
Filmy Paolo Sorrentino, włoskiego reżysera lubującego się w realizmie magicznym, nie od dziś podbijają festiwale i czarują widzów z całego świata. Jego „Wielkie piękno”, uznawane za arcydzieło współczesnego kina Półwyspu Apenińskiego, pozwoliło na odkrycie przez szeroką publiczność zarówno lęków, jak i zachwytów, jakich doświadczył na swej drodze artysta. Ta oda do życia, młodości i nieubłaganego czasu, ustawiła poprzeczkę niezwykle wysoko. Czy „Bogini Partenope” udało się do niej zbliżyć?
Nowy utwór Sorrentino zadebiutował na zeszłorocznym festiwalu filmowym w Cannes, podczas którego brał udział w walce o Złotą Palmę. Choć w polskich kinach produkcja zagości dopiero 14 marca, jest zdecydowanie jedną z najbardziej wyczekiwanych tegorocznych premier. Umiejętności narracyjne i kreacyjne reżysera przyciągają przed ekrany rzesze kinomanów. Są oni gotowi zanurzyć się w tym charakterystycznym dla niego wizualnym baroku, przesycie i nagromadzeniu piękna oraz niezwykłości, nierzadko odstających od normy czy realizmu. Właśnie taka, pełna uroku, humoru i inteligencji jest „Bogini Partenope”.
Dzieło opowiada o losach młodej kobiety, która przyszła na świat w morzu, sąsiadującym z jej rodzinnym domem w Neapolu. Partenope wyrasta na zjawiskową postać, zwracającą na siebie uwagę nie tylko wyglądem, ale i erudycją. W miarę postępu fabuły poznajemy jej rodzinę towarzyszymy bohaterce w zajęciach na studiach antropologicznych. Stale nurtuje ją pytanie, czym właściwie jest nauka, którą się zajmuje. Poznajemy otaczających ją ludzi, skomplikowane relacje, fascynacje, pasje, trudności i doświadczenia, także odrealnione, szczególnie w trzecim akcie utworu. Co charakterystyczne dla twórczości reżysera, film zdaje się oscylować pomiędzy sferami sacrum i profanum, ukazując Partenope niemal jak boską istotę. Mimo tego nie odbiera jej człowieczeństwa, cielesności ani – zdaje się momentami niechcianej – uwodzicielskiej natury.
Syrenka z Neapolu
Mówiąc o nowym dziele Sorrentino niemożliwe jest oddzielenie go od jego mitycznej natury. Sama postać Partenope zaczerpnięta została z greckiej mitologii, w której to figuruje jako syrena. W tej wersji legendy, rzuca się ona do morza po nieudanej próbie zwabienia Odyseusza w swoje sidła i zostaje wyrzucona na brzeg miasta, dziś znanego jako Neapol. Rzymski wariant opowieści sugeruje, że w kobiecie zakochany był centaur o wdzięcznym imieniu Wezuwiusz. Związek ten jednak przeszkadzał najwyższemu z bogów, Jowiszowi, który w przypływie gniewu zamienił centaura w wulkan, jego kochankę natomiast w miasto – Neapol.
Luźna reinterpretacja mitu przez reżysera dodaje jego filmowi nieprzeniknionej głębi. Oto urzekająca, młoda kobieta, działająca na ludzi jak magnes, o skomplikowanej historii i życiu wewnętrznym. Taki obraz bohaterki, jak i miasta, które reprezentuje, przedstawia nam włoski artysta. Urodzony w tymże miejscu twórca, do dziś wydaje się połączony z nim duchowo. To właśnie w rodzinnym domu w wieku szesnastu lat stracił rodziców, co stara się częściowo zrekonstruować w terapeutycznym filmie z 2021 roku – „To była ręka Boga”. Trudno jednak zignorować wątki biograficzne także w jego najnowszym dziele, w którym utożsamia miejsce urodzenia zarówno z odrealnionym, magicznym wdziękiem, jak i głęboko skrywaną zgnilizną i fałszem, ukrytymi pod fasadami urokliwych, turystycznych miejsc. W „Bogini Partenope” ujawnia się jego fantazja o wielopokoleniowej rodzinie, żyjącej razem we względnej harmonii, którą bezpowrotnie burzy jednak tragiczna oraz przedwczesna utrata jednego z jej członków. Trauma i nieodparte, choć niesłuszne poczucie winy, nękają główną bohaterkę pozwalając artyście na ujawnienie własnych urazów z młodzieńczych lat.
Wielkie piękno
Film, będący tak naprawdę zbiorem historii z różnych lat życia Partenope, dzięki swojej enigmatycznej, pozostawiającej miejsce na domysły narracji, przywodzi na myśl album z ruchomymi zdjęciami. Kolażowa forma opowieści wzmaga wrażenie tajemniczości, jakie roztacza wokół siebie bohaterka, ale i doskonale oddaje działanie pamięci oraz wspomnień. Ich zadaniem nie jest bowiem taśmowe odtwarzanie wszystkich sytuacji z życia, jedna po drugiej, ale przechowywanie tego, co najbardziej efektowne. Nie bez powodu mówi się przecież, że coś jest „godne zapamiętania”, a „Bogini Partenope” na pewno taka jest.
Ujęcia przypominające niekiedy marzenia senne, kościelne sekwencje w trzecim akcie, wyglądające jak wycięte fragmenty barokowych obrazów, postaci tak człowiekowi bliskie i znajome, jak wielka włoska rodzina. Choć momentami można odnieść wrażenie, że niektóre postacie nie otrzymują wystarczająco dużo czasu, by widz mógł się do nich zbliżyć i w pełni nimi nacieszyć, nie jest przypadkowe. Stanowi to jednocześnie jedną z najlepszych metafor relacji międzyludzkich, jaką Sorrentino mógł zastosować.
Gdy tak wiele jego dzieł skupia się na przemijaniu związanym z postępującym wiekiem, najnowszy utwór przypomina, że wielu ludzi funkcjonuje w naszych życiach jedynie w roli „turystów”. Ci, niczym odwiedzający Neapol przyjezdni, przechadzają się przez chwilę po naszych ulicach, czasem czymś się zachwycą, innym razem odkryją dotychczas skutecznie ukrywane przed nimi „brudy”. Może zostawią ślad, który przy odrobinie szczęścia będzie nieco bardziej wartościowy niż nadmiernie agresywne graffiti na przypadkowym murze.
Nowa muza Sorrentino
W rolę głównej bohaterki wciela się rozpoczynająca dopiero swoją karierę Celeste Dalla Porta, określana szumnie w mediach „nową muzą Sorrentino”. Przyznać należy, że młoda aktorka idealnie oddaje nieuchwytny, efemeryczny wręcz urok Partenope. Choć konstrukcja scenariusza momentami wydaje się nieco wybrakowana, doprowadzając do nieoczekiwanej utraty tempa i przeciągając niewymagające tego sceny, to właśnie protagonistka zawsze przyciąga uwagę widza, udowadniając, że warto poświęcić czas na uważne zapoznanie się z jej historią.
Na drodze młodej kobiety pojawia się także jej ulubiony amerykański autor John Cheever (grany przez Gary’ego Oldmana). Ten samotny, wewnętrznie skonfliktowany, melancholijny mężczyzna fascynuje bohaterkę swym sposobem bycia oraz twórczością. Pisarz stanowi figurę artysty uzależnionego od alkoholu i własnego smutku, dostrzega jednak w Partenope własne utracone piękno i młodość, inspirując ją tym samym do celebracji ulotnych wartości. Doskonale ujawnia swoje intencje w scenie, w której kobieta proponuje wspólny spacer, a on odmawia , gdyż „nie chciałby ukraść ani minuty jej młodości”.
Formującym doświadczeniem pod kątem naukowym, ale i osobistym jest dla bohaterki także współpraca z profesorem antropologii, Devoto Marottą (w tej roli Silvio Orlando). Relacja z nauczycielem, będącym w pewnym stopniu przewodnikiem życia protagonistki, pomaga jej rozwinąć się zawodowo, ale i dostrzec w sobie potencjał i dojrzałość, których nie była w pełni świadoma. Sama ewolucja Partenope nie może jednak zostać przypisana żadnemu z wyżej wymienionych mężczyzn ani żadnemu mężczyźnie w ogóle . W postaci tej objawia się bowiem głęboki podziw Sorrentino wobec kobiet, potrzeba celebracji zarówno ich inteligencji i urody, cielesności i duchowości, a wreszcie – seksualności i świętości. Ta oniryczna oda, pozbawiona tendencji do uprzedmiotowiania, ale bogata w oparte na sile i autonomii obrazy kobiecości, tak różnorodnej i fantastycznej, wyraźnie wzbogaca twórczość reżysera o nowe konteksty.
„Bogini Partenope” to niezwykle dojrzałe dzieło w dorobku włoskiego reżysera, odkrywające nieporuszane wcześniej przez niego kwestie lub rzucające nowe światło na jego twórczość. Magnetyzm głównej bohaterki jest upajający, jej niepokorne, wymykające się patriarchalnym pragnieniom i stereotypom działania oraz nieposkromiona potrzeba odnalezienia siebie w świecie przedstawione zostały nadspodziewanie wiarygodnie i uniwersalnie. W każdym z nas bowiem skrywa się ten pierwiastek Partenope, zrodzona z morskiej toni potrzeba bycia znaczącą częścią świata, który tak bardzo nas fascynuje.
Maria PILARSKA