W Polsce pierwsza pełna porażka PiS od 2014 roku, zaskakująco wysokie poparcie dla Konfederacji, frekwencja niższa niż pięć lat temu i kiepskie wyniki Trzeciej Drogi oraz Lewicy. W Europie zwycięstwo grupy Europejskiej Partii Ludowej, znaczny spadek liberałów i zielonych oraz wzrost skrajnej prawicy. Przypuszczalna reelekcja Ursuli von der Leyen – odchodzenie od silnie zielonej polityki klimatycznej i bardziej konserwatywna polityka migracyjna. A to wszystko rezultatem ostatnich wyborów do Parlamentu Europejskiego.
Między 6 a 9 czerwca w państwach Unii Europejskiej odbyły się wybory do Parlamentu Europejskiego. Polska była piątym co do liczby miejsc w Parlamencie Europejskim państwem, z 53 deputowanymi. Poparcie dla partii, które znalazły się ponad 5% progiem wyborczym w Polsce, rozłożyło się następująco: 37,1% dla Koalicji Obywatelskiej (21 miejsc), Prawo i Sprawiedliwość – 36,1% (20 miejsc), Konfederacja – 12,1% (6 miejsc), 6,9% dla Trzeciej Drogi (3 miejsca) i 6,3% dla Lewicy (3 miejsca). Frekwencja wyniosła 40,65%. Było to pierwsze od 10 lat zwycięstwo Koalicji Obywatelskiej w wyborach, a także duży sukces dla Konfederacji, której udało zająć się miejsce na podium, choć w poprzednich eurowyborach nie przekroczyła nawet progu wyborczego. Dla Prawa i Sprawiedliwości wynik ten oznacza utratę sześciu mandatów, a dla Trzeciej Drogi oraz Lewicy niewątpliwie jest on niezadowalający. Tak komentowali go na powyborczych wiecach przywódcy tych partii – Będziemy mieli mnóstwo pracy i zrobimy ją dobrze – Szymon Hołownia, – Wynik traktujemy bardzo poważnie i z pokorą. Wiemy, co mamy do zrobienia i wiemy, że odpowiedzialność kosztuje – dodał Kosiniak-Kamysz i – Wynik mógłby być lepszy, można było zrobić więcej – podsumował Robert Biedroń. Należy teraz tylko czekać na to, jakie wnioski z tych wyborów wyciągną ci przewodniczący i czy w koalicji rządzącej dojdzie do jakichś zmian przed nadchodzącymi wyborami prezydenckimi.
Populistyczne tsunami
Jeżeli chodzi o wyniki ogólnoeuropejskie, to bez wątpienia można stwierdzić, że prawica odniosła największe zwycięstwo. Opierając się na strukturze ustępującego parlamentu, najwięcej, bo 186 mandatów, przypadnie centroprawicowej chadeckiej Grupie Europejskiej Partii Ludowej (EPP), do której przynależy m.in. Koalicja Obywatelska (Polska), Partia Ludowa (Hiszpania) czy Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (Niemcy). Drugie miejsce przypadło Postępowemu Sojuszowi Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim (S&D) – 135 mandatów, a trzecie Renew Europe (liberalnej proeuropejskiej grupie) – 79 miejsc, czyli o ok. 20 mandatów mniej niż za poprzedniej kadencji. Nie sprawdziły się przewidywania, mówiące o tym, że to skrajna prawica zajmie trzecie miejsce w Parlamencie Europejskim, ale niewątpliwie osiągnęła ona bardzo dobry wynik. Europejskim Konserwatystom i Reformatorom (EKR) przypadły 73 mandaty (m.in. Prawo i Sprawiedliwość, Bracia Włosi, Vox), a grupie Tożsamość i Demokracja (ID) 58 mandatów (m.in. Zjednoczenie Narodowe, Alternatywa dla Niemiec, Wolnościowa Partia Austrii). Istotnym pytaniem pozostaje to, czy partie te zdecydują się ze sobą współpracować. Choć razem i tak nie uda im się uzyskać tzw. blokującej większości, istnieje możliwość, że skrajnie prawicowe grupy będą jeszcze bardziej wzmocnione. Do nowego Parlamentu Europejskiego weszło bowiem 55 nowych deputowanych, którzy wcześniej nie przynależeli do żadnej z grup politycznych ustępującego parlamentu (m.in. 6 posłów Konfederacji) oraz 45 posłów niezrzeszonych (m.in. 11 posłów węgierskiego Fidesz-KDNP). Być może to oni zdecydują się na dołączenie do którejś z frakcji lub na nieformalne jej wspieranie.
Wraz z upływem kadencji Parlamentu Europejskiego kończy się również kadencja Przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, która ubiega się o reelekcję. Ta w obecnej chwili jest bardzo prawdopodobna. Wskazuje na to z jednej strony zwycięstwo EPP, a z drugiej sukces w Niemczech CDU/CSU (pierwsze miejsce, z wynikiem ok. 30% głosów), z którego von der Leyen się wywodzi. Oba te czynniki umacniają jej pozycję przed wyborem szefa KE na tę kadencję. Żeby móc znowu pełnić ten urząd, von der Leyen musi po pierwsze zostać wskazana jako kandydatka przez szefów państw, a następnie poddać się głosowaniu w PE, w którym musi zdobyć min. 361 z 720 głosów. W celu zdobycia odpowiedniej liczby głosów najprawdopodobniej dojdzie do porozumienia między EPP, S&D i Renew Europe. W takiej sytuacji najpewniej EPP, jako najsilniejsza w tym sojuszu, dostanie stanowisko Przewodniczącego Komisji Europejskiej. Socjaliści staną się odpowiedzialni za kierowanie Radą Europejską, a liberałom przypadnie stanowisko Wysokiego Przedstawiciela Unii ds. Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa. Jak Ursula von der Leyen mówiła – razem zbudujemy bastion przeciwko ekstremistom z lewa i z prawa, powstrzymamy ich. Pojawiają się jednak głosy, że aby zapewnić sobie pewne poparcie (sojusz tych trzech partii daje odpowiednią liczbę głosów, ale nie wiadomo, czy pojedyncze osoby się nie wyłamią) von der Leyen będzie próbowała zabiegać o wsparcie ze strony Zielonych (którzy w wyniku tegorocznych wyborów utracili sporo mandatów, ale wciąż mają ich 53) lub ze strony narodowo-konserwatywnego ugrupowania Giorgii Meloni, które zdobyło 24 mandaty.
Marianna CZMOCHOWSKA