„Wyględny? On jest boski. Twarz to mu chyba Michał Anioł dłutem haratał” – tak opisała Księcia z bajki Doris, brzydka siostra Kopciuszka w filmie „Shrek 2”. Z jakiej rzeźby słynny jest Michał Anioł? Z „Dawida”. Jak brzmi prawdziwe imię Jude’a Law? David. Wyciągnijmy wnioski i celebrujmy urodziny jednego z najbardziej znanych brytyjskich aktorów, który rozkochał w sobie setki widzów. Uwodziciel, romantyk, papież czy profesor – żadna rola mu nie straszna, a my bezustannie czekamy na jego kolejne występy przed kamerą.
David Jude Heyworth Law urodził się 29 grudnia 1972 roku w Londynie. Zaczęło się niewinnie – pięcioletni Jude, z wiarą w smocze opowieści i rycerskie ideały, zagrał w dziecięcej inscenizacji „Świętego Jerzego i smoka”. Kilkanaście lat później szkoła przestała go interesować, a serce pociągnęło ku scenie. Jako siedemnastolatek porzucił edukację, by podbić teatralne deski. Pierwsze kroki stawiał w spektaklu „The Ragged Child”, a świat teatru szybko dostrzegł jego talent. Wkrótce błysnął w roli Foxtrota Darlinga w sztuce „The Fastest Clock in the Universe”, a niedługo potem został uhonorowany dwiema nagrodami Laurence’a Oliviera oraz Iana Charlesonatra w kategorii „Wybitny debiutant” za postać Michaela w tragikomedii „Parents Terribles”.
W 1994 roku wkroczył do świata kina, grając w brytyjskim dramacie kryminalnym „Zakupy 'crash and carry’”. Partnerowała mu jego przyszła żona, Sadie Frost – od ekranu do miłości droga była krótka. Ale to rola lorda Alfreda Douglasa w biograficznym „Wilde” uczyniła z niego gwiazdę. Krytycy rozpływali się nad jego urodą i kunsztem, a w „The New York Times” można było przeczytać: „Jego zmysłowa uroda i chłopięca zuchwałość nadają postaci Douglasa aurę rockowej gwiazdy”.
Dickie: „Każdy powinien mieć jakiś talent, a jaki jest twój?”
Ten wdzięczny młodzian szybko zaczął czarować publiczność na międzynarodową skalę. W „Gattaca – Szok przyszłości” wskoczył w skórę byłego pływaka, którego największym przeciwnikiem jest własne DNA. W świecie, gdzie genetyczne CV przesądza o wszystkim, Law pokazał, że nawet w systemie zero-jedynkowym można wcisnąć przecinek. Potem, w „Północy w ogrodzie dobra i zła”, jako Billy Hanson brylował na granicy między zuchwałością a tragedią, serwując widzom koktajl dramatyczny z dużą dawką moralnego kaca. Jednak prawdziwy triumf przyszedł z rolą Dickiego Greenleafa w „Utalentowanym Panu Ripley’u”. Law stworzył portret mężczyzny jak delikatną porcelanę – olśniewającą w swojej doskonałości, ale z ukrytą podatnością na pęknięcia, które mogą pojawić się przy najmniejszym wstrząsie. Jego bohater to uosobienie beztroskiej elegancji, którego każde wypowiedziane słowo brzmiało jak melodia słonecznego dnia, choć pod tą muzyką czaił się zwiastun burzy. Za tę rolę zgarnął nominację do Oscara, co zupełnie nie dziwi, bo aktor jednocześnie uwodził, bawił i przyprawiał o dreszcze. To trochę jak patrzeć na zachód słońca – piękny, ale wiadomo, że zaraz zrobi się ciemno.
Kolejne lata przyniosły mu różnorodne, lecz równie wymagające role. W filmie „Wróg u bram” wcielił się w Wasilija Zajcewa, radzieckiego snajpera, który nie tylko miał oko do trafiania w cel, lecz także do dobitnego ukazywania wojennego koszmaru. Później pojawił się w „A.I. Sztuczna inteligencja” kreując postać androida – gigolo o złotym sercu. Do tej roli musiał nauczyć się baletu, tańca współczesnego i studiował techniki mimów, ukazując swoją wszechstronność w najpełniejszy sposób. W 2002 roku, w filmie „Droga do zatracenia” zagrał płatnego zabójcę, a stylizacja na lata 30. sprawiła, że był nie tylko groźny, ale i szalenie elegancki.
Poza karierą aktorską Jude Law angażuje się w sprawy społeczne. W 2002 roku zajął stanowisko na rzecz ochrony praw zwierząt, reżyserując reklamę przeciwko futrom dla organizacji Respect for Animals, zatytułowaną „Fur and Against”. Był to jeden z jego pierwszych publicznych gestów na rzecz praw zwierząt i chęci wykorzystania sławy do zwrócenia uwagi na ważne kwestie etyczne. Ponadto w lipcu 2007 roku wraz z Jeremym Gilleyem spędził dziesięć dni w Afganistanie, dokumentując działania na rzecz pokoju na potrzeby filmu „The Day After Peace”. Projekt powstał z okazji Międzynarodowego Dnia Pokoju ONZ i ukazuje m.in. wspólne działania UNICEF i WHO na rzecz zaszczepienia 1,4 miliona dzieci przeciwko polio w rejonach zagrożonych konfliktem. Ekipa odwiedziła niebezpieczne rejony Afganistanu, rejestrując życie w lokalnych szkołach i realizację programów humanitarnych. Rok później Law i Gilley spotkali się w Afganistanie z prezydentem Hamidem Karzajem oraz przedstawicielami NATO i ONZ, aby kontynuować promocję Dnia Pokoju. Premiera produkcji odbyła się na Międzynarodowym festiwalu filmowym Cannes.
Graham: „Cóż, ja płaczę cały czas”
Jego zaangażowanie w kwestie społeczne nie odwróciło uwagi od kariery aktorskiej, w której nie brakowało również wyzwań komediowych i romantycznych. W „Holiday” zagrał czarującego samotnego ojca, który, niczym książę z bajki, rozkochał w sobie Cameron Diaz, a przy okazji także widzów na całym świecie. Kto nie chciałby, żeby ktoś patrzył na nas w taki sposób, jak Jude patrzył na Cameron? Jego spojrzenie było tak pełne ciepła i uwagi, że natychmiast zapierało dech. A ten uśmiech? Bezlitośnie osiadał pod powiekami i nie chciał się stamtąd ruszyć. Co więcej jego słowa: „Yes. I am Daddy” współcześnie nabierają zupełnie nowego znaczenia.
W ciągu kilkuletniej kariery aktor z każdym kolejnym występem redefiniował swoje emploi, śmiało wychodząc poza ramy jednego gatunku filmowego. Zaczynał jako młodzieżowy amant, by przeistoczyć się w aktora gotowego na wyzwania w różnych rejestrach: od mrocznych thrillerów po subtelną romantykę. Jego umiejętność do wcielania się w tak szeroką gamę postaci, od twardych wojowników po delikatnych romantyków, pozwoliła mu zdobyć serca zarówno krytyków, jak i szerokiej publiczności. A za swoje osiągnięcia aktorskie zdobył Honorowego Cezara oraz francuskie odznaczenie Kawalera Orderu Sztuki i Literatury, co tylko podkreśla jego umiejętność łączenia popularności z artystyczną głębią.
Pius XIII: „Tak, wiem. Jestem niesamowicie przystojny. Możemy o tym na chwilę zapomnieć?”
Przez kolejne lata Jude Law zachwycał kreacjami w filmach takich jak „Sherlock Holmes”, „Grand Budapest Hotel” czy „Anna Karenina”, ale to dopiero w 2016 roku zaskoczył widzów w pełnej krasie. Jego rola w „Młodym Papieżu” to prawdziwa uczta zarówno dla oka, jak i dla umysłu. Wyobraź sobie papieża, który patrzy na świat jakby z wyżyn nieba, z tą irytującą pewnością siebie, jakby ludzkość istniała tylko po to, by słuchać jego monologów o wyższości. Pius XIII, który – z jednej strony – jest zimny jak lodowiec, a z drugiej – szaleńczo młody, jakby właśnie obudził się z jakiejś sielankowej bajki i stwierdził, że teraz to on będzie rządził wszystkim, nawet religią. A co robi Jude Law w tej roli? To prawdziwa perła w dziejach kinematografii – papież z pazurem, jakby Pius XIII właśnie zszedł z kart religijnej legendy i postanowił zrewolucjonizować niebo. W jednej chwili wygłasza słowa, które mogłyby wstrząsnąć samym fundamentem Kościoła, a zaraz potem rzuca spojrzenie, które mówi: „Oczywiście, jestem lepszy od was wszystkich”. Klucz do nieba w jednej ręce, a w drugiej błyskotliwy humor, który mógłby zmiękczyć serca nawet najtwardszych grzeszników. Jego wiarygodna gestykulacja, sprawna modulacja głosem i mimika, której nie da się podrobić, sprawiają, że takiego papieża pokocha nawet zagorzały ateista.
Na przestrzeni ostatnich lat mogliśmy obserwować aktora w coraz bardziej specyficznych kreacjach: był młodszą wersją Albusa Dumbledore’a, przeciwnikiem Króla Artura, Kapitanem Hakiem czy Henrykiem VIII. Jude Law, niczym kameleon, nieustannie udowadnia, że nie istnieją dla niego role, które byłyby poza jego zasięgiem. W 2024 roku dołączył do obsady serialu z uniwersum „Gwiezdnych wojen” zatytułowanego „Załoga rozbitków”, więc w grudniu możemy szukać go wśród gwiazd. A nie, momencik, on już jedną z nich jest.
Szymon FILIPIAK