Nowy format Ligi Mistrzów. Jakie nowości czekają na kibiców?

Rewolucja w Lidze Mistrzów / Źródło: https://www.goodfon.com/sports/wallpaper-champions-league-champions.html fot. „Demons 557”

Fani piłki nożnej to wyjątkowo konserwatywni ludzie. Każda nawet sugestia zmiany w ich ukochanym sporcie powoduje automatyczny sprzeciw z ich strony. Dzieje się tak nawet wtedy, kiedy modyfikacje są niezbędne w celu polepszenia rozgrywek. System VAR, który bezsprzecznie sprawił, że futbol stał się bardziej sprawiedliwy, według wcale nie małej grupy kibiców powinien być usunięty, bo ”zabija ducha gry”. Nic więc dziwnego, że tegoroczne zmiany w formule europejskich pucharów również spotkały się z negatywnym odbiorem. Tym razem jest on jednak uzasadniony.

Reforma jest dosyć głęboka i koncentruje się wokół dwóch kwestii. Przede wszystkim zwiększono liczbę uczestników Ligi Mistrzów z 32 do 36. Nie sprawi to jednak, że mistrz Polski będzie miał większe szanse na awans do elity, bowiem eliminacyjna ścieżka mistrzowska dostała tylko jedno dodatkowe miejsce. Pozostałe trafiły do trzeciej drużyny ligi sklasyfikowanej jako piąta w rankingu UEFA. Ponadto po jednym dodatkowym klubie wystawią dwie najlepsze ligi we wspomnianym rankingu za zeszły sezon. Po eliminacjach nastąpi faza ligowa zamiast fazy grupowej. W jej ramach wszystkie kluby zostaną umieszczone w jednej tabeli i od zajętego miejsca będzie zależeć ich dalszy los w rozgrywkach. Zespoły z miejsc 1–8 awansują do 1/8 finału. Lokaty 9–24 dadzą promocję do baraży, z których wygrani awansują do najlepszej szesnastki. Mimo że nazwa wskazuje, iż mamy do czynienia z ligą nie jest to prawdą, bo każda drużyna rozegra tylko osiem meczów. Zatem nie tak jak, chociażby w Ekstraklasie, gdzie każdy ma 34 spotkania. Tutaj kluby zagrają po cztery mecze w domu i na wyjeździe. Rywale zostali dopasowani na podstawie czterech koszyków. Pierwszy to najlepsze kluby, drugi odrobinę gorsze itd. Każdy zmierzy się z dwoma drużynami z każdego koszyka. Oczywiście pary nie mogą się powtórzyć, a kluby z tego samego państwa nie mogą na siebie trafić. Później zaś następuje niezmieniona faza pucharowa.

Powody reformy

Ktoś może się zapytać, po co reformować system, który działał sprawnie przez wiele lat i był znacznie czytelniejszy dla kibiców. Powodów jest kilka. Najbardziej oczywisty to taki, że warto raz na jakiś czas odświeżyć swoją markę, by ta nie zaczęła nudzić swoich klientów. Przykładem takiego zachowania jest niedawna zmiana nazwy portalu społecznościowego „Twitter” na „X”. Prawdziwym jest jednak to, że ta modyfikacja to swoista odpowiedź UEFA na próbę stworzenia Superligi. Trzy lata temu kilkanaście czołowych klubów świata, pod przewodnictwem Realu Madryt, ogłosiło powstanie nowych rozgrywek tylko dla najlepszych. Miały być one na wzór rozgrywek NBA. Europejska federacja wpadła w furię i zagroziła wykluczeniem „zbuntowanych” drużyn z jej rozgrywek. Kluby, przerażone taką perspektywą, odpuściły i pokornie wróciły do LM. UEFA postanowiła jednak udobruchać buntowników i tak oto powstał pomysł tej reformy.

Skutki

Gwarantuje ona jeszcze większe zabetonowanie rozgrywek o europejski czempionat. W ostatnim sezonie przydarzyła się bowiem niespodziewana sytuacja, kiedy to kosztem Manchesteru United z grupy Ligi Mistrzów wyszła teoretycznie dużo słabsza FC Kopenhaga. Pod kątem sportowym był to przyjemny powiew świeżości, lecz ze strony finansowej (dla organizatorów rozgrywek) było to ogromne marnotrawstwo. „Czerwone Diabły” mają rzesze fanów na całym świecie i pod kątem choćby wpływów z reklam telewizyjnych dużo lepiej byłoby, żeby to oni awansowali. Faza ligowa takie przypadki ograniczy do minimum. Trudno sobie wyobrazić, aby któryś z topowych zespołów nie dał rady zająć miejsca dającego promocję do następnych faz. Czy to dobrze? Z perspektywy polskiego kibica to fatalna zmiana. Nasze drużyny i tak nie mogą zakwalifikować się do piłkarskiego raju. Nawet jeśli komuś się to uda, to szanse na osiągnięcie dobrego wyniku będą mocno ograniczone. Patrząc z perspektywy zwykłego entuzjasty tej dyscypliny, jest to jednak genialny pomysł. Owszem, wszyscy lubimy niespodzianki w sporcie, ale zdarzają się one bardzo rzadko. Typowy przebieg takiego starcia wygląda w ten sposób. Mniejszy klub wiedząc, że ma słabszych piłkarzy gra skrajnie defensywnie, a nierzadko również bardzo brutalnie. Przez co gra jest szarpana i trudna do oglądania dla postronnych widzów.

Pojedynki gigantów dają większe prawdopodobieństwo obejrzenia pasjonującej batalii. W systemie z fazą grupową na takie mecze trzeba było czekać do fazy pucharowej. Teraz będą co kolejkę. Czy się nie znudzą? W tenisie przez długie lata trójka Djoković, Federer, Nadal grała ze sobą kilkanaście razy w roku. Ich rywalizacja stała na tak wysokim poziomie, że żaden entuzjasta tego sportu nie narzekał na częstotliwość tych potyczek. Dlatego wydaje się, że nowa Liga Mistrzów, pomimo głosów sprzeciwu, powinna odnieść sukces.

Antoni OCHAPSKI