Uwielbiamy świat greckich mitów. To, co sprawia nam niesamowitą frajdę w poznawaniu historii olimpijskich bóstw, to przede wszystkim szansa na zgłębienie wiedzy, która w moim przypadku kończy się na przeczytaniu serii o przygodach Percy’ego Jacksona ponad 15 lat temu. Zanurzanie się w czasach starożytności za sprawą gry „Hades” niejeden raz sprawiło, że mity na nowo zagościły na liście moich zainteresowań. Niedawno udostępniona druga część przygód z podziemi ponownie zachęciła mnie do zbadania historii znanej mi ze szkolnych lat.
Na początku muszę zaznaczyć, że nową produkcję Supergiant Games miałem przyjemność ogrywać w ramach wczesnego dostępu. Oznacza to, że omawiana przeze mnie wersja może mniej lub bardziej różnić się od końcowego produktu. Ale zacznijmy od początku. „Hades II” jest bezpośrednią kontynuacją pierwszej części gry, w której mieliśmy okazję wcielić się w Zagreusa, syna tytułowego pana podziemi. Choć obie gry są ze sobą ściśle powiązane, druga część wyraźnie odchodzi od niektórych miejsc i motywów znanych z jedynki, ukazując nam perspektywę nowej protagonistki – Melinoe.
Czas na wiedźmę
Wychowywana przez wiedźmę Hekate dziewczyna wcale nie odstaje umiejętnościami od swojej rodziny, którą mieliśmy okazję poznać w pierwszej odsłonie. Wiedźma, bo tak właśnie część postaci określa naszą bohaterkę, ma do dyspozycji arsenał cienistych broni, których niejeden znany z mitów bohater by jej pozazdrościł. Oprócz tego Melinoe, jako „zodiakara” z krwi i kości, ma w zanadrzu parę magicznych (i przy okazji zabójczych) sztuczek. Dysponuje różnego rodzaju urokami, zaklęciami, czarami oraz błogosławieństwami zsyłanymi na graczy z samego Olimpu. Uzbrojonej po zęby bohaterce przyświeca tylko jeden cel: śmierć Kronosa. Młoda czarodziejka opuszcza królestwo podziemi z misją zabicia tytana czasu, aby uratować swoją rodzinę i przy okazji ocalić Olimp przed nadchodzącą zagładą. Na swojej drodze Melinoe zmierzy się z zastępem wrogów, którzy skutecznie będą hamować jej (a także gracza) ambicje.
Po prostu bosko
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem zwiastun rozgrywki nowego „Hadesa”, pomyślałem: „Świetnie, więcej tego samego!” i nie mówię tego ironicznie. Pierwsza część produkcji Supergiant Games wywarła na mnie ogromne wrażenie, była po prostu fenomenalna! Narracja, postacie, mechaniki, muzyka – wszystko to, nawet po dłuższym czasie, współgra ze sobą perfekcyjnie, w konsekwencji, dając nam jedną z lepszych gier typu roguelike na rynku. Przez długie miesiące modliłem się do bogów greckich o produkcję garściami czerpiącą z poprzedniej części. I chyba się udało. Pod względem rozgrywki druga część „Hadesa” jest niezwykle podobna do pierwowzoru, stanowiąc grę dopracowaną przez twórców pod każdym względem. Różnice jednak są, i to całkiem spore. Produkcja została niezwykle rozbudowana – pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy jest niezwykle bogaty styl graficzny, który bije na głowę oprawę znaną z pierwszej części. Kiedy po ograniu nowego dziecka Supergiant Games we wczesnym dostępie ponownie przysiadłem do przygód Zagreusa, miałem wrażenie, że pierwsza odsłona wygląda po prostu… biednie. I to nie tak, że gra źle się zestarzała. Wciąż uważam, że pod względem wizualnym to jedna z ładniejszych gier na rynku. Na nowych mapach widać po prostu ogromne serce (i pieniądze) włożone w produkcję. Twórcy za punkt honoru postawili sobie zrobienie produktu większego, lepszego i bardziej estetycznego, co zdecydowanie wyszło im na dobre. Sama walka również została nieco podrasowana, dzięki czemu daje wrażenie bardziej dynamicznej, wymagającej i przy okazji niezwykle satysfakcjonującej.
Bezmyślne okładanie hordy przeciwników może skończyć się dla Melinoe przedwczesnym zgonem, dzięki czemu gracz zmuszony jest do nieustannego dostosowywania się do zmieniającej się sytuacji. W przerwie od ratowania świata czas umilają nam postacie znane z mitologii greckiej, które oprócz swoich błogosławieństw raczą nas bardzo przyjemną pogawędką na temat spraw wszelakich. Do obsady znanej z poprzedniej części dołączają także nowi, mniej lub bardziej znani bohaterowie, chętnie oferujący pomocną dłoń naszej czarownicy. Na uwagę zasługuje także ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Darrena Korba i Ashley Barrett, która krótko mówiąc, dowozi. Jeżeli słuchaliście muzyki z poprzedniej części, to możecie spodziewać się podobnych brzmień także w tej odsłonie. Poza mechanikami znanymi z „jedynki” „Hades II” ma do zaproponowania także zupełnie nowe, choć nie jakieś rewolucyjne czasoumilacze. Ogrodnictwo, zbieranie surowców czy ratowanie zbłąkanych dusz to tylko jedne z wielu gameplayowych dodatków, które udało się upchnąć twórcom w już i tak rozbudowanej grze.
Olimpijska jakość
Podoba mi się sposób, w jaki Supergiant Games zespoliło dwa, tak pozornie od siebie odległe światy. Połączenie motywów okultystycznych z wyniosłym obrazem olimpijskich bogów działa zdecydowanie na plus. Tematyka „Hadesu II” nie ogranicza się jedynie do mitologii, dzięki czemu nieprzekonani do greckich wierzeń gracze będą mieli okazję odnaleźć w tej produkcji także coś dla siebie.
Pozostaje jedno pytanie: czy warto zejść do „Hadesu” w stanie wyraźnie niedokończonym? Moim zdaniem jak najbardziej. Jako fan pierwszej części uważam, że jest to pozycja wręcz obowiązkowa dla fanów roguelike’ów. Dynamiczna walka? Jest. Rozbudowany system rozwoju postaci? Również. Magia, bogowie i inne nadprzyrodzone stwory? Na nie także znajdzie się miejsce. A przecież jest to produkt, który na swoją oficjalną premierę będzie musiał poczekać zapewne jeszcze parę ładnych miesięcy. W czasach, kiedy gry często wychodzą w stanie dalekim od idealnego, deweloperzy z SG z pełną dumą mogą spoglądać na swoją młodziutką produkcję.
Piotr RYDZ