Vega bierze się za Putina. Najnowszy film kontrowersyjnego reżysera.

Patryk Vega uwielbia podejmować kontrowersyjne tematy. Źródło: Serecki/Wikimedia commons/Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International

Polityka, przemoc i demony. Patryk Vega rozpoczął nowy rok od premiery fabularnej biografii rosyjskiego dyktatora. Profanacja kina, a może nowatorskie spojrzenie? Czy polski reżyser ma do zaoferowania coś więcej niż kontrowersje i powierzchowne efekciarstwo?  

Patryk Vega od lat pozostaje jednym z najbardziej rozpoznawalnych, ale jednocześnie i znienawidzonych reżyserów w Polsce. Słyszeli o nim niemal wszyscy; nawet osoby na co dzień obojętne wobec polskiej kinematografii. Filmy, takie jak „Polityka” (2019) czy „Kobiety Mafii” (2018) pomimo szerokiej krytyki przyciągnęły do kin setki tysięcy widzów już w pierwszym tygodniu od swojej premiery. Vega jest bowiem mistrzem zwracania na siebie uwagi, wykorzystując przy tym aż do przesady słynne: „Nieważne jak o tobie mówią, ważne, by mówili”. To właśnie zdolność do wywoływania medialnego szumu, połączona z umiejętnością szybkiego podchwytywania tematów głośnych w debacie publicznej, sprawia, że jego filmy skupiają na sobie uwagę widzów oraz krytyków. Najnowszy projekt Vegi, „Putin”, zdaje się idealnie wpisywać w ten schemat. 

Tak jak zawsze 

Film marketingowo przedstawiany jest jako poważna analiza życia oraz umysłu Władimira Putina. Ma w interesie społecznym skrytykować rosyjskiego przywódcę i pokazać światu jego tchórzostwo; nie bez powodu produkcja ta została zrealizowana w języku angielskim. Niestety już po kilku minutach staje się jasne, że wszystko to nie jest prawdą. Od razu widać, że jest to film Patryka Vegi. W pierwszej scenie dostajemy obraz Putina w niedalekiej przyszłości; jako schorowanego, trzęsącego się człowieka z pełną pieluchą i odchodami wokół. Rozumiem i popieram chęć ośmieszenia tego polityka, ale nie podoba mi się, że jest to zrobione po linii najmniejszego oporu. Chyba już w prostszy i bardziej niesmaczny sposób nie dało się tego zrobić. 

Po tym mocnym rozpoczęciu cofamy się na moment do dzieciństwa Władimira, a następnie równie szybko przeskakujemy do początków jego politycznej kariery. Przez resztę filmu dostajemy pokaz poukładanych w przypadkowej kolejności scen z różnych okresów jego życia. Nieustanne zmiany wprowadzają narracyjny chaos, który nie ma uzasadnienia.  Pomimo podanych lat i lokalizacji łatwo się w tym wszystkim pogubić. Zrozumienie, co dzieje się na ekranie lub też, na jakim etapie politycznej kariery jest Putin może być trudne nie tylko dla mniej uważnego odbiorcy. Nie pomaga w tym całym bałaganie fakt, że przecież nie każdy z nas ma dużą wiedzę o historii współczesnej Rosji. 

Kolejnym problemem jest sama twarz Putina. Wypada ona bardzo nierównomiernie. Została naniesiona na aktora za pomocą sztucznej inteligencji, co niestety łatwo dostrzec. Patryk Vega chwali się osiągnięciami swojej technologii w serwisie społecznościowym X, określając twarz mianem „ultrarealistycznej”. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że przez większość czasu prezentuje się ona źle. Wygląda nienaturalnie i przede wszystkim niezwykle ubogo pod względem mimiki. Owszem, czasami Putin rzeczywiście wygląda jak on, ale te momenty niestety są w znacznej mniejszości. Problem ten jest szczególnie widoczny przy zbliżeniach lub w scenach, gdzie kamera ustawiona jest pod nietypowym kątem. 

W najnowszym filmie reżyser bierze na tapet rosyjskiego dyktatora. Źródło: World Economic Forum/Flickr.com/https://creativecommons.org/licenses/by-nc-sa/2.0/

Marionetka diabła 

Zdecydowanie jednym z najsłabszych elementów  filmu są motywy religijne. Z początku dowiadujemy się, że Putin nie jest ochrzczony. Z tego względu przez znaczną większość czasu towarzyszą mu demony, które przyjęły formę wcześniej spotkanych osób. W zamyśle te złe siły miały kusić rosyjskiego przywódcę wizją bycia najpotężniejszym człowiekiem na ziemi. Vega najpewniej chciał tym sposobem ukazać walkę o duszę polityka między demonicznym złem a Bogiem. Problem w tym, że przez większość czasu Putin sprawia wrażenie bardziej posłusznej marionetki, niż samodzielnej, świadomej jednostki. Zabieg ten zdejmuje z dyktatora przynajmniej część odpowiedzialności za popełnione czyny. To zaprzeczenie jednego z głównych powodów powstania filmu – ukazania brutalnego, cynicznego i w pełni świadomego swoich czynów polityka, który nie cofnie się przed niczym w walce o władzę. 

Wątek demonów ma jeszcze jeden mankament. Rozkazujący rosyjskiemu przywódcy szatan jest niewidoczny dla pozostałych ludzi, przyjmując formę chłopca, z którym młody Władimir zadawał się w dzieciństwie. Z jakiegoś powodu jednak w kilku scenach istota ta wydaje polecenia też innym osobom. Nie zmienia przy tym swojej postaci. To rodzi pytanie: dlaczego? Skoro złe siły potrafią zmieniać swój wygląd, dlaczego tego nie robią? Czemu nie przybierają form bardziej skutecznych wobec innych bohaterów? 

Warto jednak zauważyć, że Patrykowi Vedze nie sposób odmówić odwagi. Sam fakt, że podjął się takiego projektu już o czymś świadczy. Nie boi się pokazywać na ekranie dużej ilości przemocy. Pozwala to przypomnieć widzom, za co odpowiedzialny jest Władimir Putin. Szkoda tylko, że cała ta krytyka ginie gdzieś w gąszczu obsceniczności, chaosu i próby ciągłego szokowania odbiorcy. 

Film „Putin” nigdy nie powinien powstać. To nastawiony na kontrowersje i łatwy zysk wytwór imitujący prawdziwe kino. Jego rzekomy przekaz jest wyjątkowo trudny do dostrzeżenia z powodu licznych błędów i niedociągnięć. Nie ma tu żadnego nowatorskiego spojrzenia na umysł rosyjskiego przywódcy. Widz tak naprawdę nie ma powodu, aby oglądać ten film. Nie wyciągnie z niego żadnej wiedzy, rozważań filozoficzno-moralnych ani tym bardziej rozrywki. Po seansie wyjdzie z kina jedynie zmęczony oraz zniesmaczony. 

Jakub SARNOWSKI