Z roku na rok, media społecznościowe stają się sferą gdzie poglądy, opinie i codzienne życie pojedynczej jednostki, znajdują się pod lupą tysięcy innych użytkowników. Kiedyś byłoby to jedynie abstrakcją, lecz dziś testowanie granic prywatności w internecie można naprawdę dobrze spieniężyć. Warunek jest tylko jeden, choć jego spełnienie nie jest już tak powszechne jak dawniej – im większa grupa odbiorców, tym bardziej przemyślane powinny być publikowane treści.
Wydarzenia z września wstrząsnęły krajami Europy Środkowej, od Austrii przez Czechy, Słowację i Węgry, aż po Polskę i Rumunię. W naszym kraju szczególnie dotknięty katastrofalną powodzią został południowy zachód Polski. Województwa dolnośląskie, śląskie, opolskie i lubuskie musiały zmagać się z falą powodzi, która osiągnęła poziom równy, a w niektórych miejscach większy, od tzw. Powodzi Tysiąclecia z 1997 roku. Mieszkańcy dotkniętych katastrofą terenów wykazali się olbrzymią mobilizacją, która dała światło nadziei dla najbardziej potrzebujących. Do pomocy dołączyli liczni organizatorzy zbiórek dla powodzian i dostaw żywności. Straż pożarna, wojsko i policja zmobilizowały siły z całego kraju w celu ograniczenia skutków katastrofy i utrzymania porządku na najbardziej dotkniętych obszarach. Z całego kraju napłynęła fala datków i darów od współobywateli motywowanych odruchem serca.
Mimo że każda forma pomocy była w tym trudnym czasie mile widziana, intencje niektórych osób najgłośniej się w pomoc angażujących, nie zawsze skupiały się wokół dobroci serca, a raczej atencji i własnego portfela.
Altruistyczny clickbait
Każde szeroko komentowane zdarzenie opiera się na emocjach. Pandemia COVID-19 czy inwazja Rosji na Ukrainę, stały się niezaprzeczalnymi dowodami na to, że tragizm sytuacji pociąga za sobą falę dezinformacji, mającą utrzymywać uwagę widzów oraz wywołać w nich jak najbardziej skrajne emocje. W przypadku powodzi w południowo-zachodniej Polsce medialny mechanizm pozostał niezmienny.
Dymitr Błaszczyk, twórca internetowy z popularnego kanału na platformie YouTube „Sprawdzam Jak”, może pochwalić się liczbą subskrybentów przekraczającą milion. Jego twórczość zgodnie z nazwą kanału skupia się na ocenianiu oraz sprawdzaniu trendów, miejsc i odnoszeniu się do głośnych w danym okresie zdarzeń. Jako że sytuacja powodzian była na ustach całego kraju, influencer postanowił wybrać się do zagrożonego podtopieniem Wrocławia, skądsystematycznie prowadził relacje na żywo. Samo nagłaśnianie sprawy nie należało do działań jakkolwiek szkodliwych — wątpliwe stały jednak się tzw. miniaturki jego transmisji, ukazujące obrazy poważnych podtopień, które nie następowały. Widzowie Błaszczyka, jak i mieszkańcy samego Wrocławia zarzucili mu dziennikarski clickbait, mający na celu zgromadzenie jak największej liczby odbiorców metodą budzenia strachu oraz silnych negatywnych emocji.
„Sorry za te powodzie”
Powodzie w Polsce nie posłużyły influencerom jedynie jako clickbait, ale także, jak w przypadku Nadii Długosz — jako sprytna gra słów. Znana z nieaktywnego już kanału „Beksy” influencerka, postanowiła podzielić się z obserwującymi na Instagramie swoim trudnym okresem w życiu. Niestety, nie przemyślała sposobu, w jaki postanowiła wyrazić swoje emocje. Wykorzystując ówczesną sytuacją powodziową, udostępniła własne zapłakane zdjęcie, a wraz z nim podpis: „sorry za te powodzie, próbuję to zatrzymać od tygodnia, ale one ciągle lecą”. Nie trzeba było długo czekać, by była youtuberka stanęła w ogniu krytyki. Długosz usunęła feralną relację ze swoich mediów społecznościowych. Po szybkiej refleksji influencerka zaczęła udostępniać zbiórki dla powodzian oraz nawoływać do pomocy, jednak nie zatarło to negatywnego wrażenia, jakie jej wcześniejsze zachowanie wywołało wśród odbiorców.
Formy pomocy bywają różne. Jedni zakładają zbiórki, drudzy organizują dostawę najpotrzebniejszych artykułów, a inni nagłaśniają sytuację… rapując. Tak zrobił popularny twórca na TikToku, chłopak tworzący pod pseudonimem Edzio Rap, który wybrał się na tereny zagrożone powodzią, a następnie przedstawiał sytuację w sposób charakterystyczny dla jego twórczości poprzez muzykę. Influencerowi nie można zarzucić braku kreatywności oraz ewentualnej możliwości dotarcia do młodszych odbiorców, jednak reakcje na jego działaniabyły podzielone. Wielu użytkowników TikToka zastanawiało się, czy jego zachowanierzeczywiście miało coś wspólnego z pomocą, czy może jedynie służyło podbiciu jego internetowych zasięgów.
Podstawową cechą zawodu influencera jest rozgłos; bez niego osobie działającej w sieci grozi szybkie zapomnienie. Z tego właśnie powodu stajemy się świadkami coraz częstszego łączenia życia osobistego z głośnymi wydarzeniami oraz podłączania się pod różnego rodzaju sytuacje.
Istnieje jednak pewne pocieszenie, które stawia część środowiska influencerów w lepszym świetle. Niektórzy z nich potrafią wykorzystać swoją pozycję do realnej pomocy. Popularni polscy twórcy, tacy jak Szymon „Książulo” Nyczke i Sylwester Wardęga, wpłacili niemałe sumy pieniędzy na pomoc dla powodzian. Pierwszy z nich zebrał dziesięć tysięcy złotych poprzez publikacje filmów na platformie YouTube oraz szerzeniu zweryfikowanych informacji, a drugi założył własną zbiórkę pt. „Wataha dla powodzian”.Do tej pory, subskrybenci oraz widzowie Sylwestra Wardęgi zasilili internetową skarbonkę sumą ponad 432 tys. złotych. Liczba stale rośnie, a sama idea zbiórki udowadnia, że rozgłos w internecie nie zawsze musi być szkodliwy, by stać się istotny.
Aleksandra MIERZWA