Marka Volkswagen, legenda niemieckiej motoryzacji, zmaga się z nasilonymi problemami. Zarząd koncernu zapowiedział masowe zwolnienia i zamknięcie nierentownych fabryk na terenie Niemiec. Związki zawodowe szykują protesty, a politycy walczą o poprawę sytuacji. Jakie są powody tak poważnego kryzysu kultowej marki i jak wpłynie on na niemieckie społeczeństwo?
Na początku września zarząd koncernu Volkswagen ogłosił, że wprowadza nowy program oszczędności. W jego ramach firma wycofuje gwarancję zatrudnienia dla pracowników swoich zakładów oraz nie wyklucza zamknięcia nierentownych fabryk. Wiadomość ta wzbudziła ogromne poruszenie wśród niemieckiego społeczeństwa. W zakładach Volkswagena od 30 lat obowiązywało porozumienie ze związkami zawodowymi, mówiące o tym, że redukcja etatów jest możliwa jedynie za zgodą obu stron. Umowa ta miała obowiązywać do 2029 roku.
Informacja o możliwym zamknięciu fabryk to złamanie pewnego tabu. Jeszcze nigdy w historii nie doszło do zamknięcia zakładu Volkswagena na terenie Niemiec. Zarówno dla mieszkańców jak i polityków marka stanowi dumę narodu. Niemcy stworzyli firmę, której produkty były sprzedawane i pożądane na całym świecie. Czy ich główny eksporter padł na kolana?
Procenty spadają zbyt szybko
Volkswagen wprowadził poprzedni program oszczędnościowy jesienią 2023 roku, lecz nie przyniósł on założonych efektów. Marce brakuje sprzedaży na poziomie pół miliona samochodów rocznie. Volkswagen zatrudnia około 120 tys. osób, a łącznie wszystkie marki wchodzące w skład grupy 300 tys. osób. Ogłoszone zwolnienia mają ruszyć od połowy 2025 roku i objąć od 20 do 30 tys. pracowników. Marża marki wynosi obecnie 2,3%. (pożądany wynik to 6,5%.). Dlaczego to tak istotne? Zyski musza być odpowiednio wysokie, aby umożliwić liczne inwestycje, które pozwolą firmie przetrwać. Marża na poziomie 2 proc. jest biznesową porażką.
Co ciekawe, inne marki należące do koncernu, takie jak Skoda czy Cupra, radzą sobie bardzo dobrze. Mimo, że to Volkswagen jest najważniejszą marką koncernu stał się on kulą u nogi. Jak się okazuje nie jest to wcale nowy problem. Wcześniej dochodziło już do sytuacji, w których produkcja w Czechach częściowo finansowała produkcję w Niemczech.
Elektryki ciągnąna dno?
Dlaczego jest aż tak źle? Przyczyn obecnego kryzysu marki można szukać na wielu płaszczyznach. Pierwszą z nich są wysokie koszty pracy. Załoga niemieckich zakładów jest przeskalowana. Stan zatrudnienia jest aż o około 20-30 tys. za duży w stosunku do rozwoju rynku. Firma produkuje 2 miliony samochodów mniej niż przed pandemią, a zatrudnienie, zgodnie z układem zbiorowym, pozostało bez zmian. Kolejny problem to wzrost kosztów energii. Obecnie energia jest nawet do pięciurazy droższa niż w Chinach czy Stanach Zjednoczonych. Chiny to kluczowy rynek zbytu, który generuje duże zyski (sprzedają 40 proc. produkowanych samochodów). Tamtejszy rynek mocno się zmienił, w konsekwencji czego coraz bardziej popularne stały się samochody elektryczne, w przypadku których Volkswagen nie radzi sobie tak dobrze jak z samochodami spalinowymi.
Od 2015 roku marka postawiła na elektromobilność. Niemiecki rynek elektryków załamał się jednak po zniesieniu dopłat do zakupu samochodów elektrycznych. Sprzedaż spadła o około 15 proc., zyski nie przyszły, a koszty pozostały. Wolfsburg, macierzysty zakład Volkswagena, wykorzystywany jest obecnie jedynie w 50 procentach. Co gorsza dla tej marki, w Niemczech najpopularniejszymi elektrykami są teraz Tesla lub chińskie modele. Obecna sytuacja sugerowałaby potrzebę poluzowania norm unijnych, lecz prawodawcy ani myślą o zwalnianiu tempa. Unia Europejska zapowiedziała kolejne ograniczenia emisji CO2od połowy przyszłego roku.
Szachy polityków
Strukturę firmy Volkswagen niejednokrotnie nazywano skostniałą. Bardzo dużą rolę odgrywa w niej rada zakładowa oraz związki zawodowe. Co więcej, firma jest bardzo upolityczniona. Land Dolnej Saksonii posiada 20 proc. udziałów, które umożliwiają władzom wetowanie kluczowych decyzji. Premier landu oraz minister koalicyjny z urzędu zasiadają w radzie nadzorczej Volkswagena i mają wpływ na to, jak zarządzana jest firma. Jak wiadomo politycy mają swoje interesy, które nie zawsze pokrywają się z interesami spółki. Tak jest i w tym przypadku. Zarówno Premier Dolnej Saksonii Stephan Weil (SPD), jak i minister gospodarki Olaf Lies (SPD) wyrazili nadzieję, że do zamknięć zakładów nie dojdzie. Co więcej, mają oni moc zablokowania takiej decyzji. Reprezentują oni partię SPD, której filarem są związki zawodowe oraz pracownicy przemysłu. Warto mieć na uwadze szczebel federalny. Zamknięcie którejkolwiek fabryki w Niemczech może być wstrząsem dla opinii publicznej, co oznaczałoby dodatkowe kłopoty dla kanclerza Olafa Scholza (SPD) i jego rządu.
Co dalej? Zaczynają się negocjacje taryfowe ze związkami zawodowymi nad nowym układem zbiorowym. Możliwości jest wiele. Związki chcą wprowadzenia 4-dniowego tygodnia pracy, co wiązałoby się z wynagrodzeniem niższym o 20 proc. Mogłoby to poprawić sytuację finansową firmy. Obecnie przedstawiciele związków oczekują podwyżek o 7 proc., co w perspektywie kryzysu jest nie do spełnienia. Zapowiadają również falę protestów w listopadzie. Istnieją spekulacje, że to zarząd „blefuje” informacjami o zwolnieniach, aby wejść do negocjacji z lepszej pozycji. Eksperci twierdzą, że wystosowywane przez zarząd groźby są jednak realne, a ich realizacja jest niezbędna do poprawy kondycji firmy. Jeśli miałoby dojść do zamknięć fabryk, to najprawdopodobniej byłyby to mniejsze fabryki w Dreźnie lub Osnabruck. Maja ZIELIŃSKA