Współczesne kampanie polityczne coraz częściej przyciągają celebrytów, którzy swoim wizerunkiem i autorytetem wspierają kandydatów oraz partie. Praktyka angażowania sławnych osób w politykę stała się wyjątkowo popularna w Stanach Zjednoczonych, gdzie wpływ ich poparcia można zauważyć w wynikach wyborów, szczególnie u konkretnych grup wiekowych czy kulturowych. Jak wygląda sytuacja w innych krajach? Na ile rola gwiazd w polityce jest znacząca i akceptowana społecznie?
Stany Zjednoczone są najlepszym przykładem kraju, w którym udział celebrytów w kampaniach politycznych stał się niemal normą. Od dekad hollywoodzkie sławy, muzycy, sportowcy i influencerzy otwarcie angażują się w wybory prezydenckie. Barack Obama w 2008 roku zdobył poparcie takich gwiazd, jak Oprah Winfrey, Beyoncé i Jay-Z, co miało niebagatelny wpływ na mobilizację młodych wyborców oraz przedstawicieli mniejszości etnicznych. Kolejni kandydaci, zarówno demokraci, jak i republikanie, podążali podobnym tropem – Hillary Clinton w 2016 roku mogła liczyć na wsparcie Lady Gagi czy Katy Perry, natomiast Donald Trump, zanim po raz pierwszy został prezydentem, sam był osobowością medialną i postacią kojarzoną chociażby z programu „The Apprentice”.
Celebryci angażują się w kampanie wyborcze w Stanach Zjednoczonych nie tylko z powodu swoich osobistych sympatii politycznych, ale także ze względu na chęć wpływu na ważne kwestie społeczne, takie jak prawa człowieka, zmiany klimatyczne czy równość rasowa. Gwiazdy zyskują dzięki temu reputację osób świadomych i zaangażowanych społecznie, co często zwiększa ich popularność. Jednocześnie ich poparcie dla kandydatów nie jest wolne od kontrowersji – pojawiają się głosy krytyki, które wskazują, że aktorzy i muzycy nie są ekspertami politycznymi, a więc nie powinni wpływać na decyzje wyborców, czerpiąc wyłącznie swojej popularności.
W innych krajach udział celebrytów w kampaniach politycznych również nie jest niczym nowym, choć różni się intensywnością i odbiorem społecznym. Według badań Cambrigde University z 2020 roku w Wielkiej Brytanii poparcie udzielane przez rozpoznawalne osobistości w tym kraju jest widoczne, ale nie ma równie istotnego wpływu, jak w Stanach Zjednoczonych. Postacie z pierwszych stron gazet wspierające kampanie Partii Pracy czy Partii Konserwatywnej nie angażują się tak aktywnie, jak ich amerykańscy koledzy. Niemniej, czasem się to zdarza – przykładowo, muzyk Morrissey czy aktor Benedict Cumberbatch publicznie wyrażali swoje preferencje polityczne. Ich wpływ na elektorat wydaje się jednak być ograniczony do bardziej świadomych politycznie odbiorców, którzy przy oddawaniu głosu nie kierują się jedynie sympatią do danego celebryty.
W Polsce rola gwiazd w kampaniach politycznych jest zauważalna, choć nie tak znacząca jak w USA. W przeszłości artyści popierali stronę politycznego sporu, która była im bliska światopoglądowo, choć bywały to raczej indywidualne decyzje niż szeroko zakrojone działania na rzecz kampanii. W wyborach prezydenckich w 2020 roku po stronie Rafała Trzaskowskiego stanęli między innymi Maja Ostaszewska, Katarzyna Grochola i Wojciech Malajkat. Z kolei Paweł Kukiz, będący jednocześnie muzykiem i politykiem, sam angażował się w wybory, najpierw startując samodzielnie, a później wspierając partię Prawo i Sprawiedliwość. Ta sytuacja, chociaż nietypowa, pokazuje, że polska scena polityczna stopniowo otwiera się na obecność gwiazd. Zjawisko to jest jednak mniej popularne niż w Stanach Zjednoczonych, co wynika m.in. z mniej rozwiniętej kultury celebryckiej oraz stosunkowo dużego sceptycyzmu społeczeństwa wobec angażowania się gwiazd w politykę. Polscy celebryci, zwłaszcza ci, którzy kojarzą się z kulturą i sztuką wysoką, często obawiają się, że otwarte poparcie dla konkretnej partii zaszkodzi ich karierze lub zrazi część fanów.
Szkodliwa manipulacja?
Czy angażowanie celebrytów w kampanie polityczne faktycznie gwarantuje większe poparcie? Badania Davida J. Jacksona z Bowling Green State University z 2018 roku pokazują, że obecność znanych osób w kampaniach może zwiększać rozpoznawalność kandydatów, zwłaszcza wśród młodszych wyborców i tych mniej zainteresowanych polityką. Taki wpływ bywa jednak krótkotrwały i nie zawsze przekłada się na realne poparcie przy urnach, a czasami szkodzi samym celebrytom. Wielu wyborców krytycznie podchodzi do poparcia danej opcji politycznej przez gwiazdy, widząc w tym formę manipulacji lub powierzchownego marketingu. Z perspektywy etycznej pojawia się pytanie, czy celebryci powinni angażować się w politykę, skoro ich popularność wynika nie z działalności publicznej, lecz z kariery w rozrywce. Krytycy uważają, że ich obecność w polityce może zaburzać zdrową debatę publiczną, skupiając uwagę na osobowościach, a nie na programach politycznych. Z drugiej strony zwolennicy argumentują, że gwiazdy jako obywatele mają przecież pełne prawo wyrażać swoje opinie polityczne, a ich zaangażowanie może inspirować do większego zainteresowania sprawami publicznymi.
Wpływu celebrytów, a bardziej ich poparcia dla danej partii lub osoby ze sceny politycznej, nie można zanegować, co więcej, nie należy go lekceważyć. Dopóki są to osoby należące do świata sztuki, muzyki czy szeroko pojętego mainstreamu (uwzględniającego pewne standardy etyczne oraz moralne), nie powinno to budzić zastrzeżeń. Większym problemem z pewnością wydają się patoinfluencerzy czy patocelebryci, którzy mogą manipulować szczególnie najmłodszą grupą wyborców.
Oliwia MAZIOPA