamiają odpowiednie reakcje na bodźce, sugerując, że są to odruchy automatyczne. Jednakże emocje są konstruowane na podstawie różnych aspektów doświadczenia i nie zawsze pojawiają się spontanicznie. Dzieło Pixara sugeruje również, że ekspresje powstają w konkretnych obszarach mózgu, co jest pokazane przez postacie pociągające za odpowiednie wajchy. Tymczasem emocji nie da się zlokalizować w jednym punkcie mózgu, ani zbadać pod mikroskopem czy skanerem. To złożone procesy obejmujące różne sieci neuronalne, hormony, neuroprzekaźniki i sygnały wysyłane przez całe ciało.

Edukacja dla najmłodszych i nie tylko

W czerwcu 2024 roku doczekaliśmy się kontynuacji hitu Pixara. „W głowie się nie mieści 2” oferuje głębsze poznanie emocji i ich złożoności. Pierwsza część koncentrowała się głównie na podstawowych uczuciach, takich jak radość, smutek, gniew, strach i odraza, pokazując, jak każde z nich wpływa na życie głównej bohaterki, Riley. Jednak w miarę jej dorastania, pojawiają się coraz bardziej złożone i zniuansowane odczucia, których doświadczenie staje się częścią jej codzienności. Nowa część filmu skupia się na bardziej skomplikowanych aspektach, takich jak: tęsknota, wstyd, zazdrość czy nostalgia. Te uczucia często towarzyszą procesowi dorastania i samopoznania, a ich zrozumienie może być kluczowe dla rozwoju osobistego oraz emocjonalnego. Dzięki animacji możemy zgłębić te tematy wraz z Riley, identyfikując się z jej doświadczeniami i odkrywając, jak radzi sobie z coraz bardziej złożonymi emocjami.

Warto zauważyć, że pierwsza część filmu cieszyła się ogromnym zainteresowaniem nie tylko ze strony dzieci, ale także dorosłych. To świadczy o tym, że temat emocji jest uniwersalny i dotyczy wszystkich grup wiekowych. Kontynuacja animacji jest świetną okazją do dalszej refleksji nad własnymi uczuciami i sposobem ich wyrażania. Jak emocje wpływają na nasze relacje z ludźmi? Czy sabotują nasze życiowe decyzje? Te pytania stają się centralnymi tematami filmu, który prowokuje do dalszych dyskusji na temat natury emocji i ich roli w naszym życiu.

Szymon FILIPIAK