
Na początku roku zaledwie 17-letni Luke Littler został najmłodszym Mistrzem Świata w historii darta. W polskich mediach społecznościowych aż huczało. Szczególne zainteresowanie wywołał nasz jedyny reprezentant – Krzysztof Ratajski. O fenomenie darta w Polsce rozmawiamy z Arkadiuszem Salomonem, komentatorem darta w Viaplay.
Zacznę może nieco kontrowersyjnie. Czy dart to w ogóle sport?
– Czy dart to jest sport? [śmiech] To odwieczna dyskusja, odwieczna debata. Myślę, że to jest sport, bo wymaga od zawodników konkretnych umiejętności. Jeżeli za sport uznajemy szachy czy bilard, to darta też na pewno można tak określić. Wiadomo, że to nie jest dyscyplina, która wymaga od zawodników wysiłku fizycznego i odpowiedniej budowy ciała. Z drugiej strony obraz dartera cały czas ewoluuje i coraz mniej jest zawodników otyłych. Myślę, że dla samego darta nie ma znaczenia czy będzie on uważany za sport, czy grę barową.
Najważniejsze, żeby było zainteresowanie?
– Dokładnie, osobiście uznaję darta za sport.
Użyję niecodziennego porównania. Dla mnie dart jest trochę jak opiekacz do tostów. Gdy go używasz, to namiętnie przez miesiąc, a potem o nim zapominasz na pół roku. Z dartem jest chyba podobnie?
– Ciekawe porównanie [śmiech]. Z dartem jest tak, że mamy magię Mistrzostw Świata w okresie świątecznym. Nie ma co ukrywać, zawsze jest większe zainteresowanie dartem w tym czasie i zapewne jest duży odsetek ludzi, którzy nie za bardzo w trakcie roku się nim interesują. Gdy przychodzi jednak grudzień, okres Bożego Narodzenia, „sezon ogórkowy” w innych sportach, jest właśnie dart i może Turniej Czterech Skoczni w skokach. Nie ma wielu sportowych alternatyw w tym okresie, więc siłą rzeczy dart zyskuje. Wiele osób już się do niego przyzwyczaiło, jak do Kevina. Mam wrażenie, że buduje się coraz większa grupa „hardcorowych” kibiców darta, którzy oglądają cały sezon od deski do deski. Pewnie jeszcze nie tak dawno temu to były pojedyncze osoby. Wykształciła się u nas kultura oglądania darta nie tylko od święta, ale na co dzień.
Skąd się to wzięło i jak duży ma w tym udział Krzysztof Ratajski?
– Na pewno jego udział jest znaczny. Świeżo po sukcesie Ratajskiego w Mistrzostwach Świata 2021 można było zauważyć wyraźny wzrost liczby uczestników turniejów darterskich. Do tej pory wiele osób na pytanie, od kiedy interesuje się dartem, odpowiada, że od Mistrzostw Świata, kiedy Ratajski wygrał z Clemensem i dotarł do ćwierćfinału. Mała „Ratajomania” na pewno miała, a może nadal ma miejsce.
Skoro nawiązałeś do Adama Małysza, to czy wzorem skoków w darcie także mamy jakichś następców?
– Na ten moment innym Polakom daleko do pozycji, którą Krzysztof zbudował sobie w ostatnich latach w PDC, ale wciąż pojawiają się zawodnicy, którzy aspirują do regularnej gry na najwyższym poziomie. Jest na pewno Sebastian Białecki, który w tym roku wygrał kartę PDC, więc będzie regularnie grał w najważniejszych turniejach z najlepszymi zawodnikami. Na Białeckiego długo czekaliśmy, bo on już od kilku lat „pukał do bram” elity i był wyróżniającym się juniorem. Zawsze coś się jednak nie udawało. Zawsze coś się układało nie po jego myśli, ale tym razem wszystko poszło dobrze i dostanie swoje pierwsze, w pełni profesjonalne, dwa lata. W PDC od trzech lat gra też Radek Szagański, który rok temu wystąpił nawet w Mistrzostwach Świata. Oprócz tego, w ostatnich latach mamy stałą krajową czołówkę, czyli: Krzysztof Kciuk, Tytus Kanik (który kilka dni temu też wygrał kartę na Q-Schoolu, więc będzie można śledzić jego poczynania w PDC) Mirosław Grudziecki, Łukasz Wacławski czy Sebastian Steyer.
To wcale nie tak mało zawodników, jakby się mogło wydawać. Czy mamy również do czynienia z napływem świeżej krwi?
– Rośnie nam chyba pierwsze pokolenie młodych zawodników, którzy już grają turniejowo. W tym roku z inicjatywy Łukasza Wacławskiego po raz pierwszy w Polsce odbyły się kwalifikacje do Mistrzostw Świata JDC, czyli do federacji juniorskiej, w której zaczynał, chociażby Luke Littler. Po raz pierwszy młodzi polscy zawodnicy pojechali na Mistrzostwa Świata JDC, które odbywały się w Gibraltarze. To też jest krok naprzód. Można powiedzieć, że to taki zalążek „polskiej myśli szkoleniowej” w darcie. Tak to bym nazwał, a do tej pory tego nie było.
Można się utrzymać, grając w darta?
– Można, ale trzeba być bardzo dobrym.
Jak bardzo dobrym?
– Zapewne trzeba być w czołowej „32”. To takie minimum.
32 osoby na cały świat? To trochę mało.
– Na pewno nie są to 32 osoby na cały świat. Jest coraz więcej możliwości, też poza PDC. Ostatnio Robert Owen – zawodnik, który na ostatnich Mistrzostwach Świata zanotował całkiem dobry występ – powiedział, że nie zgadza się ze stwierdzeniem, że profesjonalistami można określić tylko zawodników grających w PDC, bo jest obecnie sporo darterów spoza tej federacji, którzy z darta się utrzymują. Mają oni umowy ze stajniami menedżerskimi i umowy sponsorskie. Szans na grę w darta obecnie jest na tyle dużo, że można sobie radzić nawet poza PDC, ale jeśli chodzi o naprawdę godne życie, to trzeba być w ścisłej światowej czołówce.
Dart to chyba jedyny sport na świecie, gdzie zawodnicy przerywają grę, bo na trybunach kibic „zeruje” piwo. Na tym chyba ten fenomen darta trochę polega?
– Trudno będzie znaleźć drugą taką dyscyplinę. Myślę, że atmosfera kreowana przez kibiców podczas turniejów wpływa na fenomen darta.
Skoro już jesteśmy przy kibicach, to skąd się wzięło to przebieranie w najróżniejsze stroje przez kibiców?
– Nie znam historii pierwszego przebrania na lotkach. Nie wiem, skąd to się wzięło. Teraz już jest to normą i wręcz obowiązkiem, to stały widok. To jest pewnie coś, co ludzi cieszy i przyciąga do tego sportu, bo nie wiem, czy jest inny sport indywidualny, na którym panuje taka atmosfera. To jest śmieszne, bo dart to sport, który w dużej mierze opiera się na skupieniu, opanowaniu emocji i ogromnej precyzji. Z drugiej strony zawodnicy mają za plecami szaloną ścianę ludzi, która robi jakieś dziwne rzeczy i jest bardzo głośna. Utrzymanie pełnej koncentracji w takich warunkach nie jest prostym zadaniem.
Szczególnie śmiesznie to wygląda w porównaniu z tenisem.
– Dokładnie. Tam nawet nie można przejść pomiędzy krzesełkami. Dart to jest impreza i to jest wpisane w DNA tego sportu.
Dużo się mówi o kobietach w różnych sportach, szczególnie w piłce. A jak to wygląda w darcie?
– Pod tym względem dart jest wyjątkowy, bo tak naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, żeby kobiety rywalizowały z mężczyznami. Nie ma żadnego powodu, dla którego kobiety miałyby nie grać w PDC. Zresztą była już jedna kobieta z kartą –Lisa Ashton. W ostatnich latach sama PDC i inne federacje trochę zwróciły się w kierunku kobiet i ułatwiają im start kariery międzynarodowej. Nie tak dawno powstały rozgrywki „Women’s Series”, które dedykowane są tylko kobietom. Natomiast no nie ma co ukrywać, że jeżeli któraś z pań miałaby naprawdę zaistnieć, to musiałaby to prawdopodobnie zrobić przez rozgrywki męskie. No i to też dotyczy pieniędzy.
Luke Littler określany jako „złote dziecko” darta. Ma szansę na zdominowanie tego sportu na najbliższe lata?
– Jeżeli byśmy spojrzeli na wszystkich zawodników obecnych w stawce, to jeżeli ktoś miałby zdominować darta na lata, to pewnie musiałby to być Luke Littler. Z drugiej strony ja mam takie poczucie, że tak nie do końca musi być. Poziom w darcie się wyrównuje. Zawodnicy z niższych miejsc w rankingu potrafią w pojedynczym meczu zagrać na takim poziomie, że momentami nawet Littler nie jest w stanie nic z tym zrobić, gdy ma nieco gorszy dzień. Coraz więcej w darcie jest takich sensacji. Trudniej zarysować wyraźny podział między czołówką a resztą stawki. To sprawi, że mimo wszystko nie będzie tak, że Littler będzie teraz jeździł od turnieju do turnieju, wszędzie wygrywając. Swoje na pewno jednak powygrywa.
Na koniec, jakbyś miał zachęcić osoby niezwiązane z dartem do uprawiania go i śledzenia, to co byś im powiedział?
– Najlepszą zachętą do uprawiania tego sportu jest to, jaki on jest prosty. Każdy może zagrać w darta, bo nie potrzeba do tego drugiej osoby czy drużyny, co jest często problemem dla ludzi. Nie potrzeba specjalnie dużego wkładu finansowego, bo taki zestaw startowy dla amatora na początek wcale nie jest drogi. No i warunki – podejrzewam, że w większości mieszkań uda się znaleźć przestrzeń na dwa metry. Potem nie ma wielkiej filozofii w tym sporcie. Tak naprawdę trzeba rzucać, rzucać i rzucać. Łatwo złapać pod tym względem bakcyla, nie trzeba wiele zrobić, żeby mieć z tego ogromną frajdę. A co do oglądania, myślę, że ten gen szaleństwa, o którym mówiliśmy, jest najbardziej zachęcającym aspektem. To, że ten sport jest po prostu nieprzewidywalny, to, że tam się dzieją różne dziwne rzeczy. Dart jest dynamiczny i nie ma w nim miejsca na nudę lub monotonię.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
– Ja również dziękuję.
Rozmawiał Wojciech JAŚKOWIAK