Are you lost, babygirl? Nicole Kidman w najlepszej formie.

Nicole Kidman wystąpiła w odważnej roli. Źródło: Red Carpet Report on Mingle Media TV/flickr.com/https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0/

Nicole Kidman powraca na wielki ekran w spektakularnym stylu. Choć aktorka miała już okazję wcielać się w podobne postacie, jej występ w „Babygirl” robi ogromne wrażenie. Wraz z Harrisonem Dickinsonem, jedną z obiecujących gwiazd młodego pokolenia, tworzy duet, który angażuje widza i prowadzi przez pełną emocji opowieść. Film zabiera publiczność w podróż, podczas której bohaterowie stają przed trudnymi wyborami, odkrywając mroczne zakamarki swoich pragnień. 

„Babygirl” to najnowsza produkcja studia A24, zrealizowana przez Halinę Reijn, reżyserkę znaną z filmu „Bodies Bodies Bodies”. Choć dzieło promowane jest jako thriller erotyczny, a zwiastuny rzeczywiście sugerują taki ton opowieści, w rzeczywistości bliżej mu do dramatu. Dzieło opowiada o kobiecie w średnim wieku, która na pozór ma wszystko. Stoi  na czele ogromnej korporacji, jest żoną reżysera teatralnego i razem z nim wychowuje dwie córki. Życie Romy, bo tak ma na imię główna bohaterka, wygląda na idealne zarówno w sferze prywatnej, jak i zawodowej. Jednak wraz z pojawieniem się w jej firmie młodego stażysty – Samuela, kobieta zdaje sobie sprawę, że jest coś, czego jeszcze do szczęścia jej brakuje. Między Romy a jej nowym podwładnym nawiązuje się gorący romans, a świadomość ryzyka, jakie podejmuje, jest dla kobiety najbardziej pociągającym jego elementem.

Film, chociaż składa się z wielu scen erotycznych, opowiada nie tylko o pożądaniu i romansie. Jest on swego rodzaju historią o przekraczaniu granic w poszukiwaniu spełnienia. Przedstawia obraz kobiety, która choć pozornie prowadzi idealne życie, nie potrafi czerpać z niego pełni szczęścia. Film ukazuje, że trudna przeszłość bohaterki odbija się cieniem na jej życiu nawet wtedy, gdy myśli, że osiągnęła już wszystko czego pragnęła. Erotyczna przygoda, którą Romy przeżywa z Samuelem daje kobiecie chwilowe poczucie spełnienia i na moment wypełnia pustkę. Ich relacja  opiera się na nierównowadze sił, pozwalającej głównej bohaterce spełniać każdą swoją potrzebę. Romans jest wynikiem idealnego zrozumienia, które połączyło Romy i Samuela, zdolnych do komunikacji bez słów. Jednak ten burzliwy związek skazany był na porażkę, a ulotność wspólnych chwil stanowiła jego kwintesencję. 

„Babygirl” zdecydowanie nie jest dla każdego i posiada swoje mankamenty. Seans trwa blisko dwie godziny i miejscami ma poważne problemy z tempem. Momentami film bardzo się dłuży lub na odwrót – fabuła pędzi. Spośród wielu scen erotycznych zdarzają się takie, które wywołują u widza w dyskomfort, co raczej nie było celem reżyserki. Dodatkowo, scenariusz zawiera pewne fabularne niedomówienia, co dla jednych stanowi interesujące wyzwanie, zachęcające do zgłębiania myśli bohaterów, podczas gdy dla innych, oczekujących jedynie czystej rozrywki, może być źródłem niedosytu. Główni bohaterowie często porozumiewają się poprzez spojrzenia i mowę ciała, co w efekcie rzeczywiście jest pociągające. Jednak ten zabieg niejednego widza wprowadzić może w konsternację i wywołać wątpliwości co do wydarzeń fabularnych. Pole do własnej interpretacji, jakie zostawia ta produkcja, jest z pewnością duże. 

Największym atutem „Babygirl” jest bez wątpienia obsada. Nicole Kidman, która od dawna nie musi już niczego udowadniać, ponownie zachwyca, prezentując się w znakomitej formie. Jej postać przekonuje w każdej scenie, a widz przez cały film odczuwa potrzebę zrozumienia jej motywacji. Ta kreacja, pełna frustracji i przygnębienia, jednocześnie emanuje niesamowitą magnetycznością i siłą, które przyciągają i hipnotyzują. Kidman w roli Romy owija sobie widza wokół palca i sprawia, że każda wypowiedziana przez nią kwestia brzmi autentycznie. Występ aktorki w „Babygirl” miejscami przywodził na myśl jej słynną rolę w „Oczach szeroko zamkniętych”. 

Reżyserką filmu była Halina Reijn. Źródło: Roel Wijnants/Flickr.com/https://creativecommons.org/licenses/by-nc/2.0/

Niesamowity talent Kidman dodatkowo uwypukla chemia, jaka łączy ją z Harrisem Dickinsonem, wcielającym się w postać Samuela. Ten duet sprzedaje nam romans głównych bohaterów już w pierwszej wspólnej scenie. Dickinson kolejny raz udowadnia, że jest jedną z najbardziej obiecujących młodych gwiazd, a zakres jego możliwości na ekranie stale się poszerza. Od czasu sukcesu „W trójkącie” aktor pojawia się w coraz to bardziej znaczących produkcjach, a występ w filmie Reijn pozostawia nadzieję, że będziemy go widywać jeszcze częściej. W „Babygirl”  zdaje się wręcz stworzony do swojej roli, a tego rodzaju dzieła zdecydowanie są jego żywiołem. 

Kolejnym atutem produkcji jest ścieżka dźwiękowa. Ten element tworzy niesamowitą atmosferę i nadaje produkcji charakterystycznego, dusznego klimatu. Dodatkowo świetne podkreśla rozmaite emocje wylewające się z ekranu. Utwory takie jak „Father Figure”, autorstwa George’a Michaela czy „Never Tear Us Apart” zespołu INXS zostały tutaj świetne wykorzystane.

Halina Reijn stworzyła dzieło, które nie boi się konfrontacji z trudnymi pytaniami o pragnienia, tożsamość i granice moralności. Choć nie wszystko w tej produkcji działa perfekcyjnie, to jej siła tkwi w zdolności do wzbudzania emocji i zmuszania widza do spojrzenia na bohaterów przez pryzmat ich niedoskonałości. Film pozostawia widza z uczuciem niepokoju i refleksji, celowo unikając łatwych odpowiedzi i pozostawiając niektóre wątki otwarte, jakby sama Romy nie była pewna, czy podjęła właściwe decyzje. Czy odważny krok w stronę wolności i spełnienia jest warty ceny, jaką trzeba za niego zapłacić? To kino intymne, pełne emocjonalnych niuansów i subtelnych napięć. Dla jednych będzie to fascynujący portret kobiety w kryzysie, dla innych – przesadnie dramatyczna opowieść. Jedno jest jednak pewne: po seansie trudno pozbyć się wrażenia, jakby film pytał widza: „Are you lost, babygirl?”.

Zofia WOJEWODA