Świat powoli staje na głowie. A może wracamy tylko do naturalnego stanu rzeczy? Począwszy od inwazji Rosji na Ukrainę, wyścigu zbrojeń toczonego przez Chiny i Stany Zjednoczone, a kończąc tę mocno skróconą listę konfliktów, na Bliskim Wschodzie — dyplomacja coraz wyraźniej ustępuje zbrojeniom, groźbom i agresji. „Koniec historii” Francisa Fukuyamy już dawno pokrył się kurzem, który w dodatku zdaje się być radioaktywny.
Zakończenie zimnej wojny przyzwyczaiło część opinii publicznej do traktowania broni masowego rażenia jako sprawy odległej, wręcz teoretycznej. Od lat 80. XX wieku podpisano liczne porozumienia międzynarodowe, ograniczające ilość broni jądrowej oraz obligujące mocarstwa do zaprzestania szkodliwych dla środowiska i eskalujących napięcia testów nuklearnych. Wciąż jednak tysiące głowic zdolnych zniszczyć w ułamku sekundy całe miasta spoczywa w gotowości do użycia w silosach czy okrętach podwodnych, znajdujących się nierzadko w bezpośrednim sąsiedztwie centrów populacji.
Niektórzy, na globalnej scenie grali do tej pory według zupełnie innych zasad. Korea Północna, Pakistan czy Iran – przede wszystkim te kraje lekceważąc apele społeczności międzynarodowej oraz poważne sankcje, rozpoczęły w ostatnich latach rozwijanie swojego potencjału nuklearnego. Reżim Kimów wiedzie prym w prężeniu „atomowych muskułów”, regularnie testuje pociski balistyczne, a ostatnia próba nuklearna (o której wiemy) miała miejsce w podziemnym kompleksie w odludnych górach północno-wschodniej Korei Północnej w 2017 roku. Doszło do eksplozji o sile szacowanej na między 50 a 260 kiloton TNT.
O ile Kimowie przyzwyczaili świat do wygrażania nuklearną anihilacją, to inne kraje dysponujące arsenałem broni jądrowej traktowały jej medialne wykorzystanie dość powściągliwie. Izrael, który od ponad roku prowadzi wojnę w Strefie Gazy oraz aktywnie ściera się z Iranem i Libanem, jest specyficznym przykładem kraju, który do posiadania broni jądrowej się nie przyznaje. Natomiast tajemnicą poliszynela jest fakt, że jest to jedno z czołowych mocarstw nuklearnych świata, które prawdopodobnie zaczęło rozwijać ten rodzaj uzbrojenia już w latach 60. XX wieku. Izrael nie jest też stroną traktatów ograniczających rozwijanie arsenału jądrowego (na przykład Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, wprowadzonego już w 1968 roku)
Pomimo oficjalnej zachowawczości, napięta sytuacja geopolityczna sprawia, że niektórym izraelskim politykom wymsknęło się o słowo za dużo. Koalicjant premiera Binjamina Netanjahu, reprezentujący skrajnie prawicową partię „Żydowska Siła” minister Amihai Eliyahu powiedział w wywiadzie dla stacji radiowej Kol-Barama: „Oczekujcie, że jutro rano zrzucimy coś w rodzaju bomby atomowej na całą Gazę, zrównując ich z ziemią i eliminując wszystkich tam obecnych”. Komentarz został skrytykowany przez premiera Netanjahu, a ministra za karę zawieszono. Eskalacja napięcia na linii Izrael-Iran sprawia, że widmo wykorzystania w jakiś sposób broni jądrowej na Bliskim Wschodzie staje się coraz wyraźniejsze.
Nuklearne groźby płyną również ze wschodu. Kraje NATO traktują to zagrożenie absolutnie poważnie – w szczególności Polska oraz Kraje Bałtyckie – będące w bezpośrednim sąsiedztwie Ukrainy, Białorusi i Rosji. Putin nie ogranicza się tylko do pustej retoryki. Pod koniec listopada Rosja znowelizowała swoją oficjalną doktrynę nuklearną. Od teraz, jak donosi „PAP” uzasadnieniem dla użycia broni jądrowej ma być „krytyczne zagrożenie dla suwerenności i integralności terytorialnej Rosji i Białorusi”.
Brutalnie atakowana Ukraina kiedyś również dysponowała bronią jądrową. Młoda republika odziedziczyła pokaźny arsenał po Związku Sowieckim. Jednakże, w 1994 roku Rosja podpisała memorandum budapesztańskie, tym samym gwarantując bezpieczeństwo niepodległej Ukrainy w zamian za oddanie przez nią całej broni jądrowej. 30 lat później obydwa kraje znajdują się w radykalnie odmiennej sytuacji. Niepewna prezydentury Donalda Trumpa Ukraina gorączkowo poszukuje sposobu na ocalenie niezależności. W połowie listopada „The Times” opisało sensacyjne doniesienia, jakoby Kijów rozważał skonstruowanie broni jądrowej (zbliżonej technologicznie do bomby zrzuconej na Nagasaki) w przypadku wstrzymania konwencjonalnej pomocy wojskowej i finansowej przez USA. Dziennikarze brytyjskiego dziennika wskazują, że Ukraina posiada technologie i materiały pozwalające na stosunkowo szybkie skonstruowanie ładunków. Takich krajów jest więcej — wśród „potencjalnych” mocarstw jądrowych wymienia się chociażby Japonię i Koreę Południową – państwa, które w razie potrzeby mogłyby wejść w posiadanie własnej broni jądrowej w zasadzie od zaraz.
Nowa zimnowojenna era atomowych gróźb – w tym kierunku coraz wyraźniej zmierza świat. Narastające poczucie niepewności rezonuje zarówno w wypowiedziach polityków, jak i również w kulturze popularnej. Liczne memy o „końcu świata” czy niesłabnąca popularność uniwersum „Fallouta”, wzbogaconego nie tak dawno o doskonale przyjęty serial, pokazują, jak bardzo żywym tematem jest dla twórców (i odbiorców) wizja świata dotkniętego atomową zagładą. Ostatni Hibakusha (osoby, które przeżyły atak na Hiroszimę i Nagasaki) powoli odchodzą. Ich przesłanie — „nigdy więcej” znów milknie wśród gróźb dyktatorów i polityków z całego świata.
Kacper ZIELENIAK